— A ja na statku szkolnym tyle razy ćwiczyłam takie wyjście — powiedziała Nora — że odzwyczaiłam się od strachu.
Czarne niebo ożyło nagle — to ze stożka cienia Ziemi wyskoczyła płynąca ku nim jasna gwiazda, otoczona rojem świecących punkcików. Wkrótce zbliżyła się tak, że można było rozpoznać nową, budowaną właśnie stację kosmiczną, wokół której uwijali się monterzy w próżniowych ślizgaczach. Nie opodal wisiało nieruchomo siedem czy osiem rakiet ciężarowych w pasie orbity parkingowej. Nora przez chwilę patrzyła na nie, na sunącą nad nią Ziemię, potem zabrała się do roboty.
Uszkodzenie było stosunkowo proste — zaledwie kilka odkręconych muter. Nora poradziła sobie szybko i wtedy…
Przekładała właśnie klucz uniwersalny z jednej ręki do drugiej, kiedy rozpoczął się przewidywany kontrobrót rakiety. Trzymała się za słabo, więc momentalnie została odepchnięta w bok — popłynęła przez przestrzeń podobna do szarpanego na wszystkie strony manekina. Z jej gwałtownych ruchów można było poznać, że straciła nad sobą kontrolę.
Ingo również nie wiedział, co w tej chwili powinien zrobić. Przede wszystkim myślał ze strachem o tym, co na temat tego nieszczęsnego chrztu powie komendant, który za dopuszczenie do podobnej sytuacji z pewnością stanie do karnego raportu. I tylko Norbert pozostał spokojny — w każdym razie nie dał po sobie poznać, o czym myśli w tej chwili — wołając w mikrofon:
— Halo Ombo na RZ2! Uwaga! Wchodź na orbitę manewrową. Stosuj wszystkie możliwe środki zaradcze!
Potem szybko przełączył radiostację i wołał znowu:
— Halo Stacja KXQ! Tu kosmolot NIMBUS na orbicie spoczynkowej cztery! Uwaga: Człowiek w przestrzeni! Stan pierwszego zagrożenia kosmicznego! Skierujcie kogo tylko można do dolnej strefy pasa Van Allena. Akcja ratownicza została rozpoczęta osiem sekund temu przy pomocy własnych środków.
— Halo NIMBUS! Tu KXQ! Włączamy się do akcji.
Norbert ponownie przestroił radiostację na falę odbioru indywidualnego i zaczął spokojnie, bardzo spokojnie mówić:
— Nora. Tu NIMBUS. Jak mnie słyszysz? Uważaj na to, co powiem…
Wydawało się, że Nora musiała wpaść w naprawdę wielką panikę, bo nadal wykonywała jakieś nieskoordynowane ruchy, nie reagując na żadne wezwania.
— Nora! Halo, Nora! Słyszysz mnie? Nora!!! Opanuj się, zastanów! Przypomnij sobie instrukcję: podstawą wszelkiej akcji ratowniczej jest maksymalny spokój i współdziałanie. Zrozum, że nie stało się nic groźnego…
— Nora. W tej chwili, jak już kilkaset razy podczas nauki, wędrujesz po orbicie Ziemi. Ani na moment nie tracimy cię z oczu. Widzisz RZ2? Ombo nie odstępuje cię ani na krok. Słuchaj, poranna gimnastyka w kosmosie to bardzo ciekawe, ale proponuję ci skończyć. Przyciągnij ręce i nogi do siebie. Spokojnie. Zwiń się w kłębek. Potem wyciągnij się tak samo powoli, ostrożnie i spróbuj utrzymać równowagę. Balansuj ciałem. Teraz powtórz. I jeszcze raz. Widzisz, jak łatwo? A teraz połóż się spokojnie na orbicie…
Jego łagodny ton sprawił, że Nora opanowała się nareszcie, patrząc na zbliżającą się ku niej rakietę Ombo.
Norbert wyłączył radiotelefon i sapnął:
— Uff! Ale się zdenerwowałem. A wszystko przez ten twój zakichany chrzest!
— Dlaczego? Ostatecznie nic się nie stało. Dyszę naprawiła, a o tej gimnastyce sama będzie wolała jak najszybciej zapomnieć.
— Gorzej będzie, jak komendant to zapamięta — mruknął Norbert.
Ingo zamilkł speszony i poczerwieniał.
Tymczasem Ombo wziął Norę na pokład RZ2 i skierował się ku drugiej rakietce, by wziąć ją na hol magnetyczny. Norbert włączył radiostację i słuchał, jak Ombo mówi do dziewczyny:
— A o swoim kluczu uniwersalnym musisz oczywiście napisać w raporcie. Dadzą mu wtedy numer rejestracyjny i nową nazwę.
— Jaką? — zainteresowała się Nora.
— Miniśmierć — poważnie odpowiedział Ombo.
