Выбрать главу

– Jak wam obiecałem w Suzhou, Liu nic się nie stanie, dopóki będziecie współpracować z Amerykanami – oznajmił Chen. Teraz, w obecności towarzysza sekretarza Li, składam tę samą przysięgę.

– Starszy inspektor Chen ma rację – potwierdził całkowicie szczerze Li. – Jako stary bolszewik i od czterdziestu lat członek partii, ja również daję wam słowo. Postępujcie odpowiednio, a Liu będzie bezpieczny.

– Mam tu słownik angielski. – Yu wyciągnął z kieszeni spodni sfatygowaną książkę. Moja żona i ja należeliśmy do wykształconej młodzieży. W Yunnanie nigdy nie marzyłem, że pewnego dnia zostanę szanghajskim policjantem rozmawiającym po angielsku z amerykańską funkcjonariuszką. Liu ma rację. Wszystko może się zmienić. Weźcie słownik, na pewno wam się przyda.

– Dziękuję, detektywie Yu. – Liu wziął książkę w imieniu Wen. – Bardzo jej pomoże.

– Mam coś jeszcze.

Chen wyjął kopertę, w której znajdowało się zdjęcie Wen wyjeżdżającej z Szanghaju w grupie wykształconej młodzieży. Fotografia wydrukowana w „Dzienniku Wenhui".

Wzięła je Catherine, ponieważ Wen wciąż płakała, kryjąc twarz w dłoniach.

Dwadzieścia lat temu na stacji kolejowej, punkt zwrotny w jej życiu… Catherine spojrzała na fotografię, potem na Wen. Teraz, na lotnisku, następuje kolejny punkt zwrotny, ale Wen nie jest już młodą, pełną życia czerwonogwardzistką tańczącą taniec lojalnych i patrzącą z nadzieją w przyszłość.

– Chciałabym wspomnieć o jednym aspekcie programu ochrony świadków – odezwała się cicho. – Na własne ryzyko można się z niego wycofać. Nie zalecamy tego. Ale jeśli sytuacja się zmieni… Za kilka lat, kiedy triady zostaną zniszczone, może zdołam w porozumieniu ze starszym inspektorem Chenem zaproponować jakieś inne rozwiązanie.

Wen popatrzyła na nią przez łzy, ale nic nie powiedziała. Po chwili sięgnęła do torebki, wyjęła mały pakiecik i podała go Catherine.

– To właśnie dały mi Latające Siekiery. Nie musicie nic więcej mówić, inspektor Rohn.

– Dziękuję – odezwali się jednocześnie Chen i Yu.

A teraz, kiedy już obiecała wam pełną współpracę – odezwał się Liu, zerkając na przyległy mały pokój – czy moglibyśmy mieć trochę czasu dla siebie.

– Oczywiście – zgodziła się natychmiast Catherine. – Poczekamy tutaj.

Rozdział 37

Kiedy Wen i Liu wyszli, Catherine Rohn odwróciła się do Chena, który gestem przeprosił wszystkich pozostałych.

– A teraz pora na opowieść, starszy inspektorze – oświadczyła sucho. Najnowsze wydarzenia zaskoczyły ją, chociaż pewnie w mniejszym stopniu niż współpracowników Chena. W czasie kilku minionych dni nieraz czuła, że coś się dzieje z jej tajemniczym chińskim partnerem.

– To było niezwykłe śledztwo, towarzyszu sekretarzu Li – zaczął Chen. -Musiałem podejmować decyzje bez możliwości skonsultowania się z wami albo swoimi kolegami, na własną odpowiedzialność. Także nie przekazywałem niektórych informacji, ponieważ nie byłem pewien ich znaczenia. Dlatego jeżeli usłyszycie coś, czego nie mówiłem wam wcześniej, proszę okazać cierpliwość i pozwolić mi wyjaśnić.

– W zaistniałej sytuacji musieliście podejmować takie decyzje. Rozumiemy wszystko – oznajmił serdecznym tonem Li.

– Tak, wszystko rozumiemy. – Catherine czuła się w obowiązku powtórzyć jego słowa, ale postanowiła sama zacząć zadawać pytania, zanim Li wda się w wygłaszanie referatu politycznego. – Kiedy zaczął pan mieć podejrzenia co do intencji Wen?

– Początkowo w ogóle nie zastanawiałem się nad jej motywami. Przyjąłem, że jedzie do Stanów Zjednoczonych, bo chce tego Feng. To było oczywiste. Ale zaniepokoiło mnie pani pytanie o opóźnienia w załatwianiu wniosku paszportowego. Przyjrzałem się więc całemu procesowi jego rozpatrywania. Był powolny, ale znalazłem także pewną niespójność w datach. Wbrew temu, co twierdził Feng, że Wen rozpoczęła starania o paszport na początku stycznia, nie zrobiła nic w tej sprawie do połowy lutego.

