– Owszem, będę je kontynuowała. Pewnie w tym roku zapiszę się na kilka wieczorowych kursów.
Oczekiwał, że zada mu kolejne pytania na temat dochodzenia. Miała do tego prawo, ale z niego nie korzystała.
Prawdę mówiąc, kilku kwestii wolał nie poruszać w saloniku recepcyjnym. Na przykład, dowiedział się od Gu, że gangsterzy otrzymali polecenie, by podczas śledzenia Chena i jego amerykańskiej partnerki nie nosili broni palnej. Według Gu nie chcieli sobie zrobić z Chena wroga, ponieważ miał powiązania na najwyższych szczeblach. Poza tym, gdyby amerykańska funkcjonariuszka została zabita w Chinach, rząd w Pekinie nie pozwoliłby sprawie przyschnąć. To również tłumaczyłoby charakter wcześniejszych wypadków – poważnych, ale nie śmiertelnych. Podobnie z tym, co przydarzyło się Yu.
Odstawiła filiżankę i wyjęła z torebki fotografię.
– Mam coś dla pana.
Młoda dziewczyna siedzi przy stoliku w kawiarnianym ogródku. Gra na gitarze, jej długie do ramion włosy lśnią w słońcu, a sandały kołyszą się nad mosiężną tabliczką wmurowaną w chodnik.
Chen natychmiast ją poznał.
– To pani, Catherine.
– Tak. Pięć, sześć lat temu w kawiarni na Delmar. Widzi pan tę tabliczkę? Jest ich tam kilkanaście, jak w Hollywood, z tą tylko różnicą, że uhonorowano nimi słynnych ludzi związanych z Saint Louis. W tym również, oczywiście T.S. Eliota.
– To jedna z nich?
– Właśnie Eliota – powiedziała. – Przepraszam, ale nie zamierzałam uchybić pańskiemu ulubionemu poecie.
– Nie, na pewno by mu się to spodobało: piękna dziewczyna ze słonecznym światłem wplecionym we włosy śpiewa, machając sandałami nad jego tablicą pamiątkową.
– Poprosiłam matkę, żeby znalazła to zdjęcie i mi przysłała.
– Urocze!
– Któregoś dnia może będzie pan tam siedział, rozmawiał o Eliocie i mieszał wspomnienia łyżeczką w zapadającym zmierzchu.
– Bardzo bym chciał.
– To obietnica, starszy inspektorze Chen. Jest pan na liście osób zaproszonych przez US News Agency, prawda? Proszę zatrzymać zdjęcie. Kiedy pan będzie myślał o T.S. Eliocie, może pomyśli pan również o mnie… od czasu do czasu.
– Nie będę tak często myślał o Eliocie jak o… – przerwał gwałtownie. Przekroczyłby granicę. A to niedozwolone. Nagle wyobraził sobie, że spacerując w Parku na Bundzie „słyszy syreny śpiewające do siebie, ale nie do niego", jak to robił Eliot.
– A ja już z niecierpliwością czekam na pańskie nowe wiersze, po angielsku albo po chińsku.
– Minionej nocy próbowałem napisać kilka wersów, ale kiedy siedziałem koło Liu w samochodzie, uświadomiłem sobie, że jestem słabym poetą. I równie kiepskim policjantem.
– Dlaczego ocenia się pan tak surowo? – Wyciągnęła rękę nad stolikiem i ujęła jego dłoń. – Robi pan wszystko, co może, w trudnej sytuacji. Ja to rozumiem.
Ale było wiele rzeczy, których nie mogła zrozumieć. Nie odezwał się.
– Czy powiedział pan sekretarzowi Li o umowie z Gu w sprawie parkingu?
– Nie. – Przewidział to pytanie. Li wcale nie zdziwił się jego kontaktami z dyrektorem klubu karaoke. Wyglądało na to, że o nich wiedział.
Jak mocno Li był powiązany z Niebieskimi? Może musiał utrzymywać robocze kontakty z miejscową triadą, jako najważniejszy funkcjonariusz policji odpowiedzialny za bezpieczeństwo w mieście. Po burzliwym lecie 1989 roku w partyjnej prasie wciąż największy priorytet miało hasło „politycznej stabilności". Ale Chen odnosił wrażenie, że te związki są poważniejsze.
