Выбрать главу

– Wczoraj wieczorem nie wspomniał mi o tej wizycie, ale sądzę, że ma pani rację.

– Widział się pan z nim wczoraj wieczorem?

– Tak, na przyjęciu karaoke. Poszedłem z Meiling, sekretarką z Wydziału Kontroli Ruchu.

– Zabrał pan tam inną dziewczynę! – Udała zszokowaną.

– Aby pokazać, jak bardzo poważnie traktuję sprawę parkingu, pani inspektor Rohn.

– W zamian za informację. Rozumiem. Dowiedział się pan czegoś nowego, starszy inspektorze?

– Nie o Wen, ale obiecał, że zasięgnie jeszcze języka. – Dopił wino, wspominając mao tai zmieszane z krwią węża, i postanowił nie wdawać się w szczegóły przyjęcia karaoke. – Wyszedłem dopiero o drugiej. Było wszystko: niezwykłe potrawy, mao tai i koszmarny kac dziś rano.

– Och, biedny towarzysz starszy inspektor Chen!

Przyniesiono główne danie. Doskonałe jedzenie, łagodne wino, czarująca towarzyszka. Czego chcieć więcej? Kac niemal zniknął. Światło popołudniowego słońca wpadało przez okno. W tle rozbrzmiewała rosyjska melodia ludowa Jarzębina czerwona.

Przez chwilę pomyślał, że jego dzisiejsze zadanie nie jest takie złe. Wypił kolejny łyk wina. W jego pamięci pojawiły się fragmenty wiersza.

Palące złoto słonecznego światła.Nie możemy zabrać dniaze starego ogrodudo albumu starości.Wybierzmy więc naszą gręalbo czas nam nie wybaczy…

Przez chwilę był zdezorientowany. Skąd mu się wzięły te wersy? Czyżby jeszcze nie wytrzeźwiał? Li Bai twierdził, że najlepszą poezję tworzył po pijanemu. Chen nigdy nie doświadczył natchnienia pod wpływem alkoholu.

– O czym pan myśli? – spytała, krojąc rybę.

– O paru wersach. Nie moich. To znaczy, nie tylko moich.

– Jest pan znanym poetą. Bibliotekarka z Biblioteki Szanghaju słyszała o panu. Może wyrecytowałby mi pan któryś ze swoich wierszy?

– Cóż… – Czuł pokusę. Sekretarz Li polecił mu zabawiać Amerykankę. – W ubiegłym roku napisałem wiersz o Daifu, współczesnym chińskim poecie. Pamięta pani dwa wersy na moim wachlarzu?

– O chłostaniu konia i piękna? – spytała z uśmiechem.

– Na początku lat czterdziestych rozwód Daifu stał się żerem dla brukowców. Poeta wyjechał na filipińską wyspę, gdzie rozpoczął nowe życie, zachowując pełną anonimowość. Zupełnie jak ktoś w waszym programie ochrony świadków. Zmienił nazwisko, zapuścił brodę, otworzył sklep z ryżem i kupił „nietkniętą" tamtejszą dziewczynę, młodszą od niego o trzydzieści lat, która nie znała ani słowa po chińsku.

– Podobnie zrobił Gaugin – wtrąciła. – Przepraszam, proszę mówić dalej.

– W czasie wojny z Japonią poeta związał się z ruchem oporu. Rzekomo został zabity przez Japończyków. No i zaczął powstawać mit. Krytycy twierdzą, że wszystko: dziewczyna, sklep z ryżem, broda, stanowiło przykrywkę jego antyjapońskiej działalności. Mój wiersz był reakcją na te opinie. Pierwsza strofa jest o przeszłości. Tę pominę. Druga i trzecia mówi o tym, jak poeta żył jako handlarz ryżem w towarzystwie młodej Filipinki.

Gigantyczna księga otworzyła gocyfryprzesuwały go w górę i na dółpo mahoniowych liczydłachcały dzień do godziny policyjnejzamykały go w jej nagich ramionachw spokojnym worku ciemności:czas był garścią ryżu przesypującego sięprzez jego palce. Przeżutym orzechem beteluprzylepionym do lady. Przestałnadymać się jak balonopadający na horyzont, co płonieod niedopałków papierosów.Pewnej północy obudził się, gdy liściezadrżały, nie wiedzieć czemu, w oknie.Westchnęła w moskitieręprzez sen. Złota rybka wyskoczyłatańcząc jak szalona na ziemi.Bez słowa zdolność młodej kobietyaby czuć zazdrość iniepoprawnie mnoga odpowiedniośćświata go olśniłaMusiał to być ktoś inny, od dawnajuż martwy, kto powiedział: Granice jego poezjito granice jego możliwości.

– To wszystko? – spoglądała na niego znad kieliszka.

– Nie, jest jeszcze jedna strofa, ale nie mogę przypomnieć sobie całej. Mówi o tym, że wiele lat później schodziły się pielgrzymki krytyków do tej kobiety wówczas już po sześćdziesiątce, ale nie potrafiła o niczym opowiedzieć poza tym, jak Daifu się z nią kochał.

– Jakie to smutne – powiedziała, obracając w smukłych palcach nóżkę kieliszka. – I niesprawiedliwe dla tej Filipinki.

– Z punktu widzenia feministycznego?

– Nie tylko o to chodzi. Jest zbyt cyniczne. Co nie znaczy, że nie podobał mi się pański wiersz. – Wypiła mały łyk wina i mówiła dalej: – Pozwoli pan, że zadam inne pytanie. W jakim nastroju pisał pan te słowa?

– Nie pamiętam. To było tak dawno temu.

– Założę się, że w paskudnym. Wszystko źle się układało. Wiadomości nie dochodziły. Rozczarowanie w domu. I stał się pan cyniczny… Przepraszam, jeżeli jestem wścibska.

– Nie, nie ma sprawy – odparł zaskoczony. – Ogólnie rzecz biorąc, ma pani rację. Według Du Fu, naszego poety z czasów dynastii Tang, ludzie nie piszą dobrze, kiedy są szczęśliwi. Człowiek zadowolony z życia po prostu chce się nim cieszyć.

– Autoironiczny cynizm może ukrywać osobiste rozczarowanie poety. Wiersz odsłania inną stronę pana osobowości.

– Cóż… – Czuł się zbity z tropu. – Każdy może interpretować poezję na swój sposób. Co nie znaczy, że każda interpretacja jest poprawna.

Ich rozmowę przerwał telefon od Qiana.

– Gdzie jesteście, starszy inspektorze Chen?

– W Moskiewskim Przedmieściu. Sekretarz Li polecił mi zabawiać naszego amerykańskiego gościa. Jakie meldunki?

– Nic szczególnego. Jestem dziś w komendzie. W razie gdyby zadzwonił detektyw Yu. Poza tym wciąż telefonuję do hoteli. Jeżeli będę potrzebny, złapiecie mnie tutaj.

– A więc też pracujecie w niedzielę. Bardzo dobrze, Qian. Do widzenia.

Mimo wszystko Chen poczuł lekki niepokój. Możliwe, że Qian chciał pokazać, jak ciężko pracuje, zwłaszcza po incydencie w Qingpu. Ale dlaczego pytał, gdzie jest przełożony? Chen zastanawiał się, czy powinien mu to mówić.

Anna przyprowadziła wózeczek z deserami.

– Dziękujemy – zwrócił się do niej Chen. – Proszę zostawić. Sami wybierzemy.

– Kolejne lingwistyczne pytanie – zagadnęła Catherine, biorąc mus czekoladowy.

– Słucham?

– Lu nazywa Annę i inne kelnerki swoimi „małymi siostrzyczkami". Dlaczego?

– Są młodsze, ale jest też inny powód. Kiedyś nazywaliśmy Rosjan naszymi „starszymi braćmi". Uważaliśmy, że znajdujemy się dopiero we wczesnym stadium komunizmu, natomiast oni poszli już o wiele dalej. Teraz Rosja odgrywa rolę ubogiej krewnej. Młode Rosjanki przyjeżdżają tutaj i szukają pracy w restauracjach i nocnych klubach, podobnie jak Chińczycy, którzy wyjeżdżają do Stanów. Lu jest z tego dumny.

Zanurzyła łyżeczkę w mus.

– Muszę poprosić pana o przysługę… Jako pańska amerykańska dziewczyna…

– Jestem do usług, pani inspektor Rohn. – Zauważył delikatną zmianę. Ton Catherine nie był już tak ostry jak poprzedniego dnia.

– Słyszałam o „ulicy przecen" w Szanghaju. Chętnie bym ją zobaczyła i chciałabym pana poprosić, żeby mi pan towarzyszył.

– Ulica przecen?

– Nazywa się Huating. Sprzedają tam podróbki znanych firm: Louis Vuitton, Gucci albo Rolex.

– Ulica Huating… Nigdy tam nie byłem.

– Mogłabym pójść z mapą Szanghaju w ręku. Ale handlarze policzyliby mi o wiele więcej. Nie mówię po chińsku aż tak dobrze, by móc się targować.

– Pani chiński jest więcej niż dobry. – Chen odstawił kieliszek. Na taką wycieczkę władze na pewno nie spojrzałyby przychylnym okiem. Uliczne targowiska nie przynosiły Chinom chluby. Jeżeli ktoś się o tym dowie, zarząd miasta może mieć nieprzyjemności. Ale sama przecież i tak pójdzie. – Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, pani inspektor Rohn.