Był tak piękny, że nagle znalazła się myślami daleko. W wyobraźni ujrzała siebie w Lasku Wiedeńskim. W oddali migotały światła miasta i gwiazdy na nocnym niebie, a muzyka do jej uszu dobiegała nie ze sceny, a z gęstwiny liści na rozłożystych konarach drzew. To wszystko przywołało obraz Miklosa, dotyk jego ręki, pocałunek i poczucie bezpieczeństwa w jego ramionach. Była tak zajęta własnymi myślami, że dopiero gdy skończyła się pierwsza część próby, wróciła ze świata fantazji do rzeczywistości. Spostrzegła wówczas, że nie jest już w loży sama.
Obok niej ktoś siedział. Przypuszczała, że to dyrektor, odwróciła więc głowę, gotowa wysłuchać uwag o próbie. Ale ku jej zdziwieniu był to mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziała.
Zobaczyła utkwione w nią oczy i zanim cokolwiek powiedział, odgadła, kto to taki.
– Wyglądasz dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem – rzekł.
Poznała ten głos. Brzmiał bezustannie w jej uszach od czasu ich pierwszej rozmowy.
– Dlaczego tu jesteś? – spytała. – Miałeś przecież wyjechać.
– Próbowałem – odpowiedział. – Chciałbym ci to wytłumaczyć. Kiedy możemy się spotkać?
Spojrzała na mego zakłopotana.
– Powinnam ci podziękować, że uprzedziłeś dyrektora o wizycie ojca. Był dla nas bardzo uprzejmy.
– Nie ma powodu, żeby nie był – odparł. – Chociaż czasami niespodziewana wizyta może wywołać reakcję, niekoniecznie miłą dla gościa.
– Jestem ci niezmiernie wdzięczna.
– Jesteś hojna w podziękowaniach. Zaczerwieniła się, przypomniawszy sobie, jak chciała mu dziękować w lesie, a on ją wtedy pocałował.
– Jesteś piękna! – powiedział z zachwytem. – Uroczo się czerwienisz.
– Proszę… – błagała. – Zawstydzasz mnie.
– To dodaje ci uroku – zauważył. – Odpowiedz jednak na moje pytanie. Jeśli nie powiedziałaś ojcu, że się znamy, będzie zaskoczony, kiedy nas razem zobaczy.
Przestraszyła się i odchyliła gwałtownie głowę, by ukryć się za ciemnoczerwoną kotarą.
– Proszę, nie pozwól, by cię zobaczył – błagała.
– Więc odpowiedz mi na pytanie – powtórzył z naciskiem.
Spojrzała nerwowo na scenę.
Ojciec grał swój ulubiony utwór Schuberta.
– To niemożliwe – szepnęła. – Papa, gdy nie występuje, jest zawsze ze mną. A gdy ma koncert, też nie pozostawia mnie samej w hotelu.
– Muszę się z tobą spotkać – nalegał. – Przecież powiedziałaś, że jesteś mi wdzięczna.
– Mam wrażenie, że mnie szantażujesz – zauważyła, Tylko dlatego, że koniecznie muszę z tobą porozmawiać. – Westchnął lekko. – Mówiłem ci, że wyjadę z Wiednia, i wyjechałem, ale kiedy już byłem daleko od miasta, zawróciłem z drogi.
– Żeby mnie zobaczyć?
– Jak mógłbym nie wysłuchać symfonii tak pięknej że byłoby przestępstwem przeciwko naturze nie poznać jej zakończenia? – Zamilkł, by dodać po chwili: -Może użyłem złych słów, ale wiesz, co mam na myśli.
– Nie mogę… się z tobą… spotkać… – wyjąkała.
– Dlaczego? – zapytał.
– Zapomniałam… o czymś… Ale… byłoby to i tak niewłaściwe.
– Jeśli dotyczy nas, powiedz.
– W drodze do teatru papa powiedział, że po koncercie wybiera się z Johannem Straussem na kolację. Jest bardzo podekscytowany, ponieważ od dawna na to czekał. Nie będę mu towarzyszyła, więc odwiezie mnie przedtem do hotelu…
Nie patrzyła na Miklosa, ale wiedziała, że się uśmiechał. Po chwili odparł:
– Twój ojciec pewnie uważa, podobnie jak wielu innych, że utwory Straussa podobają się arystokracji, lecz psują młodzież.
– Nie! Oczywiście, że nie – zaprzeczyła gwałtownie. – Jak mógłby tak myśleć, skoro muzyka Straussa jest naprawdę piękna?
– Nam obojgu wydaje się wspaniała i romantyczna – odpowiedział łagodnie. – Nie muszę cię przekonywać, jak bardzo chciałbym zatańczyć z tobą walca, chociaż środowiska bardziej konserwatywne twierdzą, że walc jest namiętny, niespokojny i czasem wywołuje w człowieku diabelskie szaleństwo. Roześmiała się.
