Выбрать главу

– Ciekawa nazwa dla zielarni – zauważyła Rohn.

– Chińskie przysłowie mówi: „Stary koń zna drogę". Stary, doświadczony pan Ma wie, jak leczyć, chociaż nie jest lekarzem ani farmaceutą w ogólnie przyjętym znaczeniu.

Wyszła do nich leciwa kobieta w długim białym fartuchu; uśmiechnęła się szeroko.

– Jak się macie, towarzyszu starszy inspektorze Chen?

– Świetnie, pani Ma. To Catherine Rohn, moja amerykańska przyjaciółka. – Chen przedstawił je sobie, gdy przechodzili do obszernego pokoju urządzonego jak biuro. Przy pobielonych ścianach stały wielkie dębowe szafki z wieloma szufladkami oznaczonymi maleńkimi etykietkami.

– Jakie wiatry cię tu przywiały, Chen? – Pan Ma, siwowłosy i siwobrody mężczyzna w okularach w srebrnej oprawie i z długim naszyjnikiem z rzeźbionych paciorków na szyi, wstał z fotela.

– Dziś wiatrem, zza oceanu, jest moja przyjaciółka Catherine. Jak interesy, panie Ma?

– Nieźle, dzięki tobie. Co się stało twojej przyjaciółce?

– Zwichnęła nogę – wyjaśnił Chen.

– Niech popatrzę.

Catherine zdjęła pantofel. Kostka bolała przy dotyku. Kobieta wątpiła, żeby stary mężczyzna zdołał coś ustalić bez prześwietlenia.

– Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, ale nigdy nie wiadomo. Pani pozwoli, że nałożę na jej stopę lekarstwo. Mazidło należy usunąć po dwóch, trzech godzinach. Jeżeli wewnętrzne obrażenia wyjdą na wierzch, proszę się tym nie martwić.

Papka była lepka i żółta. Pan Ma nałożył ją wokół kontuzjowanej części stopy. Pani Ma pomogła owinąć kostkę białym bandażem.

– Trochę też kręci się jej w głowie – powiedział Chen. – Odbyła długą podróż. A potem nie miała czasu odpocząć. Może napój ziołowy doda naszemu gościowi energii.

– Proszę pokazać język – zwrócił się zielarz do Amerykanki, potem przez kilka minut mierzył jej puls, z zamkniętymi oczami, jakby pogrążony w medytacji. – Nic poważnego. Poziom jang jest trochę za wysoki. Może o zbyt wielu sprawach pani myśli. Wypiszę receptę. Trochę ziół dla odzyskania równowagi, a trochę na ciśnienie krwi.

– Wspaniale – ucieszył się Chen.

Pan Ma machnął pędzelkiem z ogona skunksa nad kawałkiem bambusowego papieru i podał receptę pani Ma.

– Wybierz dla niej najświeższe zioła.

– Nie musisz mi tego mówić, staruszku. Przyjaciółka inspektora Chena jest naszą przyjaciółką. – Pani Ma zaczęła wyjmować zioła z szufladek i je odmierzać: szczypta proszku białego jak szron, kolejna czegoś o kolorze przypominającym suszone płatki kwiatów i szczypta fioletowych ziaren wielkości rodzynek. – Gdzie się pani zatrzymała, Catherine?

– W hotelu Pokój.

– Niełatwo przygotować w hotelu tradycyjne chińskie lekarstwo. Musi mieć pani specjalny kamionkowy garnek i zrobić wszystko według przepisu. Lepiej będzie, jak sami przygotujemy lekarstwo i prześlemy gońcem.

– Tak, tak będzie lepiej, stara kobieto – powiedział z aprobatą Pan Ma i pogładził brodę.

– Dziękuję. To niezwykle uprzejme z państwa strony.

– Ja też bardzo dziękuję, panie Ma – odezwał się Chen. – A przy okazji, nie znalazłaby się u pana jakaś książka o triadach albo tajnych organizacjach w Chinach?

– Niech sprawdzę. – Wstał, przeszedł do pokoju na zapleczu i po chwili pojawił się z grubym tomem w ręku. – Przypadkiem mam taką jedną. Możesz ją zatrzymać. Już nie prowadzę księgarni.

– Nie, oddam. Oszczędził mi pan wycieczki do Biblioteki Szanghaju.

– Cieszę się, że moje zakurzone książki wciąż mogą się do czegoś przydać, starszy inspektorze Chen. Sami wiecie, wszystko, co możemy dla was zrobić po tym jak…

– Nie mówcie takich rzeczy, panie Ma – przerwał mu Chen. – Bo nie będę śmiał już tu przychodzić.

– Ma pan okazałą kolekcję książek i to nie tylko medycznych, panie Ma. – Catherine zainteresowała się przerwanym wątkiem.