– Tak, rozmawialiśmy krótko na ten temat – potwierdziła.

– Na podstawie szczegółowego meldunku detektywa Yu zacząłem się orientować, jakim koszmarem było jej życie z Fengiem. Z przesłuchań zarejestrowanych na taśmie dowiedziałem się też, że Feng na początku stycznia dzwonił dość często i że w jednym przypadku Wen nie podeszła do telefonu. Dlatego założyłem, że w tym czasie nie chciała wyjeżdżać.

– Ale Feng nam powiedział, że pragnęła do niego dołączyć.

– Kłamał. Gdyby przyznał, że żona niechętnie myśli o przyjeździe, utraciłby twarz – wyjaśnił Chen. – Co sprawiło, że zmieniła zdanie? Sprawdziłem na policji w Fujianie. Powiedzieli, że nie wywierali na nią żadnych nacisków. Uwierzyłem, zwłaszcza widząc obojętność, z jaką traktowali dochodzenie. A potem znalazłem w meldunku detektywa Yu coś jeszcze.

– Co takiego, szefie? – Yu nawet nie starał się ukryć zdziwienia.

– Niektórzy z wieśniaków wiedzieli o „problemach" Fenga w Stanach. Początkowo pomyślałem, że usłyszeli, iż Feng wdał się w Nowym Jorku w bójkę i został aresztowany. Wtedy jednak dyrektor Pan użył innego słowa: „umowa". Czyli „problemy" znaczyły umowę Fenga z Amerykanami. Skoro wieśniacy o tym wiedzieli, nie rozumiałem, dlaczego gangsterzy czekali tak cierpliwie do momentu przyjazdu inspektor Rohn do Chin. Mogli porwać Wen o wiele wcześniej.

– I o wiele łatwiej – dodał Yu. – Tak, przeoczyłem to.

– Gangsterzy mieli powody, aby dotrzeć przed nami do Wen. Ale po tych wypadkach w Fujianie i Szanghaju zacząłem się zastanawiać. Dlaczego nagle zaczęli działać tak desperacko? Przecież musieli uruchomić mnóstwo sił i środków. Wmieszani w to byli również policjanci. A po nalocie na rynku Huating stałem się naprawdę bardzo podejrzliwy.

– W niedzielę? – zdziwił się Li. – Zasugerowałem, żebyście zrobili sobie dzień wolny, prawda?

– Tak, skorzystaliśmy z propozycji – potwierdziła Catherine. – Poszliśmy ze starszym inspektorem Chenem na zakupy. Był nalot na uliczny targ. Nic nam się nie stało. – Świadomie wyraziła się nieprecyzyjnie, widząc zaskoczenie na twarzy Li. – A więc już wtedy pan coś wiedział, starszy inspektorze?

– Nie. Domyślałem się, ale sprawy wciąż pozostawały dla mnie niejasne. Uczciwie mówiąc, do dziś nie rozumiem kilku rzeczy.

– Starszy inspektor Chen nie chciał wszczynać fałszywego alarmu – wtrącił pospiesznie Yu.

– Oczywiście. – Uważała, że Yu niepotrzebnie staje w obronie szefa, który wszczynał zupełnie uzasadnione alarmy, wcale nie fałszywe. – Ale…

– Dochodzenie było pełne nagłych zwrotów, pani inspektor. Postaram się więc trzymać chronologii. Na różnych etapach śledztwa każde z nas miało swoje podejrzenia i wspólnie je omawialiśmy. To pani uwagi nieraz rzucały światło na zaistniałą sytuację.

– Dyplomata z pana, starszy inspektorze Chen.

– Nic podobnego. Pamięta pani naszą rozmowę w Wiosce Zielonej Wierzby? Zwróciła pani moją uwagę na następujący fakt: wbrew poleceniu wydanemu przez Fenga w czasie ostatniej rozmowy telefonicznej, Wen nie próbowała się z nim skontaktować po dotarciu w ewidentnie bezpieczne miejsce.

– Tak, zdziwiło mnie to, ale nie byłam wtedy pewna, czy rzeczywiście jest w bezpiecznym miejscu.

– Potem w kawiarni Deda przekonała mnie pani, że Gu wie więcej, niż nam wyjawił. To mnie skłoniło do dokładniejszego zajęcia się tą sprawą.