Выбрать главу

ARTUR -…O różnych sprawach…

ALA – Dalej!

ARTUR – (podnosząc głos)…O rozmaitych sprawach!

ALA – Dalej, dalej!

Artur z całych sił rzuca \v nią książką, pozostawioną przez Edka. Ale unika ciosu, chowając się pod kołdrę.

ARTUR – Wyjdź!

ALA – (wystawiając głowę spod kołdry) O co ci chodzi? (Artur milczy)…No to czemu rzucasz? (Artur milczy)…Czego właściwie chcesz?

ARTUR – Wszyscy mnie o to pytają.

ALA – Dobrze. Wcale nie muszę!

STOMIL – Proszę zajmować miejsca, proszę zajmować miejsca.

Scena już przygotowana do "eksperymentu" Stomi-la. Stół odsunięty na bok. Bliżej proscenium cztery krzesła w rzędzie, oparciami do widowni. W kolejności od lewej do prawej zasiadają na nich Eugenia, Eleonora, Eugeniusz- Edek bierze butelkę z nie dopitym piwem i ukradkiem, na palcach, usiłuje wymknąć się za kulisy.

Zauważa to Eugeniusz, który wskazuje Edka Eleonorze.

ELEONORA – Edek, dokąd?

EDEK – Ja tylko na chwilę…

ELEONORA – Natychmiast wróć! (Edek zrezygnowany wraca i zajmuje krzesło na prawym skraju, obok Eugeniusza, przy okazji boleśnie nadeptując mu na nogę. Stomil wychodzi do pokoju, drzwi przy lewej kulisie, w korytarzu) Artur, Ala, co wy tam robicie? Prosimy do nas!

ALA – A co to będzie?

ARTUR – Eksperyment teatralny. To mania mojego ojca. (podaje jej rękę. Ala wyskakuje z legowiska, w długiej do ziemi, nieprzezroczystej – uwaga dla reżyserów o zbyt łatwych skojarzeniach – koszuli, pełnej zakładek, falbanek, aż wyglądającej raczej na strój niż na koszulę nocną. Stoją obok krzeseł po prawej. Edek, nie wstając, wyciąga rękę i obejmuję Alę wpół. Artur zamienia się z nią miejscami)

STOMIL – (który wrócił tymczasem, niosąc dość duże pudło, i wszedł za katafalk, wystaje mu stamtąd tylko głowa) Proszę państwa, proszę się skupić. Oto bohaterowie dramatu! (z emfazą, jak dyrektor cyrku zapowiadający kolejny numer) Adam i Ewa w raju! (nad katafalkiem, który służy za scenę, ukazują się dwie postacie – pacynki, którymi Stomil porusza jak rękawiczkami. Adam i Ewa, Ewa z jabłkiem w dłoni)

EUGENIUSZ – To już było!

STOMIL – (stropiony) Kiedy?

EUGENIUSZ – Na początku świata.

STOMIL – Nie szkodzi. Było w starej wersji. Ja opracowałem nową.

EDEK – A wąż?

ELEONORA – (uspokaja go szeptem) Ciiiicho…

STOMIL – Węża mamy w domyśle. Wszyscy znamy tę historię. Uwaga, zaczynamy!

(grubym głosem)

Więc jestem w raju i jestem Adamem. Ten status otwiera wszelkie możliwości. Lecz już się zaczęło: Oto z mojej kości powstała Ewa. A co z niej powstanie? O, losie! Tyś odpowiedzią na moje pytanie! (dyszkantem)

Adam był pierwszy, łecz nie był nim wcale, póki mnie nie było. Teraz chodzi dumny. Czy nie rozumie, choć taki rozumny, że tylko nie być można doskonale? Gdy świeci słońce, gdzie idą ciemności? O, losie… (rozlega się silny huk i jednocześnie światło gaśnie)

GŁOS ELEONORY Stomilu, Stomilu, co się stało, ty żyjesz?!

GŁOS EUGENIUSZA Straż, straż!

Błysk zapałki, którą zapala Artur. Następnie zapala nią gromnicę. Ukazuje się Stomil, z rewolwerem, koniecznie dużym bębenkowcem, w dłoni.

STOMIL – Ha, co? Udało się?

ELEONORA – Stomilu, tak nas przestraszyłeś!

STOMIL – Eksperyment powinien wstrząsnąć. To moja pierwsza zasada.

EUGENIUSZ – Jeżeli tylko o to ci chodziło, to rzeczywiście udało ci się: serce mi bije.

ELEONORA – Jak to zrobiłeś, Stomilu?

STOMIL – Spaliłem stopki i strzeliłem z rewolweru.

ELEONORA – Nadzwyczajne!

EUGENIUSZ – Co w tym nadzwyczajnego?

STOMIL – Nie rozumiesz?

EUGENIUSZ – Ani trochę.

ELEONORA – Nie zwracaj na niego uwagi, Stomilu. Eugeniusz zawsze był tępy.

STOMIL – A ty, Eugenio?

EUGENIA – Hę?

STOMIL – (głośniej) Pytam, czy mama zrozumiała eksperyment!

EUGENIA – (z całych sił) Co?

ELEONORA – Mama ogłuchła od eksperymentu.

EUGENIUSZ – Wcale się nie dziwię.

STOMIL – Wytłumaczę ci: poprzez działanie bezpośrednie wytwarzamy jedność momentu akcji i percepcji. Jasne?