— Ech, zaśmiałabym się, gdyby wypadało nie wierzyć starszym, doświadczonym kolegom — Nora przekrzywiła głowę zabawnie i łobuzersko przymrużyła oko.
Norbert i Ingo odetchnęli z ulgą. A potem zgodnie zawołali w mikrofon radiostacji:
— NIMBUS do KXQ! NIMBUS do KXQ! Stan pierwszego zagrożenia kosmicznego odwołany!
Niewinny robot
Od kilku miesięcy nie zdarzyło się nic szczególnego. W dążącym do strefy asteroidów NIMBUSIE panował stan, pospolicie nazywany nudą. Wciąż ta sama, milcząca i czarna samotność dookoła statku, wciąż te same, codzienne zajęcia i sprawy.
Nie podejrzewająca niczego Nora jechała windą z głównego kadłuba do swojej mieszkalnej gondoli, umieszczonej na szczycie długiego, ażurowego ramienia ze stali. Wszystkie kabiny były umieszczone tak samo, by dzięki rotacji zapewnić mieszkańcom statku choć minimum siły ciążenia. W gondoli, ku której ślizgała się winda, mieszkało kilkanaście osób — Nora zastanawiała się właśnie, czy nie warto byłoby wpaść do kogoś, żeby chwilę pogadać, ale kiedy drzwi windy otwierały się, jeszcze nie była zdecydowana. Wyszła — drzwi windy zamknęły się za nią bezszelestnie.
— Oczywiście — pomyślała Nora. — Znowu zepsute lampy w korytarzu. Pali się tylko co druga, a i to miga niepewnie…
Zrobiła jeden krok, drugi — i nagle jakiś obcy głos z tyłu zabrzmiał za nią przyciszony, ale przecież groźny:
— Stać! Proszę zrobić dwa kroki i nie odwracać się od ściany. I niech się pani nie waży wołać o pomoc. I tak nikt nie przybiegnie…
Nora poczuła, że nogi ma miękkie jak z waty. Posłusznie stanęła przy ścianie, lecz kiedy usłyszała za sobą czyjeś ostrożne kroki, nie wytrzymała. Wbrew ostrzeżeniu odwróciła się patrząc w stronę, z której dobiegał głos. Naprzeciw, tuż, tuż przed sobą zobaczyła idącego ku niej robota. Robot, który mówi do człowieka w ten sposób? I jakiś dziwny — takiego Nora jeszcze nie widziała. Oszołomiona wpatrywała się w migające na jego piersi kontrolki. Robot wyciągał już ku jej głowie swoje metalowe ramię zakończone wielkimi szczypcami manipulatora. Nora ze zdławionym okrzykiem schyliła się, przemknęła pod łapą androida i kilkoma szybkimi skokami znalazła się w swojej kabinie, zatrzaskując za sobą przesuwne drzwi. Przez chwilę czuła się bezpieczna, ale gdyby robot zechciał sforsować wejście…
Nora podbiegła do wizjofonu i nerwowo naciskała guziki połączenia z gabinetem komendanta statku. Pomyliła się kilka razy, wreszcie odetchnęła z ulgą — ekran przed jej twarzą zaczął rozjaśniać się powoli. Jąkając się niepewnie opowiedziała komendantowi o przeżytym przed chwilą osobliwym zdarzeniu. Tamten popatrzył na tablicę kontrolną, potem powoli potrząsnął głową.
— To niemożliwe — powiedział. — Fantazjujesz. Wszystkie roboty są nieaktywne i stoją w swoich wnękach. Musiałaś ulec jakiejś halucynacji. Wiesz co? Najlepiej idź do Karin — niech ci wyjaśni, na czym to polega. Przecież sama wiesz, że ludzkim zmysłom tu, w kosmosie, często brakuje tej różnorodności wrażeń, do jakiej zostały przyzwyczajone na Ziemi. W efekcie same, podobnie jak we śnie, stwarzają imaginacyjne osoby i zdarzenia. Ale nie martw się. Tego typu halucynacje to dosyć normalne. Miną jak przyszły i nawet nie zauważysz, kiedy.
Ekran zgasł. Nora odetchnęła z ulgą, lecz mimo to nadal nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Jak na halucynację ten robot był zbyt prawdziwy…
Odsunęła troszkę drzwi, wyjrzała ostrożnie — korytarz był pusty…
W międzyczasie robot odszedł cicho spod kabiny, w której mieszkała Nora, posłuszny rozkazom sunącej za nim, niewyraźnej postaci. Zaledwie kilka kabin dalej zatrzymał się znowu. Metalowe ramię dotknęło brzęczyka. Po chwili drzwi rozsunęły się bezszelestnie i stanął w nich zaspany, przecierający oczy mężczyzna, który na widok nieznanego robota na chwilę skamieniał, potem usiłował skoczyć w głąb pokoju, lecz zatrzymał go wypowiedziany groźnym szeptem rozkaz: