ARTUR – (szczerze zmartwiony) Doprawdy, nie chciałem…
ALA – (podnosi nogę)…I tu…
ARTUR – Nie wiem, jak cię przeprosić.
ALA – (przykładając palec wskazujący do jakiegoś zebra)…I tu…
ARTUR – Wybacz mi, ja nie chciałem…
ALA – Zdemaskowałeś się: zwyczajny brutal. Najpierw przemowy, a potem wiadomo co. (opada tragicznie na fotel) Ach, my, kobiety… Co my jesteśmy winne, że mamy to ciało? Gdyby je można gdzieś zostawić na przechowanie, jak w szatni. Byłybyśmy bezpieczne od napaści byle kuzyna. Przyznam się, że nie spodziewałam się tego po tobie. Ty, z twoją umysłowością…
ARTUR – (zupełnie zmieszany) Kiedy ja naprawdę…
ALA – Nie wykręcaj się! Czy myślisz, że ja nie odczuwam potrzeby porozmawiania na tematy poważne? Ale spokojnie, bez obawy, że jakiś filozof mnie będzie szarpał za nogę. No, ale mniejsza z tym. O czym to więc mówiliśmy? Przerwałeś w najciekawszym miejscu, (za drzwiami, gdzie zniknął Edek, słychać szum wody płynącej z odkręconego kurka i gulgoty)
ARTUR – A to dobre! Czy myślisz, że ja naprawdę chciałem cię zgwałcić?
ALA – (zaniepokojona) A co, nie?
ARTUR – Nic podobnego. To była tylko lekcja.
ALA – Dziękuję, ja to już umiem.
ARTUR – Znowu tylko jedno ci w głowie. Powiedz, dlaczego się broniłaś?
ALA – Jesteś nieprzyzwoity!
ARTUR – Nauka nie zna wstydu. Dlaczego?
ALA – A dlaczego się na mnie rzuciłeś?
ARTUR – Poświęciłem się.
ALA – Co takiego?
ARTUR – Tak, poświęciłem się. Chciałem ci w ten sposób jaśniej przedstawić pewne sprawy. Rodzaj praktycznych ćwiczeń z pragmatyki płci.
ALA – Świnia. I w dodatku naukowa. Z pragmatyki? Nigdy o tym nie słyszałam. To jakieś nowe zboczenie?
ARTUR – Nic w tym nowego. Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi. Kobiety pójdą za mną.
ALA – Jakie kobiety?
ARTUR – Wszystkie. Kobiety całego świata będą moimi sojusznikami. Kobiety trzeba zaagitować przede wszystkim, a kiedy one zrozumieją, mężczyźni nie będą już mieli innego wyboru.
ALA – Co za kobiety? Czy ja je znam? A zresztą rób sobie z nimi, co ci się podoba. Wcale mi nie zależy.
ARTUR – Posłuchaj, historia świata jest historią brutalnego ucisku kobiet, dzieci i artystów przez mężczyzn.
ALA – Przecież nie lubisz artystów.
ARTUR – To nie ma nic do rzeczy. Mężczyźni nie lubią artystów, bo artyści nie są mężczyznami. To właśnie zawsze zbliżało ich do kobiet, niestety. Przeważnie obce są im pojęcia honoru, logiki i postępu, wszystko, co wymyślili mężczyźni. Dopiero bardzo późno i z wielkim trudem ludzkość męska zaczęła podejrzewać, że istnieje wieloznaczność, względność, zapominanie. Migotliwość świata. Akurat odwrotnie niż to, co swoją twardą czaszką zapaśnika zdołał na początku wymyślić mężczyzna i co wypisał na swoich sztandarach, i co przez wieki usiłował narzucić kobietom, dzieciom i artystom: jedność, bezwzględność, konsekwencję. Wymyślił świat na obraz i podobieństwo swoje. W jaskini, w zagrodzie, w przedsiębiorstwie wynalazł logikę. Ale uważając się za pana-żywiciela, z pychy swojej nie chciał nawet dopuścić myśli, że jego światopogląd miałby nie zapanować. Ulegając swojej agresywnej naturze obwieścił swoje pojęcie jako jedyne, powszechne i obowiązkowe i, jako najsilniejszy, zawsze próbował je narzucić słabszym. A kiedy okazało się, że kobiety myślą inaczej, obraził się i nazwał je głupimi albo nielogicznymi, co w nomenklaturze męskiej oznacza to samo.
ALA – A ty? Czy nie jesteś mężczyzną?
ARTUR – Ja wznoszę się ponad siebie. Jestem obiektywny. Inaczej nie mogę wykonać swojego planu.
ALA – Czy mogę ci zaufać?
