Sławomir Mrożek
Tango
OSOBY
MŁODY CZŁOWIEK, czyli ARTUR
ELEONORA, matka Artura
STOMIL, ojciec Artura
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ, Czyli EUGENIA
STARSZY PARTNER, CZyli EUGENIUSZ
PARTNER z WĄSIKIEM, czyli EDEK
ALA, kuzynka i narzeczona Artura
AKT I
Scena przedstawia wnętrze dużego pokoju o wysokim suficie. Prawej jego ściany nie widać (wszystkie określenia "po prawej", "po lewej", teraz i w dalszym ciągu – patrząc od widowni). Przestrzeń na prawo ucięta ramą sceny, jakby poza nią znajdowała się jeszcze część przedstawianego pomieszczenia. Lewa ściana nie dochodzi do samej rampy, tylko załamuje się w odległości kilku kroków od niej, na proscenium, w lewo, pod kątem prostym, i biegnie dalej w lewo, równolegle do rampy. W tej płaszczyźnie, zwróconej ku widowni, między węgłem a lewą kulisą, znajdują się drzwi do innego pokoju. Jest to jakby korytarz znikający w lewej kulisie, prowadzący od niej do głównego pomieszczenia. W ścianie na wprost, środkowej, dwoje drzwi, na lewym i prawym skraju. Wszystkie drzwi identyczne, wysokie, ciemne, dwuskrzydłowe, ozdobne, w stylu starych, solidnych mieszkań. Między drzwiami w środkowej ścianie wnęka, zasłonięta kotarą. W pomieszczeniu znajdują się przede wszystkim następujące sprzęty: stół na osiem osób z kompletem krzeseł. Fotele. Duże lustro ścienne na lewej ścianie. Sofa. Małe stoliczki. Sprzęty ustawione niesymetrycznie, jakby tuz przed albo tuz po przeprowadzce. Bałagan. Ponadto cała scena przyrządzona draperiami w ten sposób, ze materie, półleżące, pół-zwisające, półzwinięte, sprawiają 'wrażenie rozpla-mienia, rozmazania, niekonturowości pomieszczenia. W jednym miejscu, na podłodze, tworzą rodzaj wzniesienia, legowiska. Staroświecki, czarny wózek dziecinny na wysokich i cienkich kołach, zakurzona ślubna suknia, melonik. Aksamitny obrus zgarnięty do połowy stołu, przy nagim blacie siedzą trzy osoby. Osoba Na Razie Zwana Babcią, stara, ale czerstwa i ruchliwa, czasem tylko cierpi na starcze zapaści. W sukni z trenem wlokącym się po ziemi, bardzo jaskrawej, w olbrzymie kwiaty. Dzokejka, na nogach trampki. Krótkowzroczna. Starszy pan, siwy, bardzo dobrze wychowany, w okularach oprawionych cienko i złoto, ale zaniedbany w stroju, zakurzony i nieśmiały. Zaklet-ja-skółka, wysoki, sztywny kołnierzyk biały, ale brudny, szeroki krawat-pląs tron, w nim szpilka z perłą, ale poniżej długie do kolan szorty khaki. Wysokie szkockie skarpety, lakierki popękane, gołe kolana. 'Trzeci osobnik w najwyższym stopniu mętny i podejrzany. Koszula w brzydką kratę, rozpięta zbyt głęboko na piersiach, wypuszczona na spodnie, z podwiniętymi rękawami. Spodnie jasnopopielate, szerokie, brudne i pomięte, buty jaskrawozółte i skarpetki kolorowe przesadnie. Drapie się co chwila w grube udo. Włosy długie i tłuste, które lubi przeczesywać grzebykiem wyjmowanym z tylnej kieszeni spodni. Mały, kwadratowy wąsik. Nie ogolony. Na ręce zegarek w "złotej" bransolecie. Wszyscy troje grają w karty zapamiętale. Na pozostałej, nakrytej części stołu talerze, filiżanki, karafki, sztuczne kwiaty, resztki jedzenia, a także kilka nie dających się ze sobą logicznie połączyć przedmiotów, jak duża, pusta klatka na ptaki bez dna, jeden bucik damski, bryczesy. Ten stół, jeszcze bardziej niż całe wnętrze, sprawia wrażenie pomylenia, przypadkowości, niechlujstwa. Każdy talerz, każdy przedmiot pochodzi z innego serwisu, z innej epoki i z innego stylu. Z prawej strony wchodzi młody człowiek, najwyżej dwudziestopięcioletni, prawidłowo rozwinięty, dorodny i regularny. W standardowym, dobrze i efektownie na nim lezącym ciemnym garniturze, w białej koszuli z krawatem. Czysty i wyprasowany. Niesie pod pachą kilka książek i skryptów, ponieważ wraca z wykładów na uniwersytecie. Zatrzymuje się i obserwuje scenę. Pozostali nie widzą go, zapamiętali w grze. Stół znajduje się raczej po lewej stronie, a więc dość daleko od wejścia z prawej. Osoba Na Razie Zwana Babcią siedzi tyłem do niego, a bokiem do widowni, naprzeciw niej starszy pan, trzeci osobnik u szczytu stołu, tyłem do widowni, a bokiem do wchodzącego.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – (rzucając z przesadnym rozmachem kartę na stół)
Cztery piki skurczybyki!