– Zawsze znajdą się tacy, którym nowości przeszkadzają. W Paryżu, przed wojną niemal każdy tańczył walca i uważano, że doskonałe harmonizuje ze strojami cesarzowej Eugenii i jej wspaniałą biżuterią.
– Byłaś wtedy bardzo młoda.
– Tak, to było dawno – powiedziała w zadumie.- Mama opowiadała mi o tych balach. Czasami, gdy ojciec występował, chodziłyśmy do teatru i mogłam wtedy zobaczyć cesarza, cesarzową i towarzystwo na sali. To było jak w bajce.
– Cieszę się, że byłaś za młoda, aby tańczyć w Paryżu.
– Dlaczego? – spytała jak dziecko.
– Bo już jesteś dorosła i możesz tańczyć ze mną w Wiedniu.
Przez ułamek sekundy widziała to w swojej wyobraźni.
– Wiesz, że to… nierealne. Papa nigdy by… na to nie pozwolił.
– Kiedyś się nad tym zastanowimy. Dziś wieczorem jednak chciałbym porozmawiać z tobą w jakimś cichym zakątku, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
– Nie wolno mi… nie mogę się z tobą spotkać!
– Proszę – nalegał. – Nie zapominaj, że raz ci pomogłem i jestem gotowy zrobić to znowu. Zawróciłem z drogi tylko po to, by cię zobaczyć.
– Jestem przekonana, że… miałeś też inne powody – broniła się.
– Przyjechałem tu tylko dla ciebie – odrzekł cicho.
Usiłowała przekonać samą siebie, że jego propozycja jest niewłaściwa. Nie powinna oszukiwać ojca. To, co wydarzyło się w lesie i tak jej ciążyło. Pod spojrzeniem Miklosa słowa zamierały na jej drżących ustach. Był niewiarygodnie przystojny… Wyglądał zupełnie inaczej niż mężczyźni, których dotychczas spotykała. Miał ciemne, zaczesane do tyłu włosy, kształtne czoło, łagodne rysy twarzy; oryginalną urodę podkreślały promieniujące szczerością oczy o zniewalającym spojrzeniu. Gdyby spotkanie zaproponował jej ktoś inny, czułaby się urażona.
Już wtedy, w ciemnościach, kiedy prowadził ją przez las, ufała mu. Była przekonana, że i teraz może na nim polegać.
– Przyjdziesz?
Ledwo słyszała pytanie. Było niczym pocałunek.
– Jesteś tak dobry… Trudno mi odmówić…
– Nie musisz się z tego usprawiedliwiać – przekonywał. – Podobnie jak ja, chcesz tego. Nie potrafimy już od siebie uciec, Gizelo.
Uniósł delikatnie jej rękę, pocałował, po czym dyskretnie opuścił lożę Ze sceny dobiegały ostatnie dźwięki etiudy Schuberta.
Jadąc wieczorem na koncert, Gizela nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko o tym, co ją dziś czekało. Gdy po próbie późnym popołudniem wrócili do hotelu Sacher, ojciec zaraz się położył, by odpocząć.
Dopilnowała jednak, żeby przed koncertem coś zjadł i wypił.
Po rozmowie z szefem hotelu, który zapewnił ją, że zrobi wszystko, aby muzyk tak słynny, jak jej ojciec, czuł się dobrze, poszła na górę wąskim, krętym korytarzem do swojego pokoju.
Hotel zrobił na niej imponujące wrażenie, chociaż była przerażona postanowieniem ojca, że w nim zamieszkają.
– Czy stać nas na to, papo? – spytała.
– Nie chciałbym w Wiedniu mieszkać gdzie indziej – odpowiedział stanowczo.
Nie miała ochoty psuć mu nastroju propozycją przeniesienia się do jakiegoś taniego pensjonatu.
Hotel Sacher, stojący na tyłach gmachu Opery, bardzo się jej spodobał. Pełno tu było dzieł sztuki, olejnych obrazów, rzeźb. Miało się wrażenie, że to wytworny dom prywatny, a nie hotel.
Zostali przywitani z niebywałą grzecznością, która, jak przekonała się wkrótce, była w Wiedniu chlebem powszednim. W ciągu ostatnich lat spędzonych w różnych krajach z taką kurtuazją spotkała się tylko w kręgach arystokracji, nigdy w niższych sferach. „Całuję pani dłoń”, zwykł mawiać portier otrzymując mały napiwek. „Kłaniam się uniżenie”, usłyszała od taksówkarza, kiedy przywiózł ich do teatru. Wszystko to dodawało uroku miastu, które jeszcze tak mało znała, a pragnęła poznać lepiej.