Выбрать главу

– To pański wiersz?

– Nie, Daifu. Religijnego chińskiego poety, takiego jak Robert Lowell.

– Skąd porównanie konia i piękna?

– Mój przyjaciel przepisał dla mnie tę strofę.

– Ale dlaczego te dwa wersy? – Lekko pomachała wachlarzem.

– Może to jego ulubione.

– Albo przesłanie dla pana.

Roześmiał się.

Sygnał telefonu zaskoczył ich oboje.

– O co chodzi, wujku Yu? – zapytał Chen. Potem, wciąż słuchając, ujął Catherine pod łokieć i zaczęli iść.

Wiedziała, dlaczego musieli na nowo podjąć przechadzkę. Między ludźmi stłoczonymi przy murze nie dało się prowadzić poufnej rozmowy. Poza tym telefon komórkowy wciąż był rzadkością i zwracał uwagę. Dostrzegła ukradkowe spojrzenia rzucane z kłębiącego się tłumu.

Słuchał, nie zmieniając wyrazu twarzy. Odzywał się niewiele.

– Dziękuję. To bardzo ważne, wujku Yu – powiedział na zakończenie.

– Co się stało?

– Stary Myśliwy dzwonił w sprawie Gu – odparł, wyłączając telefon. Poprosiłem, żeby miał na oku właściciela klubu karaoke. Założył mu podsłuch. Wydaje się, że Gu jest honorowym członkiem Niebieskich. Kiedy wyszliśmy z Dynastii, wykonał kilka telefonów. Między innymi w sprawie zaginionego człowieka z Fujianu. Mężczyzny. Gu posługiwał się przezwiskiem.

– Zaginiony mężczyzna z Fujianu – powtórzyła. – Wspomniał o Wen?

– Nie. Wszystko wskazuje na to, że człowiek z Fujianu miał jakieś zadanie, ale porozumiewali się szyfrem triad. Stary Myśliwy musi dziś w nocy dokonać pewnych ustaleń.

– Gu wiedział coś, o czym nam nie powiedział – stwierdziła.

– Wspomniał o gościu z Hongkongu, nie z Fujianu. Dlaczego więc szukają zaginionego z Fujianu.

Po raz pierwszy rozmawiali jak prawdziwi partnerzy, nie ukrywając przed sobą myśli, kiedy nagle podszedł do nich siwowłosy handlarz. Pokazał przedmiot trzymany w dłoni.

– Rodzinna pamiątka. Przynosi szczęście młodym parom. Uwierzcie mi. Mam siedemdziesiąt lat. Państwowa fabryka, w której pracowałem, zbankrutowała w ubiegłym miesiącu. Nie dostaję ani grosza emerytury, w przeciwnym razie nie sprzedałbym tego za nic na świecie.

Był to zielony, nefrytowy amulet w kształcie qilina [2], na czerwonym jedwabnym sznureczku.

– W chińskiej kulturze nefryt przynosi szczęście jego posiadaczowi, prawda? – Catherine spojrzała pytająco na Chena.

– Tak, ale najwyraźniej temu człowiekowi szczęścia nie przyniósł.

– Czerwony jedwabny sznureczek jest bardzo ładny.

W świetle księżyca na jej białej dłoni nefryt lśnił głęboką zielenią.

– Ile? – zwrócił się do handlarza Chen.

– Pięćset juanów.

– To niezbyt drogo – szepnęła do inspektora po angielsku.

– Pięćdziesiąt. – Chen wyjął amulet z jej dłoni i oddał handlarzowi.

– Posłuchaj, młody człowieku. Nic nie jest za drogie dla twojej pięknej amerykańskiej przyjaciółki.

– Bierz, ile daję, albo zostaw nas w spokoju – oznajmił stanowczo Chen, ujmując Catherine za rękę, jakby chciał odejść. – Wygląda na plastik.

– Przyjrzyj się dobrze, młodzieńcze – rzucił z oburzoną miną stary mężczyzna. – Dotknij. Zaraz zobaczysz różnicę. Jest chłodny, prawda?

– No dobra, osiemdziesiąt.

– Sto pięćdziesiąt. I mogę dać ci paragon na pięćset juanów z państwowego sklepu.

– Sto. A paragonu nie potrzebuję.

– Zgoda!

Podał banknot handlarzowi.

Catherine z zainteresowaniem przysłuchiwała się targom. „Żądaj ceny wysokiej jak niebo, ale wytarguj ją w dół do ziemi", przypomniała sobie stare chińskie powiedzenie. W coraz bardziej materialistycznym społeczeństwie targowano się wszędzie.

– Nie mogę się panu nadziwić, starszy inspektorze Chen – oznajmiła, gdy starzec poczłapał z pieniędzmi w dłoni. – Targował się pan zupełnie nie jak romantyczny poeta.

– Nie sądzę, żeby to był plastik – stwierdził. – Ale może to tylko jakiś bezwartościowy kamień.

