Выбрать главу

– Jak?

– Koktajlami Mołotowa. Rzucę kilka butelek. – Wyrwał siekierę z framugi drzwi. Czy się przyda? Ale cuda kung-fu zdarzały się tylko na ekranie. – Dogonię was.

– Nie zostawię cię samego. Policja na pewno usłyszała odgłosy walki. Powinni przyjechać lada chwila.

– Posłuchaj, Catherine – wychrypiał przez zaschnięte gardło. – Nie zdołamy długo się bronić. Kiedy zaczną nas atakować z obu stron, będzie za późno. Uciekajcie. Natychmiast.

Zaczął rzucać butelki, jedna po drugiej. Drogę zasnuł dym i ogarnęły płomienie. Między eksplozjami usłyszał, jak Catherine i Wen łomoczą w tylne drzwi. Nie miał czasu się obejrzeć. Gangster pędził na niego, w dymie migotały siekiery. Chen cisnął przed siebie butelką, potem siekierą.

Nikt już nie nadbiegał przez rozwiewający się dym.

Doskonale, pomyślał, ściskając w dłoni butelkę. W tym samym momencie rozległ się głośny wystrzał za domem, potem łoskot.

Chen odwrócił się gwałtownie i zobaczył, jak Catherine wciąga Wen z powrotem do domu. Przy ogrodzeniu pojawiła się zamaskowana twarz. Inspektor Rohn wystrzeliła raz jeszcze. Gangster runął do tyłu.

– Ta suka ma broń! – krzyknął ktoś.

W pistolecie został już tylko jeden nabój.

Ale te kilka minut okazało się rozstrzygające.

Usłyszał w oddali wycie syreny, potem pisk opon. Odgłos biegnących stóp. Niewyraźne okrzyki. Zajadłe szczekanie.

Wybiegł na zewnątrz przy akompaniamencie gwałtownej strzelaniny, trzymając w rękach dwa ostatnie koktajle Mołotowa. Salwa skierowana była w gangsterów kryjących się przy domu po drugiej strony drogi. Kolejna seria trafiła w stodołę, która natychmiast stanęła w płomieniach. Wybiegł z niej gangster.

– Gliny!

Kilka sekund później zostały tylko ciała porozrzucane na ziemi. Policjanci z bronią w ręku gonili niedobitki Latających Siekier.

Ze zdumieniem Chen zobaczył Yu – detektyw szedł w jego kierunku i wymachiwał pistoletem.

Bitwa dobiegła końca.

Rozdział 34

Detektyw Yu! – Chen chwycił przyjaciela za rękę.

– Cieszę się, że was. widzę, szefie. – Yu był zbyt podniecony, żeby

wykrztusić coś więcej.

Catherine ściskała drugą dłoń Yu. Twarz miała pokrytą smugami brudu, bluzkę rozerwaną na ramieniu.

– Co za spotkanie, detektywie Yu.

– Miło mi panią poznać, inspektor Rohn.

– Myślałem, że wracasz do Szanghaju – powiedział Chen.

– Samolot miał opóźnienie. Zanim wszedłem na pokład, jeszcze raz sprawdziłem telefon. Znalazłem wiadomość od inspektor Rohn, że nikt nie wyszedł po was na dworzec.

– Kiedy wysłała pani ten SMS, inspektor Rohn?

– Jak czekałyśmy, aż wynajmie pan samochód.

– Zdziwiła mnie nieobecność policji na stacji – ciągnął Yu. – Im więcej o tym myślałem, tym bardziej wydawało mi się to podejrzane. Po tych wszystkich wypadkach, sami wiecie…

– Oczywiście – przerwał mu Chen. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Najwyraźniej inspektor Rohn też. W przeciwnym razie po co wysyłałaby SMS? Mimo wszystko nie powinni omawiać dziwnego zachowania miejscowych funkcjonariuszy w jej obecności.

– Dlatego pożyczyłem od lotniskowej policji gazika. I wziąłem kilku ludzi ze sobą. Miałem przeczucie.

– Dobre przeczucie.

W czasie kiedy rozmawiali, Chen usłyszał, że przyjeżdżają kolejne samochody. Wcale się nie zdziwił, widząc komisarza Honga, szefa Komendy Policji w Fuzhou, w towarzystwie grupy uzbrojonych podwładnych.

– Tak mi przykro, starszy inspektorze Chen – odezwał się Hong przepraszającym tonem. – Spóźniliśmy się na dworzec. Mój asystent pomylił czas waszego przyjazdu. Kiedy wracaliśmy do komendy, otrzymaliśmy wiadomość o walce i pospieszyliśmy tutaj.

