– I pędy bambusa – dodał z dumą Yu, zaczynając eksperymentować z urządzeniem.
– Ja też mam coś dla was. – Chen wyjął kilka wykonanych ze szkła i brokatu pudełek z tuszem w laseczkach o fantastycznych kształtach: żółwi, tygrysów, smoków. Produkowane w górach Tai z sosnowej żywicy. Podobno zapewniają natchnienie.
Ale są niepraktyczne w porównaniu z prezentami Catherine, pomyślała Peiqin.
Chen zajął się tłumaczeniem dla Yu angielskiej instrukcji na pudełku. Catherine uparła się, że też chce coś robić.
– Niech mnie pani nie traktuje jak obcej, Peiqin.
– Później pani inspektor będzie się mogła chwalić swoimi szanghajskimi doświadczeniami – oświadczył Chen.
Peiqin dała Amerykance plastikowy fartuch. Wkrótce Catherine miała w mące całe dłonie i białe piegi na twarzy. Ale się nie poddawała. Zrobiła kilka dużych pierożków o dziwnym kształcie.
– Wspaniałe! – Yu bił brawo.
– Wielkie pierożki dla wielkiego inspektora – oświadczyła Catherine z wesołą iskierką w niebieskich oczach.
Potem nastała pora gotowania. Kobiety poszły do kuchni. Peiqin czuła się zakłopotana. Właściwie nie była to kuchnia, a jedynie wspólne miejsce do gotowania i składowania, urządzone w dawnym holu. Stały tu piecyki węglowe siedmiu rodzin mieszkających na parterze. Danie przyniesione z restauracji trzeba było podgrzewać na piecyku sąsiadów. Catherine jednak wesoło kręciła się po ciasnym pomieszczeniu, przyglądając się, jak Peiqin wrzuca pierożki do wody, część układa w bambusowym sicie do gotowania na parze, inne smaży w woku i dorzuca różne przyprawy do rosołu z kaczki.
– Kiedy wróci Stary Myśliwy? – zapytał Chen Yu, kiedy zaczęli sprzątać stół.
– Nie wiem. Wyszedł wcześnie rano. Jeszcze się z nim nie widziałem. Musicie wracać do komendy?
– Tak. Mam coś…
Ich rozmowę przerwało pojawienie się na stole pierożków. Catherine wniosła miski w obu rękach. Yu zaczął mieszać sos z czerwonego pieprzu ze zgniecionym czosnkiem, a Chen otworzył mały antałek z żółtym winem z Shaoxing. Przysunęli stół bliżej łóżka. Chen usiadł na krześle z jednej strony, Catherine z drugiej, a Yu z synem na łóżku po lewej. Po prawej zostało miejsce dla Peiqin, która musiała od czasu do czasu szykować nowe pierożki.
– Fantastyczne. – Catherine zajadała danie z zapałem. – W Chinatown w Nowym Jorku nigdy nie serwują takich specjałów.
– Bo trzeba samemu przygotować ciasto – wyjaśniła Peiqin.
– Dziękuję, Peiqin – powiedział Chen z połową pierożka w ustach. – Zawsze urządzasz swoim gościom wspaniałą ucztę.
– Nigdy dotąd nie próbowałam świeżych pędów bambusa – przyznała Catherine.
– Ach, to samo sedno – oznajmił Chen. – Su Dongpo powiedział kiedyś: „Ważniejsze, by mieć na stole świeże pędy bambusa niż mięso". To delikates dla bardzo wyrafinowanego podniebienia.
– Ten sam Su Dongpo, o którym wspominałeś na obiedzie krabowym, wujku Chen? – zapytał Qinqin.
– Masz bardzo dobrą pamięć – zauważył Chen.
– Bardzo interesuje się historią – wyjaśnił Yu. – Ale Peiqin chce, żeby studiował informatykę. W przyszłości łatwiej znaleźć pracę.
– To tak jak w Stanach – zauważyła Catherine.
Zjedli wszystkie pierożki.
– Musimy trochę poczekać na rosół z kaczki – wyjaśniła Peiqin, trzymając w dłoni małą czarkę z żółtym winem. – W tym czasie proszę powiedzieć nam wiersz, starszy inspektorze Chen.
– Doskonały pomysł – poparł ją Yu. – Będzie jak we Śnie Czerwonej Komnaty. Obiecał nam pan ostatnim razem, szefie.
Peiqin w końcu przyniosła zupę, nalała do małej miseczki i podała Catherine. W rosole pływały czarne grzybki. Podała też niezwykłe danie.
– Specjalność naszej restauracji: „Głowa Buddy".