PARTNER Z WĄSIKIEM – (rzucając kartę) Ciach w piach! (pociąga piwo z butelki, która stoi przy nodze jego krzesła)
STARSZY PARTNER – (chrząkając nieśmiało, mówi z widocznym wysiłkiem) Proszę.
To jest, chciałem powiedzieć, ryp! (rzuca kartę)
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – (po chwili wyczekiwania pełnego dezaprobaty) "Ryp" w co? Eugeniuszu…
STARSZY PARTNER, CZYLI EUGENIUSZ – (jąka się bezradnie Ryp… ryp…
PARTNER Z WĄSIKIEM – Starszy pan znowu nie w formie, (pociąga piwko)
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Eugeniuszu, jeżeli zasiadasz z nami do gry, to powinieneś wiedzieć, jak się zachować. "Ryp" w co? – pytam.
EUGENIUSZ – No… po prostu ryp.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – O, Boże, znowu się zaczerwienił!
EUGENIUSZ – To może "ryp w pip"?
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Nonsens. Panie Edku, niech mu pan podpowie.
PARTNER Z WĄSIKIEM, CZYLI EDEK – Chętnie. Ale do "ryp" trudno zrymować. Ja bym zaproponował: "Ja go brzdęk, a on mi pękł".
EUGENIUSZ – Doskonale! Ale, za pozwoleniem. Co to znaczy? Kto pękł?
EDEK – To tak się mówi.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Nie grymaś. Pan Edek wie, co robi.
EUGENIUSZ – (rzuca jeszcze raz tę samą kartę) "Ja go brzdęk, a on mi pękł!"
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – NO, widzisz. Jak chcesz, to potrafisz.
EDEK – Pan starszy bardzo jest wstydliwy.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Dziękuję, panie Edziu kochany. Nie wiem, co byśmy zrobili bez pana.
EDEK – Drobiazg, (spostrzega młodego człowieka i pośpiesznie chowa butelkę pod stół) To ja już sobie pójdę.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Co? Co takiego?
Co panu przyszło do głowy? Teraz, kiedy jesteśmy w środku partii?
MŁODY CZŁOWIEK – Dzień dobry.
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – (odwraca się, niezadowolona) A, to ty.
MŁODY CZŁOWIEK – To ja. Co tu się dzieje?
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Jak to co? Gramy sobie w karty.
MŁODY CZŁOWIEK – To widzę. Ale z kim?
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Jak tO Z kim? Wuja Eugeniusza nie poznajesz?
MŁODY CZŁOWIEK – Nie pytam o wuja Eugeniusza. Z wujem policzymy się później.
Kim jest ten osobnik? (wskazuje na Edka)
EDEK – (wstając) No, to na mnie czas. Całuję rączki pani dobrodziejki. OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Edek, nie odchodź!
MŁODY CZŁOWIEK – Won!
EDEK – (do Babci, z wyrzutem) A mówiłem pani szanownej, żebyśmy już dzisiaj nie grali.
EUGENIUSZ – (wskazując na Babcię) To ona, to wszystko przez nią! Ja nie chciałem!
MŁODY CZŁOWIEK – (postępując naprzód) Won, powiedziałem!
EDEK – O rany, idę już, idę. (idzie w stronę wyjścia, czyli naprzeciw młodego człowieka. Po drodze zatrzymuje się przy nim i wyjmuje mu spod pachy jedną z książek, otwiera ją)
MŁODY CZŁOWIEK – (biegnąc w stronę stołu) A prosiłem, tyle razy prosiłem, żeby mi tego więcej nie było! (okrąża stół, goniąc Babcię, która umyka przed nim)
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ – Nie, nie!
MŁODY CZŁOWIEK – A właśnie, że tak! I to natychmiast!
EDEK – (ogląda książkę) Ciekawe, ciekawe…
OSOBA NA RAZIE ZWANA BABCIĄ -Czego ty chcesz ode mnie?!
MŁODY CZŁOWIEK – (goniąc) Babcia dobrze wie, co mam na myśli!
EUGENIUSZ – Arturku, miałbyś choć trochę litości dla własnej babci.
MŁODY CZŁOWIEK – A, wujcio też się odzywa?
EUGENIUSZ – Ja się nie odzywam, tylko mówię, że nawet jeżeli Eugenia trochę się zapomniała…