Выбрать главу

– Dziękuję. – Yu wziął filiżankę i znów zwrócił się do Zhenga: – Czy słyszeliście o tym, co gang może zrobić Fengowi albo jego żonie?

– Nie. Od kiedy wyszedłem, siedzę z podkulonym ogonem.

– Z podkulonym ogonem? A jednak wystawiliście ogon ubiegłej nocy, i to wystarczy, żeby wpakować was z powrotem na wiele lat. Gra w madżonga jest poważnym naruszeniem warunków zwolnienia. Ruszcie tym swoim móżdżkiem martwej świni, Zheng.

– On nie zrobił niczego złego – wtrąciła się Shou. – To ja chciałam, żeby tu przenocował.

– Zostaw nas samych Shou – polecił Zheng. – To nie twoja sprawa. Wracaj do swojego pokoju.

Shou wyszła, spoglądając na nich przez ramię.

– Miła kobieta. Chcesz ją wciągać w swoje kłopoty? – powiedział Yu z rozmysłem.

– Ona nie ma z tym nic wspólnego.

– Obawiam się, że ma. Nie tylko wsadzę cię znów do więzienia, ale zamknę też łaźnię, bo to dom hazardu i prostytucji. Ona również wyląduje za kratkami, ale razem z tobą w celi. Dopilnuję tego. Tutejsi gliniarze zrobią, co im każę.

– Blefujecie, policjancie Yu. – Zheng popatrzył na detektywa wyzywająco. – Znam sierżanta Zhao.

– Nie wierzysz mi? Komisarz Hong jest szefem policji w tej prowincji. Na pewno o nim słyszałeś. – Yu wyjął komórkę. – Właśnie do niego dzwonię.

Wybrał numer, pokazał Zhengowi ekran i włączył głośnik, aby obaj mogli słyszeć rozmowę.

– Komisarzu Hong, tu detektyw Yu.

– Jak się wam powodzi, towarzyszu?

– Żadnych postępów, a starszy inspektor Chen dzwoni codziennie. Pamiętacie, że sprawą bardzo interesuje się ministerstwo w Pekinie.

– Oczywiście, wiemy o tym. Dla nas też to priorytet.

– Musimy wywrzeć większą presję na Latające Siekiery.

– Zgadzam się, ale jak już mówiłem, ich przywódców tu nie ma.

– Każdy ich członek się przyda. Omówiłem to ze starszym inspektorem Chenem. Pozamykać ich, a także ludzi z nimi związanych. Ugną się, jeśli naciśniemy wystarczająco mocno.

– Opracuję z Zhao plan i oddzwonię.

– A teraz możemy porozmawiać. – Detektyw Yu popatrzył Zhengowi prosto w oczy. – Postawię sprawę jasno. Miejscowa policja nie wie, że tu jestem. Dlaczego? Moje dochodzenie jest ściśle tajne. A więc jeśli będziesz współpracował, nikt o naszym spotkaniu się nie dowie. Ani od ciebie, ani od Shou, ani ode mnie. To, co robiłeś ostatniej nocy, mnie nie obchodzi.

– Ostatniej nocy naprawdę nic się nie działo – wyjaśnił nagle ochrypłym głosem Zheng. – Ale teraz coś sobie przypomniałem. Jeden z grających w madżonga, facet o imieniu Ding, zagadnął mnie o Fenga.

– Czy Ding jest członkiem Latających Siekier?

– Chyba tak. Nigdy wcześniej go nie spotkałem.

– I co mówił?

– Pytał, czy słyszałem ostatnie nowiny o Fengu. Odpowiedziałem, że nie. Tak naprawdę dopiero od Dinga dowiedziałem się o układzie Fenga z Amerykanami. I o zniknięciu Wen. Organizacja jest bardzo zaniepokojona.

– Powiedział ci, dlaczego?

– Bez szczegółów, ale mogę się domyślić. Jeżeli Jia zostanie skazany, nasza operacja przemytnicza poniesie poważne straty.

– Istnieje dość siatek przemytniczych na Tajwanie, żeby wypełnić lukę. Nie sądzę, żeby Latające Siekiery miały powód do zmartwienia.

– Chodzi o reputację organizacji. „Odrobina szczurzego gówna może zepsuć cały garnek owsianki". – Zheng milczał przez chwilę, potem dodał: – Być może chodzi o coś więcej. O rolę Fenga w operacji.

– To już coś. Co wiesz o tej jego roli?

– Kiedy zostaje ustalony termin odpłynięcia statku, głowy węża takie jak Jia, chcą przyjąć jak najwięcej osób na pokład. Stracą zysk, jeżeli nie zbiorą kompletu pasażerów, a więc do nas należy rozpuszczenie informacji. Feng zajmował się werbunkiem. Zorganizował siatkę i stał się użyteczny dla wieśniaków. Jego ludzie dowiadywali się, kto z wężowych głów jest godny zaufania, czy można się targować o cenę, czy kapitanowie są doświadczeni.