– O co chodziło z jasnozielonym telefonem Qiana? – zadała kolejne pytanie. – Nie zauważyłam takiego wtedy na rynku.
– Była pani za zasłoną przymierzalni. A ja spostrzegłem kogoś, kto dzwonił z komórki o takim niezwykłym kolorze.
W barze dźwięczała melodia – kolejna pieśń popularna w czasie rewolucji kulturalnej. Chen nie pamiętał jej słów, poza refrenem: „Będziemy wdzięczni przewodniczącemu Mao, pokolenie po pokoleniu". Pokręcił głową.
– Co to takiego?
– Stara pieśń. – Z ulgą przyjął zmianę tematu. – Przypominają utwory często śpiewane w czasie rewolucji kulturalnej. Ten jest o Czerwonej Gwardii. Wen mogła przy nim tańczyć taniec lojalnych.
– Czy ludziom brakuje tych pieśni?
– Sądzę, że nie przemawiają do nich swoją treścią. Po prostu były częścią życia wielu osób – przez dziesięć lat.
– Co ma dla nich znaczenie: melodia czy wspomnienie? – zapytała, subtelnie przypominając wiersz, który recytował jej w ogrodzie w Suzhou.
– Nie znam odpowiedzi – odparł, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem, jakie wyniknęło z ich rozmowy.
Czy on sam był uczestnikiem tańca lojalnych, w innym czasie i miejscu?
Powinien teraz zająć się raportem dla ministra Huanga. Co właściwie ma w nim przekazać? Może na tym etapie kariery najlepiej okazać lojalność bezpośrednio wobec ministra z Pekinu, pomijając sekretarza Li.
– O czym pan myśli, starszy inspektorze?
– Właściwie o niczym.
Usłyszeli, jak z oddali woła do nich sekretarz Li.
– Towarzyszu starszy inspektorze Chen, za dziesięć minut zaczną przyjmować pasażerów.
Li szedł w kierunku kawiarni, pokazując na informację wyświetloną nad bramką.
– Już idę – odpowiedział, a potem odwrócił się do Catherine. – Ja również mam coś dla pani, inspektor Rohn. Kiedy Liu robił po drodze na lotnisko zakupy dla Wen, wybrałem wachlarz i napisałem na nim kilka wersów.
– To pańskie?
– Nie, Su Dongpu.
– Może mi pan powiedzieć ten wiersz?
– Nie, nie pamiętam reszty. Przyszły mi do głowy tylko te wersy.
– Znajdę sobie w bibliotece. Dziękuję, starszy inspektorze Chen. – Wstała, składając wachlarz.
– Pospieszcie się, proszę. Już czas – ponaglał sekretarz Li.
Ustawieni w szereg pasażerowie zaczęli przechodzić przez bramkę.
– Szybciej. – Qian stał u boku Li z jasnozielonym telefonem w dłoni.
Wen i Liu przeszli na koniec kolejki, trzymając się za ręce.
Obowiązkiem starszego inspektora Chena było rozdzielenie tych dwojga i przeprowadzenie Wen przez bramkę.
A także inspektor Rohn.
Razem z częścią samego siebie, pomyślał. Chociaż może utracił tę część już dawno temu, jeszcze w tamte poranki na pokrytej rosą zielonej ławce w Parku na Bundzie.
Podziękowania
Dziękuję moim przyjaciołom Marvinowi Reno, Davidowi Walshowi, Brendzie Seale oraz Richardowi Newmanowi za ich pomoc. Pragnę też podziękować mojej redaktorce Laurze Hrusce, której ciężka praca pomogła postaciom tańczyć na stronach tej książki.
Qiu Xiaolong
[1] Właściwie Liaozhai zhyi zbiór opowieści o niesamowitych i dziwnych zdarzeniach autorstwa Pu Sobnglinga (1640-1715) (przyp. tłum.).
[2] Zwierzę z mitologii chińskiej, w literaturze europejskiej mylnie nazywane chińskim jednorożcem. Pojawienie się qilina uważane było za dobry znak, symbol łaski Niebios i często zwiastowało pojawienie się mędrca. Według legendy qilin był przy narodzeniu Konfucjusza (przyp. tłum.).
[3] Pełna nazwa: Uszak gęstowłosy (Auricularia polytricha). Grzyb wysoko ceniony w kuchni chińskiej i japońskiej, składnik wielu potraw (przyp. tłum.).