Выбрать главу

EUGENIA – A prosiłam, żeby zamknąć drzwi na klucz. On tylko chodzi i szuka, jak by się do mnie przyczepić. Pewnie mi znowu każe iść na katafalk!

ELEONORA – Wykluczone, nie puścimy babci, zanim nie skończymy roberka.

ARTUR – (uderzając pięścią w stolik) Dosyć tego!

ELEONORA – Ależ myśmy dopiero zaczęli!

EDEK – Niech pan Artek lepiej posłucha mamusi. Ona ma rację. Zapis całkiem świeży.

ARTUR – (wyrywając im karty) Musicie mnie teraz wysłuchać, ja mam coś do powiedzenia. Zaraz, natychmiast!

STOMIL – Ależ, Arturze, to sprawa między nami, po co zaraz rozgłaszać?

ARTUR – Nie chcieliście po dobroci, to ja was zmuszę! Koniec gry!

ELEONORA – Co takiego?

EDEK – Ejże, czy to tak ładnie? Gdybym ja był pańskim tatusiem, spuściłbym panu lanie.

ARTUR – Co? Ty jeszcze śmiesz się odzywać? (spokojnie, stanowczo) Niech no mi ojciec da rewolwer!

EDEK – Pożartować nie wolno?

ELEONORA – Rewolwer? Matko Święta, Stomilu, nie dawaj mu żadnego rewolweru! Powiedz mu, każ mu coś, jesteś w końcu jego ojcem!

STOMIL – (siląc się na surowy ton) Posłuchaj no, Arturze, nie jesteś już dzieckiem i przykro mi, że muszę do ciebie przemawiać w tym tonie, ale ze względu na matkę…

Artur 'wyciąga mu rewolwer z kieszeni piżamy. Wszyscy zrywają się od stolika.

EUGENIA – Przecież to furiat! Stomilu, dlaczegoś go spłodził? Co za lekkomyślność!

S'iOMlL – A mama to niby nie wie?

EDEK – Panie Arturku, co pan…

ARTUR – Milczeć! Wszyscy do salonu! (zebrani wychodzą pojedynczo na środek sceny. Artur przepuszcza ich obok siebie. Do ojca, kiedy ten przechodzi koło niego) My jeszcze porozmawiamy.

STOMIL – Cóż chcesz? Zrobiłem, co mogłem.

ARTUR – Teraz wiem, ile ojciec może. Eugenia siada na sofie, Eleonora na fotelu, Edek staje w kącie, wyjmuje grzebyk z tylnej kieszeni spodni i przyczesuje się nerwowo.

STOMIL – (staje przed Eleonorą, rozkłada ręce) Chciałem go uspokoić. Sama słyszałaś…

ELEONORA – Oferma. I to ma być ojciec. Ach, gdybym ja była mężczyzną!

STOMIL – Dobrze ci mówić. Wiesz dobrze, że to niemożliwe. Wbiega Eugeniusz.

EUGENIUSZ – (do Artura) Co? Już?

ARTUR – Jeszcze nie. Czekam na odpowiedź.

EUGENIUSZ – Myślałem, że już. Słyszałem jakieś krzyki, przybiegłem czym prędzej.

ARTUR – Nic nie szkodzi, dobrze, że wujcio przyszedł. Niech wujcio tu zostanie i popilnuje ich trochę. Ja zaraz wrócę, (oddaje mu rewolwer)

EUGENIUSZ – Tak jest.

ELEONORA – Czy ja śnię?

ARTUR – (do Eugeniusza)…I żeby nikt się nie ruszał z miejsca!

EUGENIUSZ – Tak jest.

ELEONORA – Czy wyście obaj zwariowali?

ARTUR – W razie czego kula w łeb. Zrozumiano?

EUGENIUSZ – Tak jest.

ELEONORA – To jakiś spisek! Mamo, twój brat jest gangsterem!

EUGENIA – Genek, rzuć to w tej chwili! Kto widział bawić się w Indian w twoim wieku! (próbuje wstać)

EUGENIUSZ – Hej tam, nie ruszać się!

EUGENIA – (zdumiona) Genek, przecież to ja, twoja siostra Eugenia!

EUGENIUSZ – Nie mam siostry, kiedy jestem na służbie.

EUGENIA – Na jakiej służbie, opamiętaj się!

EUGENIUSZ – Jestem na służbie idei.

ARTUR – Bardzo dobrze. Widzę, że mogę na wujciu polegać. Zostawiam was na chwilę.

STOMIL – Arturze, mnie nic nie powiesz? Przecież zostaliśmy przyjaciółmi.

ARTUR – Dowiecie się wszystkiego w swoim czasie.

Wychodzi, Eugeniusz siada centralnie, pod ścianą, z przejęciem trzymając rewolwer, mierzy z niego po kolei do wszystkich, niezbyt sprawnie, lecz groźnie.

ELEONORA – (po pauzie) Więc to tak… Zdradziłeś, Eugeniuszu.

EUGENIUSZ – Spokój! (po chwili usprawiedliwiająco) Nieprawda, nikogo nie zdradziłem.

ARTUR – (woła za sceną) Ala, Ala!

