– Nic. – Żal mu było Wilgi. Nalot przeprowadzono po to, żeby ich złapać. Zamiast tego aresztowano dziewczynę. Powinna być ukarana za nielegalny handel, ale nie aż tak.
Wypowiedziano wojnę i padły już pierwsze ofiary. Najpierw Qiao, teraz Wilga. Ale starszy inspektor wciąż poruszał się po omacku. Nie miał pewności, z kim właściwie walczy.
Wilga była już przy końcu ulicy. Pozostawione przez nią mokre ślady stóp znikały.
W XI wieku Su Dongpo zawarł w słowach ten obraz:
Życie jest jak ślad pozostawiony na śniegu przez samotnego żurawia, widać go przez chwilę, a potem znika.
Czasami Chen przypominał sobie wiersze w niezwykle trudnych sytuacjach. Nie wiedział, jakim cudem może być w poetyckim nastroju, kiedy gangsterzy osaczają go coraz bardziej. I w tej samej przypomniał sobie coś innego.
– Chodźmy. – Wstał, wziął Catherine za rękę i poprowadził po schodach na dół.
– Dokąd?
– Muszę szybko wracać do komendy. To pilne. Wpadłem na pewien pomysł. Przepraszam, zadzwonię do pani później.
Rozdział 25
Kilka godzin później Chen bez powodzenia usiłował dodzwonić się do Catherine. Mimo wszystko jednak poszedł do hotelu w nadziei, że ją tam zastanie.
Drzwi otworzyły się, gdy tylko zastukał. Miała na sobie szkarłatną szatę, haftowaną w złote smoki i była na bosaka. Suszyła włosy ręcznikiem.
Odebrało mu mowę.
– Przepraszam, inspektor Rohn.
– Proszę wejść.
– Pani wybaczy, że przychodzę tak późno. Dzwoniłem kilka razy…
– Niech pan przestanie przepraszać. Brałam prysznic. Jest pan tu równie mile widzianym gościem, jak ja w pańskiej komendzie – oznajmiła i gestem zaprosiła, by usiadł na sofie. – Czego się pan napije?
– Wody, jeśli można.
Poszła do małej lodówki.
– Domyślam się, że pojawiło się coś ważnego?
– Tak. – Wyjął z teczki arkusz papieru.
– Co to takiego? – Zerknęła na kilka pierwszych linijek.
– Wiersz z przeszłości Wen. – Wypił łyk wody z butelki. – Przepraszam za te gryzmoły. Ale nie miałem czasu wydrukować.
Usiadła obok niego na sofie.
– Może pan to dla mnie przeczytać.
Gdy pochyliła się, by spojrzeć na wiersz, poczuł zapach mydła, dolatujący od jej skóry wciąż jeszcze wilgotnej po prysznicu. Nabrał powietrza i zaczął czytać po angielsku:
– Kim jest dziennikarz z pierwszych wersów? – zapytała ze zdziwioną miną.
– Wyjaśnię, kiedy skończę.
– Smutny wiersz – mruknęła.
– Dobry, ale przekład nie oddaje walorów oryginału.
– Dlaczego? Przekaz jest wyraźny, a opowieść… bardzo poruszająca.
– „Poruszająca" to właściwe słowo. Miałem sporo kłopotu ze znalezieniem angielskiego odpowiednika. Liu Qing napisał ten wiersz.
– Kto? Liu Qing?
– Szkolny kolega Wen. Lihua o nim wspominał. Nowobogacki, który sfinansował spotkanie.
– Ach, rzeczywiście. „Koła fortuny obracają się tak szybko". Wspominał o nim też Zhu. Mówił, że Liu Qing w liceum był nikim. Czemu ten wiersz nagle stał się dla nas taki ważny?
– W domu Wen znaleziono antologię poezji…
– Tak, czytałam o tym w aktach. Chwileczkę: rewolucyjna szlifierka, fabryka komuny, robotnice polerujące palcami części i Lili…
– Teraz pani rozumie. Dlatego chciałem porozmawiać z panią o wierszu jeszcze dziś wieczorem – powiedział. – Kiedy się pożegnaliśmy, zadzwoniłem do Yu. W tej antologii jest wiersz Liu Qina. Yu przesłał mi faksem. Po raz pierwszy wiersz opublikowano w czasopiśmie „Gwiazdy". Liu pracował wtedy jako reporter w „Dzienniku Wenhui". Pisał między innymi o wzorowej fabryce komuny w okręgu Changle w prowincji Fujian. Mam tu kopię reportażu z dziennika. – Wyjął z teczki gazetę. – Propagandowa papka. Nie miałem czasu, żeby przetłumaczyć. Teraz niewiele księgarni, nawet w wielkich miastach, sprzedaje zbiory poezji. Nie sposób sobie wyobrazić, że biedna chłopka pojechałaby do miasta ze swojej wioski, żeby kupić tomik.
– Uważa pan, że wiersz przedstawia prawdziwą historię?
– Trudno określić, w jakim stopniu. Sam opis realnej wizyty w fabryce Wen może być wymysłem. Ale Liu użył w reportażu tej samej metafory: „rewolucyjna szlifierka, która poleruje ducha socjalistycznego ludu". Pewnie między innymi dlatego rzucił pracę.