– Nic mi pan o tym nie powiedział – zauważyła Catherine.
– Nie wiedziałem, o co chodzi Gu. Poza tym nie było czasu wprowadzić panią w szczegóły. Potem kazałem Małemu Zhou natychmiast zawieźć mnie do Suzhou. Liu miał do późna spotkanie biznesowe. Poczekałem, aż wróci do domu, porozmawiałem z nim i wyruszyliśmy z powrotem przed świtem. Dlatego ledwo zdążyliśmy na lotnisko. – Chen przerwał, aby wziąć oddech, i nagle odezwał się bardzo oficjalnym tonem: – Pani inspektor Rohn, czy może mi pani coś obiecać w imieniu Biura Szeryfa Federalnego Stanów Zjednoczonych?
– Co takiego, starszy inspektorze Chen?
– Że po przylocie do Stanów dopilnuje pani, aby zmieniono miejsce zamieszkania Wen i Fenga. Niezwłocznie.
– Tak zrobić zamierzaliśmy, ale skąd ten pośpiech, starszy inspektorze Chen?
– Gangsterzy podejmą każdą próbę, aby dopaść Wen, nawet po tym, jak dotrze do męża.
– Dlaczego? – Yu wyjął papierosa.
– To długa historia. Latające Siekiery dowiedziały się o umowie, jaką Feng zawarł w Stanach na początku stycznia, na kilka tygodni przed tym, jak Wen zaczęła starać się o paszport. Ona zaś wolała zostać w Fujianie, niż dalej żyć z Fengiem. Zmusili ją jednak do udziału w spisku; miała pojechać do męża i go otruć. Obiecali, że potem wyciągną ją z kłopotów. Zgodziła się. Ale nie dlatego, że aż tak bardzo nienawidziła Fenga. Po prostu wiedziała, co gangsterzy z nią zrobią, jeżeli odmówi. Sytuacja jest jednak jeszcze bardziej skomplikowana – mówił dalej Chen, nie zwracając uwagi na to, jak wielkie wrażenie zrobiły na słuchaczach jego rewelacje. – Kiedy Wen tam dotrze, będzie jej groziło niebezpieczeństwo nie tylko ze strony Latających Siekier, ale również Zielonego Bambusa. Ta druga triada ma filię w Stanach Zjednoczonych. Wen stanowi dla niej bardzo poważne zagrożenie.
– O czym wy mówicie? – wtrącił się Yu. – Co ma z tym wszystkim wspólnego Zielony Bambus?
– To międzynarodowy gang, o wiele większy i potężniejszy niż związane z Fujianem Latające Siekiery. Aby rozszerzyć zakres operacji i przejąć przemyt ludzi w rejonie Fujianu, zamierzali wydobyć od Fenga ważne informacje, posługując się Wen jako zakładniczką. W rzeczywistości to członkowie Zielonego Bambusa, a nie Latających Siekier skontaktowali się w Stanach z Fengiem. I właśnie z tej triady byli zamaskowani ludzie, którzy zaatakowali nas w wiosce Changle.
– Jak się tego dowiedzieliście, starszy inspektorze Chen? – zapytał Li.
– Wyjaśnię wszystko we właściwym czasie, towarzyszu sekretarzu Li – odparł Chen, a następnie zwrócił się do Wen: – Towarzyszko Wen, teraz rozumiem, dlaczego zmieniliście zdanie w sprawie podania o paszport, dlaczego chcieliście zostać z Liu i czemu nalegaliście, żeby pojechać do Fujianu. Jeżeli mieliście polecieć do Stanów Zjednoczonych, musieliście zabrać ze sobą truciznę, którą dały wam Latające Siekiery. Kiedy uciekliście piątego kwietnia, zostawiliście ją w domu.
Wen milczała, ale kiedy Liu delikatnie dotknął jej ramienia, ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
– Feng zniszczył wam życie. Gangsterzy nie pozostawili wyboru. Miejscowa policja kiepsko was chroniła. A wy musieliście myśleć o swoim dziecku – ciągnął dalej Chen. – Pewnie każda kobieta w takiej sytuacji podjęłaby podobną decyzję.
– Ale nie możesz tego zrobić, Wen – powiedział ze wzruszeniem Liu. – Musisz sama zacząć nowe życie.
– Liu bardzo pani pomógł, Wen – wtrąciła się Catherine. – Jeżeli popełni pani jakieś głupstwo, co się z nim stanie?
– Nie mówię tego, żeby was straszyć – oświadczył Chen – ale mieszkaliście u niego kilka tygodni. Wszyscy będą podejrzewać, że wspólnie to zaplanowaliście. I obciążą Liu odpowiedzialnością.
– Liu nie uniknie kłopotów, gdyby coś stało się Fengowi – dodał Yu. – Ludzie zawsze muszą znaleźć kozła ofiarnego.