– Cóż, swego czasu prowadziliśmy antykwariat. Ale dzięki szanghajskiej komendzie policji zamiast niego musieliśmy otworzyć aptekę zielarską – oznajmił z nieskrywanym sarkazmem pan Ma, skręcając palcami brodę.

– Och, interesy idą zupełnie dobrze – wtrąciła pospiesznie pani Ma. – Niekiedy ponad pięćdziesięciu pacjentów dziennie. Ze wszystkich środowisk. Nie mamy powodu narzekać.

– Pięćdziesięciu pacjentów dziennie? To dużo jak na aptekę zielarską, która nie działa w ramach państwowego ubezpieczenia zdrowotnego. – Chen odwrócił się do pana Ma. – Kim są ci pacjenci? – zainteresował się.

– Ludzie przychodzą tu z różnych powodów. Jedni, bo państwowe szpitale nie mogą pomóc, inni, bo nie mogą zgłosić się do szpitala ze swoimi problemami. Choćby w przypadku obrażeń odniesionych w walkach gangów. Państwowy szpital natychmiast zameldowałby o tym policji. No to pomogłem kilku z nich. – Pan Ma spojrzał na Chena, potem dodał lekko wyzywającym tonem. – Jeżeli są przestępcami, pańskim zadaniem jest ich łapać, starszy inspektorze Chen. Do mnie przychodzą jako pacjenci, więc traktuję ich jak lekarz.

– Rozumiem, doktorze Żywago.

– Proszę mnie tak nie nazywać. – Pan Ma zamachał szybko rękami, jakby odpędzał muchę. – Człowiek ugryziony przez węża zawsze będzie się bał zwiniętego sznura.

– Niektórzy z tych ludzi muszą być panu wdzięczni – stwierdził Chen.

– Z nimi nigdy nic nie wiadomo, ale jak w powieściach kung-fu zawsze mówią o spłacaniu długów wdzięczności – odparł starzec, przez kilka sekund przesuwając palcami paciorki. – W dzisiejszych czasach są zdolni do wszystkiego. Ich długie ręce sięgają nieba. Muszę coś dla nich robić, w przeciwnym razie miałbym problem z prowadzeniem praktyki.

– Rozumiem. Nie musi mi pan tego tłumaczyć, ale chciałbym poprosić o jeszcze jedną przysługę.

– Oczywiście.

– Szukamy pewnej osoby, ciężarnej kobiety z Fujianu. Może jej również poszukiwać tamtejsza triada Latające Siekiery. Przed wieloma laty ta kobieta należała do szanghajskiej wykształconej młodzieży. Gdyby przypadkiem pan o niej usłyszał, proszę dać mi znać.

– Latające Siekiery… chyba nie spotkałem żadnego z ich członków. To terytorium Niebieskich. Ale popytam.

– Pańska pomoc będzie dla nas nieoceniona, panie Ma, a może powinienem powiedzieć, doktorze Żywago? – Chen wstał, by się pożegnać.

– W takim razie ty będziesz musiał zostać generałem – odparł z uśmiechem pan Ma.

Catherine zaintrygowała ich rozmowa, zwłaszcza aluzje do doktora Żywago. Kiedyś matka kupiła jej pozytywkę, która grała Temat Lary. Od tej pory była to ulubiona powieść Catherine. Tragedia uczciwego inteligenta w autorytarnym państwie. Teraz Związek Radziecki się rozpadł, ale Chiny nie. W ich słowach krył się fascynujący podtekst, niczym w zwoju z tradycyjnym chińskim malarstwem, w którym puste miejsca sugerują więcej niż to, co widać na papierze. Kiedy przyjechali do hotelu, dochodziła szósta. Rohn usłyszała, jak Chen mówi Małemu Zhou:

– Nie czekajcie na mnie. Wrócę do domu taksówką.

Pokojówka już przyszykowała wszystko na noc, kołdra na łóżku odchylona, okna zamknięte, zasłony zaciągnięte. Na nocnym stoliku koło kryształowej popielniczki leżała paczka virginia slims, importowany luksus specjalnie dla amerykańskiego gościa. Tak podejmuje się dostojników z zagranicy. Chen pomógł swojej towarzyszce usiąść.

– Dziękuję, starszy inspektorze, za wszystko, co pan dla mnie zrobił – powiedziała.

– Nie ma o czym mówić. Jak się pani czuje?

– O wiele lepiej. Pan Ma jest dobrym lekarzem. – Zaprosiła Chena gestem, żeby usiadł na sofie. – Dlaczego nazywa go pan doktorem Żywago?

– To długa historia.

– Skończyliśmy na dzisiaj, prawda? A więc proszę mi ją opowiedzieć.

– Pewnie pani nie zainteresuje.

– Specjalizowałam się w sinologii. Nic bardziej mnie nie interesuje niż opowieść o doktorze Żywago w Chinach.

– Powinna pani dobrze odpocząć, pani inspektor Rohn.