Feng znał wszystkich, którzy biorą w tym udział, zarówno po stronie organizatorów, jak chętnych do wyjazdu. Jeżeli sypnie, będzie to straszny cios dla całego interesu.

– Może i tak już wszystko wyśpiewał. – Yu nic na ten temat nie słyszał. Niewykluczone że dla Amerykanów Feng był ważny tylko jako świadek przeciwko Jii. – Czy Ding powiedział ci, co gang zamierza zrobić z Wen.

– Klął jak wariat. „Ta dziwka zmieniła zdanie. Nie wymknie się tak łatwo!"

– Jak to: zmieniła zdanie?

– Czekała na paszport, ale w ostatniej chwili uciekła. Przypuszczam, że o to mu chodziło.

– Co więc planują zrobić?

– Feng martwi się o dzieciaka w jej brzuchu. Jeśli Latające Siekiery ją złapią, Feng nawet nie piśnie. Dlatego polują na tę kobietę.

– Minęło prawie dziesięć dni. Muszą być naprawdę zaniepokojeni.

– No pewnie. Rozesłali już złote siekiery.

– A co to takiego?

– Założyciel Latających Siekier kazał zrobić pięć maleńkich złotych siekier z napisem: „Kiedy widzisz złotą siekierę, widzisz mnie". Jeżeli inna organizacja spełni prośbę człowieka ze złotą siekierą, może w zamian prosić o każdą przysługę.

– A więc poza Fujianem w poszukiwania Wen są zaangażowane inne gangi?

– Ding wspominał o ludziach z Szanghaju. Zrobią, co mogą, żeby dopaść Wen przed gliniarzami.

Detektyw Yu był zaniepokojony, martwił się zarówno o starszego inspektora Chena i jego amerykańską koleżankę, jak i o Wen.

– Co jeszcze ci powiedział?

– Chyba to tyle. Mówię szczerą prawdę, policjancie Yu.

– Cóż, przekonamy się. – Yu uważał, że Zheng rzeczywiście ujawnił wszystko. – Jeszcze jedno. Daj mi adres tej Tong.

Zheng nabazgrał kilka słów na kawałku papieru.

– Nikt nie wie, że tu jesteście?

– Nikt. Nie martw się. – Yu wstał od stolika do madżonga i na wizytówce dopisał swój numer telefonu. – Jeżeli dowiesz się czegoś więcej, skontaktuj się ze mną.

Wyszedł z łaźni jak zadowolony klient, odprowadzany do drzwi przez gospodarzy.

Na końcu wsi odwrócił się – Zheng nadal stał w drzwiach razem z Shou. Obejmował ją w talii; wyglądali jak para krabów związanych słomką na targu. Może naprawdę zależało im na sobie.

Rozdział 23

Po wieczornym karaoke starszy inspektor Chen obudził się w niedzielę rano z koszmarnym kacem.

Niewyraźnie przypominał sobie jedną scenę z szybko ulatującego snu. Jechał gdzieś pociągiem ekspresowym, ale na skasowanym bilecie nie widział nazwy stacji docelowej. Podróż była długa i nudna. Nie miał właściwie nic do roboty i tylko gapił się na korytarz, na stopy wciąż przechodzących osób – w słomianych sandałach, lśniących trzewikach, skórzanych mokasynach, eleganckich klapkach. Potem spojrzał na własne odbicie w szybie i zauważył muchę krążącą przy framudze. Gdy podniósł z irytacją rękę, odleciała z bzyczeniem. Ale natychmiast wróciła i kręciła się w tym samym miejscu. Pociąg wciąż jechał i nie jechał…

Światło sączyło się przez żaluzje, on zaś zastanawiał się: czy to starszy inspektor Chen śni o tym, że jest muchą, czy mucha śni, że jest policjantem?

Przypomniał sobie szczegóły wieczornej zabawy. Czym różnił się od zdeprawowanych urzędników w sprawie Boshena? Tłumaczył sobie, że przecież odwiedził klub w związku z pracą.

Przysiągł sobie, że zrobi wszystko, by zadać miażdżący cios gangsterom, ale nie przypuszczał, że on również będzie musiał zniżyć się do tego, by wznosić toasty za przyjaźń z honorowym Niebieskim.

I jeszcze sprawa Li. Sekretarz mógł nie powiedzieć wszystkiego o śledztwie. Prawdę mówiąc, to, że minister Huang zarekomendował właśnie Chena do tej pracy i zadzwonił do niego do domu, wydawało się specyficzne. Niewykluczone, że starszy inspektor będzie potrzebował atutu w rozgrywce przeciwko potężnemu sekretarzowi partii.

O ósmej trzydzieści zadzwonił sekretarz Li, co nie dawało szczególnej nadziei, że ból głowy ustąpi.