EUGENIUSZ – Nie ruszać się!
EUGENIA – Nic na to nie poradzę. To naftalina.
EUGENIUSZ – Uwaga! (Stomil odrywa rękę od biodra i drapie się w tułów) Stomil, ręka!
STOMIL – Kiedy swędzi jak diabli.
ELEONORA – Co cię swędzi?
STOMIL – Mole.
ELEONORA – Mole! (zrywa się i pędzi po scenie tu i tam, goniąc niewidoczne mole, klaszcząc w ręce)
EUGENIUSZ – W ten sposób nigdy nie zrobimy zdjęcia. Eleonora, siadaj!
ELEONORA – (z wyrzutem) To z mamy tyle moli.
EUGENIA – Wcale nie ze mnie, tylko z tych łachów.
EUGENIUSZ – Przestańcie się kłócić. Mole są ze strychu.
EDEK – (wchodzi jako lokaj. Kamizelka bordowa w paski czarne, spodnie) Pani wzywała?
ELEONORA – (przestaje klaskać) Co? Nie… A zresztą tak. Niech Edward mi przyniesie sole.
EDEK – Jakie sole, proszę pani?
ELEONORA – No, sole… Edward wie…
EDEK -Słucham, proszę pani… (wychodzi)
STOMIL – (patrząc za nim) A jednak to miło zobaczyć tego człowieka na właściwym miejscu.
EUGENIUSZ – Prawda? Poczekaj, a jeszcze niejedno zobaczysz. Wszystko się dobrze układa. Nie będziesz żałował.
STOMIL – (próbując rozluźnić kołnierzyk) Żeby mnie tylko kołnierzyk tak nie cisnął.
EUGENIUSZ – Ale za to Edek usługuje ci przy stole. Nic nie ma za darmo.
STOMIL – A co będzie z moimi eksperymentami?…
EUGENIUSZ – Nie wiem. Artur nie wydał jeszcze dyspozycji.
STOMIL – A pozwoli? Nic nie wspominał?
EUGENIUSZ – Nie było na to czasu. Wyszedł z samego rana.
STOMIL – Niech się wuj wstawi za mną.
EUGENIUSZ – (protekcjonalnie) Pomówię z nim ewentualnie.
STOMIL – Żeby choć raz na tydzień. Trudno mi się tak nagle odzwyczaić po tylu latach. Powinniście to zrozumieć.
EUGENIUSZ – To zależy od twojego sprawowania.
STOMIL – Przecież jestem po waszej stronie. Czego jeszcze chcecie ode mnie? Znoszę nawet ten kołnierzyk. (znowu próbuje rozluźnić kołnierzyk)
EUGENIUSZ – Niczego nie obiecuję.
Edek wchodzi, niosąc na tacy niedwuznaczną butelkę wódki.
EUGENIUSZ – Co to jest?
EDEK – Sole dla pani, proszę pana.
EUGENIUSZ – (groźnie) Eleonora, co to znaczy?
ELEONORA – Ja nie wiem! (do Edka) Prosiłam przecież o sole.
EDEK – Pani już nie pije?
ELEONORA – Proszę natychmiast to wynieść!
EUGENIA – Dlaczego? Jeżeli już przyniósł… Ja też czuję się nietęgo.
EDEK – Dobrze, proszę pani. (wychodzi. Po drodze, nie zauważony przez nikogo z wyjątkiem Eugenii, która odprowadza go tęsknym spojrzeniem, pociąga Z butelki)
EUGENIUSZ – Żeby mi to było ostatni raz!
EUGENIA – Jezus Maria, jak nudno.
EUGENIUSZ – Na miejsca!
Eleonora, Stomil, Eugenia prostują się i sztywnieją jak na początku sceny. Eugeniusz wchodzi pod aksamit, rozlega się syczenie samowyzwalacza. Eugeniusz pospieszcie zbiera laskę, cylinder i rękawiczki i siada na sofie obok Eugenii, pozując jak i oni. Syczenie samowyzwalacza ustaje. Zebrani poruszają się z ulgą.
STOMIL – Czy teraz mogę już to rozpiąć? Chociaż na chwilę.
EUGENIUSZ – Wykluczone. Ślub dopiero o dwunastej.
STOMIL – Utyłem chyba, czy co. Ostatni raz miałem to na sobie ze czterdzieści lat temu.
EUGENIUSZ – Utyłeś z tych twoich eksperymentów. Sztuka eksperymentalna bardzo się dzisiaj opłaca.
STOMIL – To już nie moja wina.
ELEONORA – Kiedy będzie gotowe to zdjęcie? Zdaje się, że ruszyłam powieką. Na pewno wyjdę okropnie.
EUGENIUSZ – Nie ma obawy. Ten aparat nie działa. Już dawno zepsuł się ze starości.
