Выбрать главу

Liu pokiwał głową.

– Przenikają również do biznesu. Kilka firm wynajmuje gangsterów do ściągania długów.

– Rozumiecie więc, o co mi chodzi, Liu. Według najnowszych informacji, jakie otrzymałem, gangsterzy nie dadzą Wen spokoju nawet po procesie, bez względu na to, czy Feng będzie zeznawał, czy nie.

– Dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.

– Nie pytajcie mnie dlaczego. Wiem tylko tyle, że zrobią wszystko, żeby ją odnaleźć. I wykonają egzekucję. Dla przykładu. To tylko kwestia czasu. Po prostu Wen łudzi się, że jeśli zostanie tu z wami, sprawy się ułożą.

– A wy, jako starszy inspektor, nie możecie nic zrobić dla niej, dla ciężarnej kobiety?

– Chciałbym, Liu. Czy sądzicie, że łatwo mi przyznać, jak bardzo jestem bezradny… jaki ze mnie żałosny okaz policjanta? Nic nie sprawiłoby mi większej radości niż możliwość udzielenia Wen pomocy. – W jego głosie dźwięczała cała nagromadzona frustracja. Dla policjanta przyznanie się do bezradności było czymś więcej niż utratą twarzy, ale w oczach Liu dostrzegł reakcję na swoje słowa. – A więc jeżeli weźmiecie to pod uwagę – mówił dalej z zaangażowaniem – sami zobaczycie, że naprawdę wyjazd leży w jej interesie. Tutaj nikt jej nie ochroni.

– Ale jak mogę pozwolić, żeby ten sukinsyn znęcał się nad nią do końca życia?

– Nie sądzę, żeby dała się Fengowi nadal maltretować. Ostatnie dni wszystko zmieniły. Sami powiedzieliście: rozkwitła. Uważam, że na nowo odzyskała ducha. – Po chwili dodał: – Poza tym na miejscu sprawą zajmie się inspektor Rohn. Będzie działać w interesie Wen. Zapewniam.

– A więc wróciliśmy do punktu wyjścia. Wen musi wyjechać.

– Nie. Uzyskaliśmy lepszy ogląd sytuacji. Spróbuję wszystko wyjaśnić Wen, a ona niech sama podejmie decyzję.

– Dobrze, starszy inspektorze Chen – oznajmił Liu. – Porozmawiajcie z Wen.

Rozdział 30

Starszy inspektor Chen i Liu Qing przeszli z gabinetu do salonu, gdzie inspektor Rohn i Wen czekały w milczeniu.

Chen natychmiast jednak zauważył zmianę. Na stole obiadowym stała imponująca kolekcja talerzy, a wśród nich królował półmisek ozdobiony malowaną wierzbą, z którego sterczał łeb i ogon wielkiego karpia duszonego w sosie sojowym. Pewnie to właśnie on niedawno zwisał z dłoni Liu. Przygotowanie żywego karpia tych rozmiarów nie mogło być łatwe. Inne dania również wyglądały kusząco. Na jednym z talerzyków wciąż parowały różowawe rzeczne krewetki, smażone z zielonymi liśćmi herbaty.

Na krześle obok inspektor Rohn leżał plastikowy fartuch. Zapewne pomagała w kuchni.

– Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać – zwrócił się Liu do Wen. – Starszy inspektor Chen chciałby z tobą porozmawiać.

– A czy ty z nim nie rozmawiałeś?

– Tak, ale decyzję musisz podjąć sama. Mówi, że powinnaś mieć

pełen obraz sytuacji.

Wen nie tego się spodziewała. Jej ramiona zadrżały mimo woli.

– Jeżeli uważasz, że tak trzeba – wymamrotała, nie podnosząc głowy.

– W takim razie poczekam na ciebie w gabinecie na górze.

– A co z karpiem? Wystygnie. Przecież to twoje ulubione danie.

Drobiazg, ale o niezwykłej wymowie, zauważył w duchu Chen. Wen w takiej chwili pomyślała o ulubionej potrawie Liu. Czy zdawała sobie sprawę, że to może być ostatni posiłek, jaki dla niego przygotowała?

– Nie martw się, Wen. Podgrzejemy – uspokoił ją Liu. – Starszy inspektor Chen obiecał, że nie zmusi cię do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Jeżeli postanowisz zostać, zawsze będziesz tu mile widziana.

– Porozmawiajmy, Wen – ponaglił Chen.

Gdy tylko Liu wyszedł, kobieta się załamała.

– Co wam powiedział? – wyszeptała, oddychając głęboko.

– To samo, co wam.

– Nie mam nic do dodania – oświadczyła z uporem, zakrywając twarz dłońmi. – Możecie mówić, co tylko chcecie.

