Выбрать главу

– Wasz sekretarz partii Li powiedział, że macie zadbać, abym była zadowolona z pobytu.

– Ale jeżeli jutro się rozchorujecie, sekretarz Li pociągnie mnie do odpowiedzialności.

– Nie mogę pospacerować wieczorem po Bundzie – żaliła się z żartobliwą powagą i przyznała bezradnie: – Jestem sama w tym hotelowym pokoju. Na pewno może pan spełnić moją prośbę.

Uświadomił sobie, jak ona się czuje – ze skręconą kostką, zakłóconą równowagą jing-jang, samotna w hotelowym pokoju w obcym mieście, w którym nie ma z kim porozmawiać poza nim.

– Dobrze – zgodził się w końcu. – Ale proszę wygodnie się położyć.

Zrzuciła pantofle i ułożyła się na kozetce. Nogę oparła na podsuniętej przez niego poduszce. Uznała, że jej poza jest skromna, a sukienka zakrywa kolana.

– Och, zupełnie zapomniałem o poleceniu pana Ma – powiedział Chen. – Proszę mi pozwolić obejrzeć kostkę.

– Już jest lepiej.

– Musi pani usunąć papkę.

Po zdjęciu bandaża zaskoczona zobaczyła, że kostka zrobiła się czarno-niebieska.

– W gabinecie pana Ma nie widać było siniaka.

– Ta żółtawa papka nazywa się huangzhizhi. Dzięki niej wewnętrzne obrażenia wydobywają się na powierzchnię i szybciej się goją.

Poszedł do łazienki i wrócił z kilkoma mokrymi ręcznikami.

– Papka jest już niepotrzebna. – Ukląkł przy kozetce, wytarł lekarstwo i rozmasował kostkę. – Nadal boli?

– Nie – pokręciła głową. Obserwowała, jak Chen ogląda siniak, i upewniała się, że usunął całą papkę.

– Jutro będzie pani mogła znowu biegać jak antylopa.

– Dziękuję. A teraz czas na opowieść.

– Czy nie chciałaby się pani najpierw czegoś napić?

– Lampka białego wina byłaby idealna. A pan?

– To samo.

Przyglądała się, jak Chen otwiera lodówkę, wyjmuje butelkę i wraca z kieliszkami.

– Urządza pan specjalny wieczór. – Uniosła się lekko na łokciu, popijając wino.

– Ta historia sięga początku lat sześćdziesiątych… – zaczął. Siedział na krześle przy kozetce i wpatrywał się w kieliszek. – Wtedy chodziłem jeszcze do podstawówki…

Na początku lat sześćdziesiątych państwo Ma byli właścicielami antykwariatu. Mały Chen kupował u nich komiksy. Nagle miejscowe władze uznały antykwariat za „czarny ośrodek działalności antysocjalistycznej". Oskarżenie oparto na dowodzie rzeczowym: na półce stało angielskojęzyczne wydanie Doktora Żywago. Pana Ma wsadzono do więzienia; ze wszystkich jego książek pozwolono mu wziąć tylko słownik medyczny. Pod koniec lat osiemdziesiątych mężczyzna został zwolniony i zrehabilitowany. Leciwe małżeństwo nie chciało ponownie otwierać antykwariatu i pan Ma, korzystając z wiedzy zdobytej w więzieniu, pomyślał o aptece zielarskiej. Jego wniosek o zgodę na rozpoczęcie działalności biznesowej wędrował jednak z jednego biurka na drugie, bez odpowiedzi.

W tym okresie Chen, początkujący policjant, nie zajmował się „zadośćuczynieniem za niesłuszne skazania". Kiedy jednak dowiedział się o sytuacji pana Ma, udało mu się za pośrednictwem sekretarza Li przyspieszyć sprawę i zdobyć dla staruszka zezwolenie.

Później Chen w rozmowie z dziennikarką „Wenhui" wspomniał, jak ironicznym zrządzeniem losu pan Ma został lekarzem z powodu Doktora Żywago. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu dziennikarka napisała do gazety artykuł: Z powodu „Doktora Żywago". Publikacja jeszcze bardziej rozreklamowała aptekę pana Ma.

– Dlatego są panu tacy wdzięczni – zauważyła.

– Zrobiłem niewiele, jeżeli wziąć pod uwagę to, co przeżyli w tamtych latach.

– Czy teraz, jako starszy inspektor, uważa pan, że ponosi większą odpowiedzialność?

– Cóż, ludzie narzekają na problemy związane z naszym systemem, ale ważne jest, żeby coś robić dla ludzi takich jak państwo Ma.

– I dobrze wykorzystać znajomych… – przerwała, by wypić łyk wina – jaką jest choćby dziennikarka „Dziennika Wenhui".