ARTUR -…Żeby jakoś dorobić ideologię do swojego braku wyobraźni, mężczyźni wymyślili pojęcie honoru. Wymyślili także negatywne pojęcie "zniewie-ściałości". Oba te pojęcia służą im do zabezpieczenia ich męskiej wspólnoty przed dezercją, do utrzymania w ryzach solidarności męskiej pod grozą napiętnowania każdego mężczyzny, któremu by przyszły do głowy jakieś wątpliwości. Nic dziwnego, że po przeciwnej stronie utworzyła się, naturalnym odruchem samoobrony, wspólnota kobiet, dzieci i artystów. Na ogół mężczyźni nie wychowują dzieci. W najlepszym wypadku oddają raz na miesiąc pewną ilość pieniędzy na ten cel. Nic dziwnego, że potem masakra wydaje im się zajęciem nie tylko chwalebnym i lubym, ale także pożytecznym. Przepraszam, (wciąż, słychać gulgoty w kuchni, Artur przerywa orację i zbliża się do drzwi kuchennych) Co on tam robi tak długo?
ALA – Może się myje.
ARTUR – On? Wykluczone, (wraca) Wróćmy do tematu.
ALA – Ja ci nie wierzę. Wiem dobrze, o co ci chodzi. Mnie nie oszukasz.
ARTUR – Chodzi mi tylko o to, żebyś zrozumiała, na czym polega twoja racja stanu jako kobiety. Chcę ci otworzyć oczy.
ALA – Aha, to pewnie znaczy, że mam się zaraz rozebrać.
ARTUR – Nie bądź nudna. Kiedy się przekonasz, że nasze interesy są zgodne, zostaniesz moją wspólniczką. O czym marzą mężczyźni? O braku konwencji w sprawach erotycznych. Żeby nie trzeba było zabiegać, przebywać jakiejś drogi pośredniej między pragnieniem a osiągnięciem. Wszystko, co jest pośrodku, tylko ich irytuje.
ALA – To prawda. Rzucają się od razu jak zwierzęta. Przed chwilą miałam najlepszy dowód.
ARTUR – Nie zaprzeczam, że jako jednostka ulegam naturalnym impulsom. Ale ja mam wyższy cel. Mówię ogólnie. Korzystając z ogólnego kryzysu norm, mężczyźni zrobili wszystko w dziedzinie erotyzmu, żeby usunąć ostatnie reguły. Ale ja nie wierzę, żeby to kobietom odpowiadało bez zastrzeżeń. I na tym opieram mój plan.
ALA – A mnie to odpowiada.
ARTUR – Kłamiesz. To niemożliwe.
ALA – A właśnie, że tak. To mi się podoba. Mogę zrobić, co zechcę, wszystko mi wolno. O, na przykład rozbiorę się i co mi zrobisz? (zrzuca z siebie pled i zdejmuje melonik)
ARTUR – Przestań, rozmawiamy poważnie!
ALA – (rozwiązuje tasiemki przy koszuli) Dlaczego? Kto mi zabroni? Może ty? Albo moja mama? Albo Pan Bóg? No kto, powiedz? (ściąga koszulę z ramion)
ARTUR – Ubierz się w tej chwili, włóż koszulę! (odwraca rozpaczliwie wzrok)
ALA – Ani mi się śni. To moja koszula, (w drzwiach kuchennych ukazuje się głowa Edka, zwabionego podniesionymi głosami) A, pan Edek! Proszę, niech pan wejdzie.
ARTUR – (wypychając Edka z powrotem) Won, bo zabiję! Rozbierać się przed takim… takim durniem! Wstydu nie masz!
ALA – Może on nie ma wykształcenia, ale ma ładne oczy.
ARTUR – Te parszywe, świńskie oczka?
ALA – Mnie się podobają.
ARTUR – Ja go zabiję!
ALA – (ze słodyczą) Jesteś zazdrosny?
ARTUR – Nie jestem wcale zazdrosny!
ALA – Najpierw brutal, a potem zazdrosny. Ładnie, ładnie.
ARTUR – (ogromnie zły staje przed Alą) No i co? Dlaczego się nie rozbierasz? Ja ci już nie przeszkadzam.
ALA – Bo mi się odechciało.
ARTUR – Proszę, nie krępuj się.
ALA – (cofając się) Rozmyśliłam się.
ARTUR – (idąc za nią) Nie chcesz? No to powiedz teraz, dlaczego nie chcesz? Powiedz, dlaczego przedtem nie chciałaś?
ALA – O Boże, to jakiś maniak.
ARTUR – (chwyta ją za ręce) Dlaczego?
ALA – Nie wiem.
ARTUR – No, powiedz!
ALA – Co mam powiedzieć? Nie wiem i już! Puść mnie!
ARTUR – (uwalniając ją) Wiesz dobrze. Bo udajesz tylko, że ci się to podoba, ta rozwiązłość, ten brak reguł, to rozpasanie!
ALA – Ja udaję?
ARTUR – Oczywiście. Nie podoba ci się, bo nie jest ci to na rękę. Ten dzisiejszy brak stylu pozbawia cię wyboru, ogranicza twoje możliwości. Możesz tylko rozbierać się i ubierać, nic innego nie pozostaje.
ALA – Nieprawda!
ARTUR – Więc skąd ten opór?
Pauza.
ALA – Mówisz logicznie, a sam powiedziałeś, że logika to bzdura. Aha?
ARTUR – Tak powiedziałem?
ALA – Pewnie, że powiedziałeś, przed chwilą. Dobrze słyszałam.
ARTUR – (niezadowolony) Musiałaś się przesłyszeć.