– Jestem pewna, że nefryt.

– To dla pani. – Naśladując głos starego handlarza, położył amulet na jej dłoni. – Dla pięknej amerykańskiej przyjaciółki.

– Bardzo dziękuję.

Szli owiewani nocną bryzą.

Do hotelu Pokój dotarli wcześniej, niż oczekiwała.

– Wypijmy drinka w hotelu? – zaproponowała przy bramie.

– Przykro mi, nie mogę. Muszę zadzwonić do detektywa Yu.

– To była urocza noc. Dziękuję panu.

– Cała przyjemność po mojej stronie.

Wyjęła z kieszeni nefrytowy amulet.

– Zapnie mi go pan na szyi?

Odwróciła się, nie czekając na odpowiedź.

Stali przed hotelem, a portier w czerwonej czapce i uniformie uśmiechał się jak zawsze z szacunkiem.

Czuła, jak pasemka włosów delikatnie poruszają się pod ciepłym oddechem, gdy Chen zapinał czerwony sznureczek. Przez sekundę dotknął jej karku.

Rozdział 19

Chen obudził się wcześnie rano z lekkim bólem głowy. Przetarł oczy, wziął gazetę z poprzedniego wieczoru i przeczytał najnowsze wiadomości z turnieju go między Chinami a Japonią. Już od kilku dni nie pozwalał sobie na takie przyjemności.

Tego ranka uznał, że ma wymówkę. Opisywano ostatnią rundę pojedynku mistrzów obu krajów. Podobno Japończyk był również mistrzem zen i potrafił zachować stoicki spokój podczas zaciekłej rozgrywki. Paradoks. Gracz w go z założenia musi dążyć do wygrania partii, tak jak gliniarz do rozwiązania sprawy. A rezultatowi gry nadawano polityczną symbolikę, podobnie jak prowadzonemu obecnie dochodzeniu. Dzwonek telefonu przerwał Chenowi dalsze myśli o bitwie na planszy. W słuchawce zabrzmiał głos sekretarza Li.

– Przyjdźcie do mojego gabinetu, starszy inspektorze Chen.

– Coś nowego w sprawie Wen?

– Porozmawiamy u mnie.

– Pozwólcie, że tylko zjem śniadanie.

Było wcześnie, dopiero po siódmej. Sprawa musiała być pilna. Zazwyczaj Li pojawiał się w gabinecie po wpół do dziesiątej.

Chen otworzył małą lodówkę. Znalazł tam tylko połowę gotowanej na parze bułki, kupionej w stołówce komendy przed dwoma czy trzema dniami i twardej jak kamień. Włożył ją do miseczki z gorącą wodą. Niewiele zostało mu z miesięcznej pensji. Nie wszystkie wydatki ponoszone w towarzystwie inspektor Rohn mogły być refundowane. Na przykład zakup nefrytowego amuletu. Utrzymywanie dobrego wizerunku chińskiego policjanta miało swoją cenę.

Telefon znów zabrzęczał. Minister Huang z Pekinu. Nigdy dotąd nie dzwonił do Chena do domu. Sprawiał wrażenie bardzo zaniepokojonego rozwojem sprawy Wen.

– To szczególny przypadek – oznajmił. – Ważny dla stosunków międzynarodowych. Sami rozumiecie, że udana współpraca z Amerykanami złagodzi napięcia po incydencie na placu Tiananmen.

– Rozumiem, towarzyszu ministrze Huang. Staramy się ze wszystkich sił, ale trudno odnaleźć kogoś w tak krótkim czasie.

– Amerykanie zdają sobie sprawę, że pracujecie z zaangażowaniem. Po prostu niecierpliwie czekają na przełom. Dzwonili do nas kilka razy.

Chen wahał się, czy podzielić się z ministrem swoimi podejrzeniami, zwłaszcza na temat powiązań gangu z policją w Fujianie. Postanowił, że tego nie zrobi. A przynajmniej wprost. To mogą być skomplikowane układy. Gdyby minister poparł miejscową policję, śledztwo stałoby się jeszcze trudniejsze.

– Detektyw Yu ma ciężkie zadanie w prowincji Fujian. Tamtejsza policja nie przekazała mu żadnych poszlak… Chyba prowadzą za wiele spraw. A Yu nie poradzi sobie z gangsterami sam jeden. Ja z kolei nie mogę wydawać rozkazów z odległości paru tysięcy kilometrów.

– Oczywiście, że możecie. Dysponujecie pełnią władzy. Osobiście zadzwonię do komisarza Honga. Ministerstwo zdecydowanie popiera wszystkie wasze decyzje polityczne.

– Dziękuję, towarzyszu ministrze Huang.

Jak dotąd nie musiał podejmować żadnych politycznych decyzji. Nie wiedział też, co minister miał na myśli.

– Praca policyjna wiąże się z piekielnym mnóstwem problemów.