– Była – poprawił, opróżniając kieliszek jednym haustem. – Teraz mieszka w Japonii.

– Och.

Zadzwoniła jego komórka.

– O, Stary Myśliwy! Co się dzieje? – Słuchał przez kilka minut, w końcu powiedział: – A więc to musi być coś poważnego. Rozumiem. Zadzwonię później, wujku Yu.

Wyłączył telefon.

– To Stary Myśliwy, ojciec detektywa Yu – wyjaśnił.

– On też pracuje dla pana?

– Nie, jest na emeryturze. Pomaga mi w innej sprawie. – Wstał. – Pora się pożegnać.

Nie mógł zostać dłużej. Rohn nic nie wiedziała o jego drugiej sprawie, a on nie zamierzał jej w nią wtajemniczać. To nie jej interes.

Kiedy usiłowała się podnieść, delikatnie oparł rękę na jej ramieniu.

– Niech pani odpoczywa, inspektor Rohn. Jutro czeka nas mnóstwo pracy. Dobranoc.

Zamknął za sobą drzwi.

Echo jego kroków ucichło w głębi korytarza.

Rozległ się dźwięk zatrzymującej się windy; po chwili zaczęła zjeżdżać na dół.

Wprawdzie inspektor Rohn wciąż mogła mieć zastrzeżenia do swojego chińskiego partnera i jego ewentualnego udziału w tuszowaniu sprawy, ale za ten wieczór była mu wdzięczna.

Rozdział 11

Chenowi nie udało się skontaktować ze Starym Myśliwym. Zapomniał spytać, skąd staruszek dzwoni. Był zbyt zajęty opowiadaniem historii chińskiego doktora Żywago swojej jednoosobowej amerykańskiej publiczności. Postanowił pójść do domu pieszo. Być może zanim tam dojdzie, Stary Myśliwy znów się skontaktuje.

Telefon zadzwonił na rogu ulicy Syczuan, ale odezwał się detektyw Yu.

– Doigraliśmy się, szefie.

– Co takiego?

Yu opowiedział o zatrutej potrawie w hotelu i zakończył:

– Gang ma powiązania z policją w Fujianie.

– Pewnie masz rację – przyznał Chen, powstrzymując się od dodania „nie tylko w Fujianie". – To śledztwo jest co prawda wspólną operacją, ale nie musimy meldować miejscowym glinom o wszystkim i na każdym kroku. Sam podejmuj działania. Nie przejmuj się ich reakcją. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność.

– Rozumiem, starszy inspektorze Chen.

– Od tej pory dzwoń do mnie do domu albo na moją komórkę. Faksy też wysyłaj pod domowy numer. W razie nagłej potrzeby skontaktuj się z Małym Zhou. Musisz być bardzo ostrożny.

– Wy też miejcie się na baczności.

Sprawa zatrucia pokarmowego przypomniała Chenowi incydenty związane z inspektor Rohn. Najpierw motocykl, potem wypadek na schodach.

Mogli być śledzeni. A kiedy rozmawiali z Zhu, ktoś uszkodził schody. W innych okolicznościach starszy inspektor Chen uznałby to za niewiarygodną historię rodem z Liaozhai [1], ale mieli przecież do czynienia z triadami.

Wszystko należało brać pod uwagę.

Triada mogła działać na dwóch frontach – w Szanghaju i Fujianie. Gangsterzy okazali się sprytniejsi, niż przypuszczał. I bardziej wyrachowani. Zamachy, jeżeli rzeczywiście to były zamachy, zorganizowano tak, by wyglądały jak wypadki i aby żaden ślad nie prowadził do zleceniodawców.

Przez chwilę zastanawiał się, czy ostrzec inspektor Rohn, ale zrezygnował. Co by jej powiedział? Wszechobecność gangsterów nie wpłynęłaby dobrze na wizerunek współczesnych Chin. Bez względu na okoliczności musiał pamiętać, że działa w interesie narodowym. Rohn nie powinna mięć negatywnego wyobrażenia o chińskiej policji czy Chinach.

Spojrzał na zegarek i zadzwonił do domu sekretarza Li, ten zaś zaprosił go na rozmowę.

Li mieszkał przy ulicy Wuxing, w otoczonym murem kompleksie mieszkalnym dla kadry wyższego szczebla. Przy bramie stał uzbrojony żołnierz, który energicznie zasalutował Chenowi.

Sekretarz Li czekał w obszernym salonie apartamentu z trzema sypialniami. Pokój był nowocześnie umeblowany i większy niż cały dom Lihuy. Chen usiadł na krześle obok donicy ze wspaniałymi orchideami. Kwiaty kołysały się lekko w powiewach wiatru wpadającego przez okno, a ich delikatny aromat wypełniał cały pokój.