– I nie wiem, jak Latające Siekiery wyciągnęłyby was później z tarapatów – przyłączył się Li.
– Nie daliby rady – odezwał się po raz pierwszy Qian.
– Przepraszam – załkała Wen, ściskając dłoń Liu. – Nie pomyślałam. Wolałabym raczej umrzeć, niż przysporzyć ci kłopotów.
– Pozwól, że coś ci powiem o latach, które spędziłem w Heilongjiangu – odparł Liu. – Moje życie przypominało długi tunel bez żadnego światełka na końcu. Ratowało mnie tylko myślenie o tobie. Wspominanie, jak razem ze mną trzymałaś na peronie czerwony znak lojalności. To był cud. Jeżeli to się zdarzyło, wszystko mogło się zdarzyć. Dlatego się nie poddawałem. I zły los się odwrócił w 1976 roku, kiedy dobiegła końca rewolucja kulturalna. Uwierz mi, u ciebie też wszystko się zmieni.
– Jak wam obiecałem w Suzhou, Liu nic się nie stanie, dopóki będziecie współpracować z Amerykanami – oznajmił Chen. Teraz, w obecności towarzysza sekretarza Li, składam tę samą przysięgę.
– Starszy inspektor Chen ma rację – potwierdził całkowicie szczerze Li. – Jako stary bolszewik i od czterdziestu lat członek partii, ja również daję wam słowo. Postępujcie odpowiednio, a Liu będzie bezpieczny.
– Mam tu słownik angielski. – Yu wyciągnął z kieszeni spodni sfatygowaną książkę. Moja żona i ja należeliśmy do wykształconej młodzieży. W Yunnanie nigdy nie marzyłem, że pewnego dnia zostanę szanghajskim policjantem rozmawiającym po angielsku z amerykańską funkcjonariuszką. Liu ma rację. Wszystko może się zmienić. Weźcie słownik, na pewno wam się przyda.
– Dziękuję, detektywie Yu. – Liu wziął książkę w imieniu Wen. – Bardzo jej pomoże.
– Mam coś jeszcze.
Chen wyjął kopertę, w której znajdowało się zdjęcie Wen wyjeżdżającej z Szanghaju w grupie wykształconej młodzieży. Fotografia wydrukowana w „Dzienniku Wenhui".
Wzięła je Catherine, ponieważ Wen wciąż płakała, kryjąc twarz w dłoniach.
Dwadzieścia lat temu na stacji kolejowej, punkt zwrotny w jej życiu… Catherine spojrzała na fotografię, potem na Wen. Teraz, na lotnisku, następuje kolejny punkt zwrotny, ale Wen nie jest już młodą, pełną życia czerwonogwardzistką tańczącą taniec lojalnych i patrzącą z nadzieją w przyszłość.
– Chciałabym wspomnieć o jednym aspekcie programu ochrony świadków – odezwała się cicho. – Na własne ryzyko można się z niego wycofać. Nie zalecamy tego. Ale jeśli sytuacja się zmieni… Za kilka lat, kiedy triady zostaną zniszczone, może zdołam w porozumieniu ze starszym inspektorem Chenem zaproponować jakieś inne rozwiązanie.
Wen popatrzyła na nią przez łzy, ale nic nie powiedziała. Po chwili sięgnęła do torebki, wyjęła mały pakiecik i podała go Catherine.
– To właśnie dały mi Latające Siekiery. Nie musicie nic więcej mówić, inspektor Rohn.
– Dziękuję – odezwali się jednocześnie Chen i Yu.
A teraz, kiedy już obiecała wam pełną współpracę – odezwał się Liu, zerkając na przyległy mały pokój – czy moglibyśmy mieć trochę czasu dla siebie.
– Oczywiście – zgodziła się natychmiast Catherine. – Poczekamy tutaj.
Rozdział 37
Kiedy Wen i Liu wyszli, Catherine Rohn odwróciła się do Chena, który gestem przeprosił wszystkich pozostałych.
– A teraz pora na opowieść, starszy inspektorze – oświadczyła sucho. Najnowsze wydarzenia zaskoczyły ją, chociaż pewnie w mniejszym stopniu niż współpracowników Chena. W czasie kilku minionych dni nieraz czuła, że coś się dzieje z jej tajemniczym chińskim partnerem.
– To było niezwykłe śledztwo, towarzyszu sekretarzu Li – zaczął Chen. -Musiałem podejmować decyzje bez możliwości skonsultowania się z wami albo swoimi kolegami, na własną odpowiedzialność. Także nie przekazywałem niektórych informacji, ponieważ nie byłem pewien ich znaczenia. Dlatego jeżeli usłyszycie coś, czego nie mówiłem wam wcześniej, proszę okazać cierpliwość i pozwolić mi wyjaśnić.
– W zaistniałej sytuacji musieliście podejmować takie decyzje. Rozumiemy wszystko – oznajmił serdecznym tonem Li.