– Może był to gest wobec Li – powiedział z ociąganiem Chen. Zdawał sobie sprawę, że Stary Myśliwy żywi urazę do Li. Obaj wstąpili do policji mniej więcej w tym samym czasie. Stary Myśliwy zajmował się wyłącznie pracą policyjną, Li tylko polityką. Po trzydziestu latach powstała między nimi głęboka przepaść. – Poza tym sam Li mógł nie mieć z tym nic wspólnego.
– Mógł – odparł Stary Myśliwy – ale nigdy nie wiadomo. Sprawy naprawdę wymknęły się spod kontroli – ciągnął dalej z oburzeniem, żując listek zębami pociemniałymi od herbaty. – A teraz o zwłokach w Parku na Bundzie. Niezwykły przypadek. Nie zdziwiłbym się, gdyby do niego doszło na wybrzeżu niedaleko Hongkongu albo w prowincji Yunnan, gdzie przemyca się przez granicę narkotyki. Ponieważ jednak prezydent Jiang był poprzednio burmistrzem Szanghaju, gangsterzy starali się nie rzucać tu w oczy. Nie chcieli szarpać tygrysa za wąsy. Nie pamiętam, aby triady dokonały jakiegoś zuchwałego zabójstwa w Szanghaju.
– To mogła być robota organizacji spoza Szanghaju. – Chen pociągnął długi łyk herbaty. – Być może chciały w ten sposób przekazać jakąś wiadomość tutejszym ludziom.
– Proponuję, żebyście dali do gazet kolejny materiał. Barwny, szczegółowy opis ran zadanych siekierą. Zobaczycie, czy wąż wypełznie z jaskini.
– Dobry pomysł.
– Jeżeli postanowiliście zajmować się gangsterami, starszy inspektorze Chen, nie wolno wam iść tylko białą ścieżką. Musicie być bardzo elastyczni. I koniecznie postarać się o wszelką pomoc. Kogoś, kto zna czarną i białą ścieżkę, a poza tym ma również koneksje na ulicy.
Chen uświadomił sobie, że wujek Yu proponuje mu współpracę. Emerytowany gliniarz był starym wygą z własnymi kontaktami.
– Całkowicie się z wami zgadzam. Prawdę mówiąc, myślałem, żeby was o to poprosić, wujku Yu.
– Zrobię, co w mojej mocy, starszy inspektorze Chen.
– Prowadzę dwie sprawy. Obie wiążą się ze sobą, ale każda z nich prawdopodobnie ma coś wspólnego zarówno z czarną, jak i białą ścieżką. Wątpię, by Qian Jun był wystarczająco doświadczony, żeby dobrze wykonać swoje zadanie, a sekretarz Li, jak sami wiecie, nie będzie chciał zostać w nie wmieszany, bo jak zawsze dba o zachowanie politycznej poprawności.
– Podajcie mi wszystkie szczegóły. Zapomnijcie o sekretarzu Li.
– Po pierwsze, jeszcze nie ustaliliśmy tożsamości ofiary z Parku na Bundzie, ale wstępny raport doktora Xia przemawia za waszą hipotezą. – Podał Staremu Myśliwemu kopię raportu. – Mężczyzna został zabity wkrótce po odbyciu stosunku seksualnego. Wciąż miał na sobie piżamę. Bardzo więc możliwe, że zamordowano go w domu albo w hotelu. Jeżeli w hotelu, to raczej nie pięciogwiazdkowym i państwowym, bo kierownictwo musiałoby o tym zameldować. Ale jest mnóstwo prywatnych lokali, salonów masażu i im podobnych.
– A także burdeli, starszy inspektorze Chen. Nie znajdziecie niczego o nich w dokumentacji komendy.
– Po drugie, sprawa Wen Liping. Yu pracuje nad nią w Fujianie. Jako wykształcona młodzież z Szanghaju, Wen mogła wrócić do miasta. – Wyjął fotografię kobiety. – Jeżeli nie zatrzymała się u krewnych, pewnie wybrała któryś z tanich prywatnych hoteli bez licencji.
– Dobrze, sprawdzę wszystkie prawdopodobne miejsca. Jestem stary, ale wciąż mogę coś zrobić. – Po chwili dodał poważnie: – Nigdy nie lekceważcie tych bandziorów. Mogą prześladować człowieka jak demony kryjące się w ciemności i uderzyć, kiedy się tego nie spodziewa. W ubiegłym roku mój stary kolega zniknął w czasie rozpracowywania gangu. Jego ciała dotąd nie odnaleziono.
– Przepraszam, że was w to wciągam, wujku Yu.
– Nie mówcie takich rzeczy, starszy inspektorze Chen. Cieszę się, że mogę się przydać. Jestem workiem starych kości i nie mam się czego obawiać. Cokolwiek się zdarzy, w moim wieku łatwiej ponieść ryzyko. Jesteście jeszcze młodzi i przed wami długa droga. W walce z triadami ostrożności nigdy za wiele.
– Dziękuję. Będę bardzo ostrożny.