– Nie martwcie się, komisarzu Hong. Już po wszystkim. Czy on, człowiek z zewnątrz, mógł podjąć próbę natychmiastowego uzdrowienia sytuacji? Odpowiedź brzmiała „nie". Pozostało mu jedynie pogratulować sobie szczęścia. Zadanie zostało wykonane, nikt z całej trójki nie doznał poważniejszych obrażeń, a garstkę gangsterów spotkała zasłużona kara. – Latające Siekiery są dobrze poinformowane – powiedział tylko. – Zaatakowali nas tuż po przyjeździe do wioski.

– Któryś z wieśniaków musiał zobaczyć Wen i ich powiadomić.

– Dzięki czemu otrzymali wiadomość wcześniej niż policja. – Chen nie zdołał powstrzymać się od sarkazmu.

– Teraz widzicie, jak trudna bywa tu sytuacja, starszy inspektorze Chen. – Hong pokręcił głową, potem zwrócił się do Catherine: – Bardzo mi przykro, że spotykamy się w takich okolicznościach, pani inspektor Rohn. Przepraszam.

– Nie trzeba, komisarzu Hong – odparła Catherine. – W imieniu Biura Szeryfa Federalnego Stanów Zjednoczonych dziękuję za waszą współpracę.

Pojawili się kolejni policjanci, aby oczyścić pole walki. Na ziemi leżało kilku rannych gangsterów. Jeden prawdopodobnie nie żył. Chen zamierzał właśnie przesłuchać mężczyznę z Latających Siekier, który mamrotał coś do miejscowego policjanta, kiedy Hong zapytał:

– Możecie mi wytłumaczyć chińskie przysłowie, starszy inspektorze Chen? Mogao yice, daogao yizhang?

– W dosłownym tłumaczeniu znaczy to: „Diabeł ma ćwierć metra wzrostu, a sprawiedliwość, metr". Innymi słowy, choć zło jest potężne, sprawiedliwość zwycięży. W rzeczywistości oryginalne przysłowie miało dokładnie odwrotne znaczenie. Dawny chiński mędrzec bardziej pesymistycznie oceniał potęgę zła.

– Rząd chiński jest zdecydowany zadać miażdżący cios wszystkim siłom zła – oświadczył pompatycznie Hong.

Chen pokiwał głową, widząc, jak policjant kopie rannego gangstera i klnie. „Niech cię diabli. Przestań gadać w tym cholernym mandaryńskim".

Bandyta wrzasnął; mrożący krew w żyłach odgłos przeciął rozmowę jak kolejna latająca siekiera.

– Bardzo przepraszam, inspektor Rohn – powiedział Hong. – Gangsterzy to najgorsze męty pod słońcem.

– Miałem po uszy przeprosin każdego dnia mojego pobytu tutaj – zauważył z goryczą detektyw Yu, krzyżując ręce na piersiach. – Niezapomniane wrażenia z Fujianu!

Ale starszy inspektor Chen wiedział, że nie powinien dalej roztrząsać sprawy. Oficjalnie wszystko można było przypisać zbiegowi okoliczności. Nie miało sensu zajmować się tym nadal i kazać czekać inspektor Rohn i Wen.

– My, miejscowa policja, niewiele możemy zrobić. – Hong popatrzył Chenowi prosto w oczy. – Sami wiecie, starszy inspektorze.

Czy to aluzja do polityki na najwyższym szczeblu?

Znów pojawiły się wątpliwości, które dręczyły go na samym początku śledztwa. Zniknięcie Wen może nie było zaaranżowane przez wpływowe osobistości… ale czy władze rzeczywiście miały ochotę przekazać żonę Fenga Amerykanom? Czy jemu wyznaczono tylko rolę w antycznym teatrze cieni, pełnym hałasów i namiętności, ale bez materialnej treści? Pragnąc posłużyć za wzorzec chińskiego starszego inspektora policji, wyszedł jednak poza granice sceny.

A zatem bitwa w wiosce rzeczywiście wykraczała poza kompetencje miejscowej policji. Zdawało się, że komisarz Hong to właśnie sugerował.

Może rozkaz działania został obmyślony i zaplanowany na najwyższym szczeblu?

Wolał w to nie wierzyć.

Pewnie nigdy nie pozna prawdy. Może byłoby najlepiej, gdyby przyjął rolę jednego z głupich chińskich gliniarzy z hollywoodzkich filmów i pozwolił inspektor Rohn tak o nim myśleć.

Musiał jednak zachować swoje podejrzenia dla siebie. Gdyby podzielił się nimi z Catherine, jeszcze przed jego powrotem do Szanghaju na biurku sekretarza Li wylądowałby kolejny meldunek Wydziału Wewnętrznego.