EUGENIUSZ – No i co?

STOMIL – Jak to co?

EUGENIUSZ – Co to ma wspólnego z Adamem i Ewą?

ELEONORA – Eugeniuszu, skup się!

STOMIL – Chodzi o fenomen teatralny. Dynamika faktu sensualnego. To na ciebie nie działa?

EUGENIUSZ – Prawdę mówiąc, nie bardzo.

STOMIL – (rzuca rewolwer na katafalk) Nie, ja już nie mam siły!

ELEONORA – Nie zniechęcaj się, Stomilu. Jeżeli ty nie będziesz eksperymentował, to kto będzie?

Wszyscy wstają, odsuwają krzesła.

EUGENIUSZ – Plajta, panowie!

EDEK – Wolę kino.

ELEONORA – I co teraz będzie?

ARTUR – Wyjść! Wszyscy za drzwi!

STOMIL – A to co znowu?

ARTUR – Precz! Żebym was tu więcej nie widział!

STOMIL – To tak się traktuje własnego ojca?

ARTUR – Ojciec był przedtem, ojca już nie ma! Ja ojca dopiero stworzę!

STOMIL – Ty? Mnie?

ARTUR – Ciebie i was wszystkich. Stworzę was na nowo. A teraz precz, idźcie już, wszyscy!

STOMIL – On za wiele sobie pozwala.

ELEONORA – Nie przejmuj się dzieckiem, Stomilu. Jesteśmy przecież uświadomieni.

STOMIL – Mam wyjść?

ELEONORA – Chodźmy. Cóż cię obchodzi poza twoim eksperymentem?

STOMIL – Tak, sztuka! Sztuka nowoczesna. Dajcie mi Boga, a zrobię z niego eksperyment!

ELEONORA – No widzisz… (wychodzą drzwiami \v ścianie na wprost, po lewej)

EDEK – (do Eugenii) Idziemy, babuś?

EUGENIA – Bierz karty. (Edek zbiera karty. Wychodzą razem z Eugenią)

EDEK – (odwracając się) Panie Artku, jakby pan czego potrzebował…

ARTUR – (tupiąc nogami) Won!

EDEK – (ugodowo) Ale dobrze, dobrze… (wychodzi z Eugenią za kulisę na lewo)

EUGENIUSZ – (upewniając się, czy tamci już wyszli) Masz rację, Arturku. Między nami mówiąc, to hołota.

ARTUR – Wujek też wyjdzie.

EUGENIUSZ – Ależ oczywiście, mój drogi, wyjdę, wyjdę. Tylko jedno ci powiem: możesz na mnie liczyć.

ARTUR – Co wujek ma na myśli?

EUGENIUSZ – Na myśli, nie na myśli, już ty zrobisz, jak uważasz. Ale zapamiętaj, że ja mogę się przydać. Jeszcze tak nie zgłupiałem jak oni (zniżając głos) Ja jestem niedzisiejszy.

ARTUR – No, dobrze. A teraz niech wujek zostawi nas samych.

Eugeniusz idzie na lewo w korytarz. Przed wyjściem odwraca się i jeszcze raz mówi z naciskiem.

EUGENIUSZ – Niedzisiejszy, (wychodzi)

ALA – A teraz?

ARTUR – A teraz ci wszystko wytłumaczę.

AKT II

Ta sama scena co w akcie pierwszym. Noc. Jedna nieduża, stojąca lampa. Artur siedzi w fotelu. Ktoś wchodzi.

ARTUR – Kto tu?

POSTAĆ – To ja.

ARTUR – Kto taki?

POSTAĆ – Twój wuj, Eugeniusz.

ARTUR – Hasło?

EUGENIUSZ – Odnowa. Odzew?

ARTUR – Odrodzenie, (pauza) W porządku. Niech wuj wejdzie. Eugeniusz wchodzi w krąg światła. Siada naprzeciw Artura.

EUGENIUSZ – Uff, zmęczyłem się.

ARTUR – Czy wszystko gotowe?

EUGENIUSZ – Zniosłem ze strychu, co tylko się dało. Moli tam co niemiara. Jak myślisz? Czy się uda?

ARTUR – Musi się udać.

EUGENIUSZ – Boję się, boję się. Oni są tak zdemoralizowani… Pomyśl, całe życie w tym bajziu… pardon, chciałem powiedzieć: w tym rozkładzie. Widzisz, nawet ja się Już przyzwyczaiłem. Przepraszam cię.

ARTUR – Nie szkodzi. Co robi ojciec?

EUGENIUSZ – Jest w swoim pokoju. Pracuje nad nową inscenizacją. Czy ci go czasem nie żal, Arturze? Ostatecznie on wierzy w tę swoją sztukę.

ARTUR – Więc dlaczego wujcio sam nie daje mu satysfakcji?

EUGENIUSZ – Z przekory, lubię mu robić na złość. Zresztą jestem szczery. Mnie te eksperymenty naprawdę nie przekonują. A ty w nie wierzysz?

ARTUR – Mam co innego na głowie. A matka?

Eugeniusz wstaje, podchodzi do drzwi w ścianie na wprost, po lewej, i zagląda przez dziurkę od klucza.

EUGENIUSZ – Nic nie widać. Albo zgasiła światło, albo zasłoniła drzwi. Ciemno, (wraca na poprzednie miejsce)