Była to podobizna głowy Buddy wycięta w białej tykwie, gotowana na parze w bambusowym sicie i przykryta wielkim zielonym liściem lotosu. Yu umiejętnie odciął górną część tykwy, włożył pałeczki do „mózgu" i wyjął stamtąd duszonego gołębia nadzianego przepiórką z grilla, w której z kolei znajdował się smażony wróbel.
– Tak wiele mózgów w jednej głowie – powiedziała Catherine. – Nic dziwnego, że nazywa się Budda.
– Podczas gotowania na parze smaki tych ptaków łączą się ze sobą, ale przy jedzeniu czuje się każdy z nich.
– Wyśmienite. – Starszy inspektor Chen westchnął z zadowoleniem. Wstał i zastukał pałeczką w krawędź czarki. – A teraz z błogosławieństwem Buddy pragnę coś ogłosić. Dotyczy to naszych gospodarzy.
– Nas?.- zdziwił się Yu.
– Dziś rano uczestniczyłem w posiedzeniu zakładowej komisji mieszkaniowej. Otóż postanowiono przydzielić detektywowi Yu mieszkanie z dwiema sypialniami przy ulicy Tangling. Gratuluję!
– Mamy dostać mieszkanie z dwiema sypialniami? – zawołała Peiqin. – Żartuje pan!
– Nie, nie żartuję. To ostateczne postanowienie komisji.
– Musieliście o nas walczyć, szefie! – stwierdził Yu.
– Zasłużyliście sobie na to.
– Ja też bardzo się cieszę! – Catherine chwyciła Peiqin za rękę. – Wspaniała wiadomość, ale dlaczego pan Yu powiedział o walce.
– Na liście oczekujących jest ponad siedemdziesiąt osób. A ile mieszkań komenda dostała tym razem, starszy inspektorze Chen?
– Cztery.
– „Nie wystarcza wodnistej owsianki dla wszystkich mnichów". Na pewno odbyło się wiele posiedzeń, zanim podjęto decyzję. Chen jest honorowym członkiem komisji.
– Znowu przesadzacie, Peiqin. Wasz mąż był na czele listy. – Chen wyjął małą kopertę. – Zrobiłem tylko jedno. Kiedy posiedzenie dobiegło końca, wziąłem klucze od mieszkania. Są wasze. Możecie się przenieść już w przyszłym miesiącu.
– Ogromnie dziękuję, starszy inspektorze Chen. – Peiqin złapała kopertę obiema rękami. – To najważniejsza rzecz, klucz. „Jest tak wiele snów podczas długiej nocy".
– Znam to chińskie powiedzenie – zawołała podekscytowana Catherine.
– A więc na zdrowie. – Chen podniósł czarkę.
– Na zdrowie. – Catherine pochyliła się, aby szepnąć mu do ucha, ale na tyle głośno, by wszyscy usłyszeli. – Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo lubi pan swoje stanowisko w komendzie.
– Skoro o tym mowa… Na mnie już czas.
– A ja muszę wracać do hotelu, żeby się spakować – stwierdziła Catherine.
Dwadzieścia minut później, kiedy Peiqin sprzątała naczynia, do pokoju Yu wpadł Stary Myśliwy.
– Był tu starszy inspektor Chen?
– Tak, razem ze swoją amerykańską partnerką – odparł Yu. – Niedawno poszli.
– Dokąd?
– Ona do hotelu, a on do komendy.
– Zadzwoń do swojego szefa – polecił nieco zadyszany Stary Myśliwy. – Upewnij się, czy dotarł na miejsce.
Yu wykręcił numer do komendy. Tam nie zastał Chena. W hotelu również. Wreszcie zdołał się dodzwonić na jego komórkę.
– Jestem w drodze. Pozdrów ode mnie Starego Myśliwego. – Po sekundzie Chen dodał: – Dziś w nocy może być trudno się do mnie dodzwonić. Skontaktuję się z tobą.
– Co się dzieje, ojcze? – spytał Yu.
Peiqin przyszła z miską pierożków.
– Dzięki Niebiosom i Ziemi. Przynajmniej nie pojechał do hotelu – szepnął Stary Myśliwy, biorąc miskę. – Twój szef ma starą głowę na młodym karku.
– Do czego zmierzasz, ojcze? – Peiqin wsypała mu do zupy szczyptę czarnego pieprzu.
– Yu jest człowiekiem starszego inspektora Chena. Wszyscy w komendzie o tym wiedzą. Dlatego niektórzy uznali za właściwe szepnąć mi to i owo.
– Co takiego? – spytał Yu.
– Niektóre typy są kurczakami o białych oczach i maleńkich czarnych serduszkach i nadają się tylko do dziobania drugich w plecy. Teraz próbują doszukać się, czy starszego inspektora Chena coś łączy z tą Amerykanką. Niewykluczone, że do hotelu wysłano Wydział Wewnętrzny.