ELEONORA – Zdradziłeś swoje pokolenie.

EUGENIUSZ – To wy jesteście zdrajcy. Zdradziliście naszą starą, dobrą epokę. Tylko ja jeden zostałem jej wierny.

ARTUR – (za sceną) Ala, Ala!

ELEONORA – Zostałeś sługusem młodzieży dotkniętej apostolskim szałem. Myślisz, że to ci się opłaci? Wykorzystają cię i odtrącą jak psa.

EUGENIUSZ – Jeszcze nie wiadomo, kto komu służy. Artur spadł mi jak z nieba.

ELEONORA – Teraz dopiero cię poznajemy, ty hipokryto. Ukrywałeś się przed nami.

EUGENIUSZ – A tak, ukrywałem się. Cierpiałem przez tyle lat. Nienawidziłem was za wasz upadek, za waszą degrengoladę i milczałem. Byliście silniejsi. Teraz nareszcie nadeszła chwila, kiedy mogę wam to powiedzieć w oczy. Cóż to za rozkosz!

ELEONORA – Co chcecie z nami zrobić?

EUGENIUSZ – Przywrócimy wam godność, wy, upadłe społeczeństwo. Zrobimy z was z powrotem ludzi z zasadami.

ELEONORA – Siłą?

EUGENIUSZ – Choćby i siłą, jeżeli nie można inaczej.

STOMIL – To kontrreformacja.

EUGENIUSZ – To wybawienie.

STOMIL – Wybawienie? Od czego?

EUGENIUSZ – Od waszej przeklętej wolności.

ARTUR – (wchodzi) Wuju Eugeniuszu!

EUGENIUSZ – Tutaj jestem, panie!

ARTUR – Nie ma jej nigdzie.

EUGENIUSZ – Szukajmy, musi tu gdzieś być.

ARTUR – I ja tak sądzę. Czekam na jej odpowiedź.

EUGENIUSZ – Jak to? Jeszcze się nie zgodziła?

ARTUR – Musi się zgodzić. Nie może mnie opuścić w decydującej chwili. Wszystko przygotowane.

EUGENIUSZ – Nie chciałbym ci zwracać uwagi, Arturze, ale czy nie postąpiłeś zbyt lekkomyślnie? Należało najpierw mieć pewność, a potem dopiero zabrać się do nich. (wskazuje lufą rewolweru na zebranych)

ARTUR – Chwila była odpowiednia. Dłużej nie mogłem zwlekać.

EUGENIUSZ – Tak zawsze jest przy zamachach stanu. Nieprzewidziane okoliczności. Teraz nie możemy się już cofnąć.

ARTUR – Kto mógł przewidzieć? Byłem pewien, że ją przekonałem, (woła) Ala, Ala! (ze złością) Żeby przez jedną głupią kuzynkę… To niemożliwe! (woła) Ala, Ala!

EUGENIUSZ – Przez kobietę upadły imperia.

ALA – (wchodzi) Ojej, nikt jeszcze nie śpi?

ARTUR – (z wyrzutem) Nareszcie jesteś. Szukałem cię po całym domu!

ALA – Cóż to, wuj z bronią? Broń prawdziwa? Wuj prawdziwy?

ARTUR – To ciebie nie dotyczy. Gdzie się podzie-wałaś?

ALA – Byłam na spacerze. Czy nie wolno?

EUGENIUSZ – Nie wolno? To święta sprawa!

ARTUR – Wuju, uspokój się. Do szeregu! (do Ali) No i co?

ALA – Nic. Piękna noc.

ARTUR – Ja nie pytam o pogodę. Czy się zgadzasz?

ALA – Wolałabym się jeszcze zastanowić.

ARTUR – Odpowiedz natychmiast. Miałaś dosyć czasu.

Pauza.

ALA – Tak.

EUGENIUSZ – Brawo!

ARTUR – Bogu niech będą dzięki. Przystąpmy więc do dzieła! (bierze Ale za rękę i prowadzi ja do sofy, na której siedzi Eugenia) Babciu, błogosławieństwo!

EUGENIA – (przestraszona, wskazuje na sofę) Zo-stawcie mnie w spokoju, ja wam nie przeszkadzam!

ARTUR – Babciu, wszystko się zmieniło! Biorę ślub z Alą, niech babcia nas pobłogosławi na dalszą drogę życia.

EUGENIUSZ – (do pozostałych) Wstawać, wstawać, nie widzicie, że chwila jest uroczysta?

ELEONORA – Boże wielki! To Artur się żeni?

STOMIL – Po co te ceregiele?

EUGENIA – Zabierzcie go ode mnie, on znowu mnie będzie dręczył!

ARTUR – (groźnie) Błogosławieństwo, babciu!

STOMIL – To jakieś niesmaczne żarty, dajmy temu spokój.

EUGENIUSZ – (tryumfalnie) Żarty się skończyły, żartujecie już od pięćdziesięciu lat. Stomil, poza-pinaj się natychmiast! To są zaręczyny twojego syna, skończyło się porozpinanie. Genia, błogosław.

EUGENIA – Eleonora, co mam robić?

ELEONORA – Niech mama błogosławi, kiedy o to proszą.