ELEONORA – Jak to? Więc po co robiliśmy to zdjęcie?
EUGENIUSZ – Dla zasady. Tak chce tradycja.
STOMIL – Macie mi za złe moje niewinne eksperymenty, ale w czym lepszy ten wasz staroświecki, zepsuty aparat? Oto fiasko waszej kontrrewolucji. Niszczycie tylko bezpłodnie moje zdobycze.
EUGENIUSZ – Licz się ze słowami.
STOMIL – Nie przestanę tego powtarzać, chociaż ulegam waszej przemocy.
ELEONORA – I co wy na to?
EUGENIA – Ładnie wyglądamy. A to dopiero początek.
EUGENIUSZ – Trudno, na razie musimy dbać o formę. Treści przyjdą potem.
STOMIL – Coś mi się zdaje, Eugeniuszu, że popełniacie szaleństwo. Formalizm nie zbawi was od chaosu. Lepiej już pogodzić się z duchem czasu.
EUGENIUSZ – Zamilcz wreszcie! Defetyzmu nie będziemy tolerowali.
STOMIL – Dobrze, dobrze. A czy ja protestuję? Ale wolno mi chyba mieć swoje zdanie?
EUGENIUSZ – Oczywiście, jeżeli tylko zgadza się z naszym zdaniem, dlaczego nie?
ELEONORA – Słyszycie? (słychać dalekie dźwięki dzwonów)
STOMIL – Dzwony…
EUGENIUSZ – Weselne dzwony… (wchodzi Ala w sukni ślubnej, w welonie. Stomil szarmancko całuje ją w rękę)
STOMIL – Aaa… Jest nasza maleńka.
ELEONORA – Jak ci do twarzy w tym stroju…
EUGENIA – Witaj, moje dziecko.
ALA – Artur jeszcze nie wrócił?
EUGENIUSZ – Czekamy na niego, będzie tu lada chwila. Poszedł załatwić ostatnie formalności.
ALA – Ciągle formalności.
EUGENIUSZ – Geniusz życia nie może chodzić nago. Trzeba go odziać i dbać o jego powierzchowność. Artur ci o tym nie wspominał? Czy nie rozmawiał z tobą na ten temat?
ALA – Bez przerwy.
EUGENIUSZ – I miał rację. Kiedyś to zrozumiesz i będziesz mu wdzięczna.
ALA – Niech wuj przestanie się wygłupiać.
ELEONORA – To za ostro, Aluniu. To dzień twojego wesela. Nie powinniśmy dzisiaj dopuszczać do rodzinnych niesnasek. Dosyć czasu będziemy mieli potem.
EUGENIUSZ – Nie szkodzi, nie szkodzi, nie obrażam się. Jestem wyrozumiały.
ALA – Taki stary, a taki głupi. Arturowi mniej się można dziwić. Ale wuj?
ELEONORA – Ala!
STOMIL – Dostało się wujaszkowi!
ELEONORA – Wybacz jej, Eugeniuszu, jest rozdrażniona. Sama nie wie, co mówi. Bądź co bądź to dla niej trudne przeżycie. Ja sama, pamiętam, kiedy miałam wyjść za Stomila…
EUGENIUSZ – Zdaje się, że lepiej będzie, jeżeli stąd odejdę. A wy nie łudźcie się. Wiem, co was cieszy. Dziecinne inwektywy nie zmieniają stanu rzeczy. Stomil, idziesz ze mną? Mam z tobą do pomówienia. Chcę ci coś zaproponować.
STOMIL – Dobrze, byle bez doktrynerstwa. Zaznaczam, że ja mam głos. (wychodzą)
ELEONORA – Mama także mogłaby się przejść.
EUGENIA – Jak sobie chcecie, wszystko mi jedno. I tak zanudzę się na śmierć, (wychodzi)
ELEONORA – A teraz porozmawiajmy. Powiedz mi, co się stało?
ALA – Nic się nie stało.
ELEONORA – Przecież widzę, że coś cię gryzie.
ALA – Nic mnie nie gryzie. Ten welon mi się nie podoba. Chcę go poprawić. Może mi mama pomóc?
ELEONORA – Chętnie, tylko do mnie nie musisz przemawiać w ten sposób. Do nich -to co innego. Oni są głupi.
ALA – (siada przed lustrem. Dzwony nadal) Dlaczego wy wszyscy pogardzacie sobą nawzajem?
ELEONORA – Sama nie wiem. Może dlatego, że nie mamy się za co szanować.
ALA – Siebie czy drugich?
ELEONORA – To chyba na jedno wychodzi. Poprawić ci włosy?
ALA – Trzeba je uczesać na nowo. (zdejmuje welon. Eleonora czesze Alę) Mama jest szczęśliwa?
ELEONORA – Co takiego?
ALA – Pytam, czy mama jest szczęśliwa. Co w tym dziwnego?