Pożegnali się przed Księżycowym Wiatrem. Chen zadzwonił do inspektor Rohn.
– Jutro rano pojedziemy porozmawiać ze starszym bratem Wen Liping, Wenem Lihua.
– A więc odpowiedź brzmi „tak"?
– Jak powiedział Konfucjusz: „Jeżeli człowiek nie potrafi dotrzymać słowa, nie potrafi też utrzymać się na nogach".
– „A więc zaczynasz dyszeć, jeżeli ludzie mówią, że jesteś tłusty" – odparła ze śmiechem.
– Oo, a więc zna pani również to chińskie powiedzonko! – Słyszał je tylko raz u starych mieszkańców Pekinu. Inspektor Rohn doskonale opanowała chińskie przysłowia.
– Kiedy zaczniemy? – spytała. – Zaczekam na pana przed hotelem.
– Nie, niech pani tego nie robi. Ruch uliczny może być koszmarny. Spotkamy się koło ósmej, ale zadzwonię do pani pokoju.
– Doskonale.
Kiedy wyłączył telefon, przypomniał sobie dwa słowa, których właśnie użył.
Ruch uliczny.
Ze względu na jego natężenie w okolicach hotelu Pokój i surowe ograniczenia prędkości pojazdy dosłownie pełzły. A kiedy tego ranka stali na rogu ulic Nanjing i Syczuan, motocykl wypadł nie wiadomo skąd i pędził prosto na Rohn. Po Syczuan motocykliści jeździli rzadko. Wydawało mu się, że przypomina sobie, jak w chwili gdy rozmawiali, stojąc na rogu, dobiegł go warkot zapuszczanego silnika. Motocykl omal nie przejechał Amerykanki. Musiał ruszyć z jakiegoś niezbyt odległego miejsca. Cały incydent wyglądał coraz bardziej podejrzanie. Jeżeli kierowca dopiero odpalił silnik, dlaczego od razu tak bardzo przyspieszył?
Inspektor Rohn dopiero przyjechała do Szanghaju. Tylko trzy osoby wiedziały o jej misji. Czy triada z Fujianu mogła uderzyć aż tak szybko? Z czym się mierzy, poszukując Wen? Po raz pierwszy w tym dochodzeniu zaczął mieć złe przeczucia.
Czy dlatego, że sekretarz Li tak bardzo podkreślał sprawę bezpieczeństwa inspektor Rohn?
A może wpłynął na niego wykład Starego Myśliwego o czarnej ścieżce?
Przypomniał sobie, jak wciąga inspektor Rohn na krawężnik, żeby nie wpadł na nią szalony motocyklista. Jeżeli nie był to przypadek, co jeszcze zagraża jej życiu?
Rozdział 8
Stojąc przy mercedesie, Chen zobaczył inspektor Rohn w obrotowych drzwiach hotelu. Miała na sobie białą sukienkę, w kwietniowym słońcu Szanghaju wyglądała jak kwitnąca jabłoń. Sprawiała wrażenie wypoczętej i uśmiechnęła się na jego widok.
– To jest towarzysz Zhou Jing, kierowca z naszej komendy – dokonał prezentacji Chen. – Będzie dzisiaj z nami.
– Miło pana poznać, towarzyszu Zhou – powiedziała po chińsku Rohn.
– Witam, pani inspektor. – Zhou odwrócił głowę i uśmiechnął się szeroko. – Wszyscy nazywają mnie Mały Zhou.
– A mnie Catherine.
– Mały Zhou jest najlepszym kierowcą w komendzie. – Chen usiadł obok Amerykanki.
– A to nasz najlepszy samochód – oznajmił Zhou. – Staramy się jak możemy, w przeciwnym razie starszy inspektor Chen nie byłby tu dziś z panią.
– Ach tak!
– Jest naszą wschodzącą gwiazdą.
– Wiem – odparła.
– Nie przesadzajcie, Mały Zhou – wtrącił się Chen. – Patrzcie lepiej na drogę.
– Nie martwcie się, towarzyszu. Znam ten rejon. Dlatego jadę skrótem.
Chen zaczął mówić do Rohn po angielsku.
– Otrzymała pani jakieś nowe informacje od swoich?
– Mój szef, Ed Spencer, sprawdził sklep spożywczy, w którym Feng robił zakupy. Feng nie prowadzi samochodu. Nie zna nikogo w Waszyngtonie. Chodzenie do kilku chińskich sklepów niedaleko od domu to właściwie jego jedyne zajęcie. Ten spożywczy działa od dawna i nie ma żadnych odnotowanych kontaktów z tajnymi organizacjami. Paragon świadczy, że Feng był w sklepie tego dnia, kiedy zadzwonił, by przekazać ostrzeżenie. Kupił makaron i pożyczył kilka chińskich kaset wideo. Wracając do domu, wstąpił do chińskiego sklepu z ziołami i upominkami, potem do chińskiego fryzjera. A więc kartkę z ostrzeżeniem ktoś mógł włożyć do jego torby z zakupami również w tych miejscach.