– Jako policjantowi nie wolno mi powiedzieć w komendzie, co tylko chcę. Każą mi wytłumaczyć, dlaczego odmówiliście wyjazdu, albo nie pozwolą zamknąć sprawy.

– Tak jest, Wen. Musimy znać pani powody – przyłączyła się Catherine, podając jej papierową chusteczkę, by wytarła łzy.

– Fakt, że zatrzymaliście się u Liu również wymaga pewnych wyjaśnień – dodał Chen. – Jeżeli ludzie tego nie zrozumieją, sprawią mu wiele kłopotów. Nie chcecie, żeby coś mu się stało, prawda?

– Dlaczego mieliby do niego pretensje? To moja decyzja – wykrztusiła Wen i znów ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.

– Jestem starszym inspektorem policji i wiem, jak nieprzyjemnie sprawy mogą się dla niego ułożyć. Dochodzenie prowadzą wspólnie rządy Chiny i Stanów Zjednoczonych. Porozmawiajcie z nami; to leży nie tylko w waszym interesie, ale także Liu.

– Od czego zacząć?

– Od czasów ukończenia liceum… żebyśmy mieli pełny obraz.

– Naprawdę chcecie wiedzieć, co wycierpiałam przez tyle lat z tym potworem? – Ledwo mówiła przez łzy.

– Rozumiemy, że te wspomnienia są bolesne, ale to ważna sprawa. – Catherine podała kobiecie kubek wody. Wen podziękowała skinieniem głowy.

Chen odniósł wrażenie, że relacje między nimi się poprawiły. Nie wiedział, o czym rozmawiały w czasie jego nieobecności, ale wcześniejsza wrogość Wen wobec Catherine zniknęła. Na palcu Catherine dostrzegł plaster. Z całą pewnością pomagała w kuchni.

Wen zaczęła opowiadać monotonnym głosem, jakby relacjonowała historię innej osoby. Twarz miała bez wyrazu, oczy puste i tylko jej ciałem czasem wstrząsało bezgłośne łkanie.

W 1970 roku, kiedy ruch wykształconej młodzieży wymiótł wszystkich na wieś, Wen miała zaledwie piętnaście lat. Po przyjeździe do wioski Changle okazało się jednak, że nie pomieści się w małej chatce razem z trzypokoleniową rodziną swojego krewnego. Ponieważ jako jedyna reprezentowała wykształconą młodzież w wiosce, kierowany przez Fenga Komitet Rewolucyjny Komuny Ludowej wioski Changle przydzielił jej niewykorzystany składzik na narzędzia, przylegający do stodoły. W pomieszczeniu nie było elektryczności, wody ani żadnych mebli poza łóżkiem, ale Wen wierzyła w apel Mao, aby młodzi ludzie doskonalili się dzięki trudnościom. Feng jednak wcale nie okazał się małorolnym chłopem z teorii Mao.

Zaczął od zapraszania jej na rozmowy w swoim gabinecie. Jako najważniejszy członek kadry partyjnej miał prawo prowadzić polityczne zajęcia, jakoby w celu reedukowania młodych ludzi. Musiała spotykać się z nim za zamkniętymi drzwiami trzy albo cztery razy w tygodniu. Feng, małpa w ludzkim ubraniu, obmacywał ją podczas lektury Cytatów z przewodniczącego Mao. I w końcu pewnej nocy stało się to, czego się obawiała. Feng włamał się do składziku. Walczyła, ale pokonał jej opór. Potem przychodził prawie co noc. Nikt w wiosce nie ośmielił się pisnąć choć słowem. Feng nie zamierzał się z nią ożenić, ale kiedy zaszła w ciążę, zmienił zdanie. Z pierwszą żoną nie miał dzieci. Wen była zrozpaczona. Myślała o aborcji, ale klinika komuny znajdowała się pod jego nadzorem. Chciała uciec, lecz wioska nie miała autobusowego połączenia. Do najbliższego przystanku wieśniacy musieli jechać traktorem komuny wiele kilometrów. Myślała o samobójstwie, ale nie mogła się do tego zmusić, kiedy poczuła w sobie ruchy dziecka.

W końcu pobrali się pod portretem przewodniczącego Mao. To był „rewolucyjny ślub", jak doniosła miejscowa rozgłośnia radiowa.

Feng nie zawracał sobie głowy aktem małżeństwa. Przez pierwszych kilka miesięcy stanowiła dla niego pokusę – młoda, wykształcona, z wielkiego miasta; to dawało mu seksualną satysfakcję. Ale wkrótce przestał się nią interesować. Po narodzinach dziecka zaczął zachowywać się brutalnie.