Выбрать главу

A każdy dowódca przy zdrowych zmysłach zrobiłby wszystko, żeby pozbyć się tego batalionu artylerii. Keren wolał nie zgadywać, ile razy ostrzelał on własne jednostki.

Pokręcił jeszcze raz głową i wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wciąż jeszcze było sporo przekaźników, i dopóki Posleeni nie zakłócali linii, komórki pozostawały dobrym środkiem łączności. Poza tym nie były monitorowane przez większość formacji, co czasami naprawdę było dużym plusem.

— Cześć, Duncan. Stary, chyba przyszła pora na hiszpańską inkwizycję…

* * *

Mike zobaczył, że znacznik jakości nowej baterii artylerii zmienia się z dwójki na czwórkę. Uśmiechnął się.

— Wygląda na to, że Keren właśnie postawił ich do pionu — powiedział, kiedy dokładnie o czasie rozległ się grzmot koordynowanej salwy brygady artylerii.

— Och, jak się cieszę — powiedziała kapitan Slight z lekko histerycznym śmiechem. — Wejdziemy tam, świecąc gołym tyłkiem, sir.

— A taki mamy ładny — powiedział Mike nieobecnym tonem. Przeglądał ikony, które zmieniały się w tę i z powrotem, i wiedział, że Duncan robi to samo. — Mamy do wyboru ogień zaporowy albo ostrzał na wezwanie. Możemy postawić ścianę ognia z moździerzy albo zostawić je na później. Jak sobie życzycie. Chcę przestawić kompanie, puścić Bravo lewą flanką. Waszym zadaniem będzie rozproszyć się wzdłuż lewej flanki i utrzymać tamtą strefę do przybycia Dziesięciu Tysięcy albo innych podobnych oddziałów. Ponieważ będziecie najbardziej rozproszeni, dam wam większość wsparcia ogniowego. Chociaż to i tak niewiele, gdyż taka ilość moździerzy nie postawi zbyt dużej zapory.

— Według rozkazu, sir — powiedziała kapitan. — Będę chciała rozstawić kompanię jeszcze bardziej w kształcie litery L. Ale oni w końcu i tak nas obejdą.

— Będziemy martwić się o to, kiedy przyjdzie pora — odparł Mike. — Kapitanie Holder, czy może pan objąć środek?

— Tak jest, majorze — odpowiedział dowódca. — Rozjedziemy ich jak walec.

— W porządku — powiedział Mike, przestawiając znaczniki trzech kompanii. Wszystkie trzy już w tej chwili miały niedobory ludzi, i przesunięcie Bravo na lewą flankę zmniejszało gęstość ognia, którym pancerze mogłyby zdziesiątkować posleeńskie roje. Jedyną rezerwą pozostawały pancerze wyposażone w ciężką broń, zwane Ponurymi Żniwiarzami. Ponieważ były skonfigurowane do ognia pośredniego, gdyby w linii powstał wyłom, mogłoby go załatać tylko dowództwo batalionu i sztab. Nie była to przyjemna myśl, ale takie rzeczy już się zdarzały. Mike przekonfigurował kompanie, podczas gdy SI pancerzy wytyczyły linie natarcia dla każdego żołnierza z osobna. Były to jednak tylko linie zalecane, i żołnierze wiedzieli, że jeśli coś się zmieni, mają myśleć i działać samodzielnie. Podstawowa zasada ich działania była prosta: „maksimum agresji”. Cytując powiedzenie używane przez ich dowódcę aż nazbyt często, żołnierze nazywali to „tańcem z diabłem”.

— Artyleria jest gotowa do udzielenia wsparcia. Zmiana szyku, szybko.

Dowódcy zajęli się tym, nie ruszając się nawet z miejsca, tak że z brzegu można było zauważyć zaledwie kilka zmarszczek na powierzchni wody. Żołnierze zaakceptowali zmianę zadań bez żadnych uwag; systemy ich pancerzy dostarczyły im dość danych, by mogli zrozumieć powód tych działań, a poza tym wszyscy oni zostali wybrani do służby nie tylko z powodu ich agresywności. Było jasne, że stracą wsparcie zapory ogniowej. Bez niej główne zagrożenie przesuwało się na lewą flankę. A to naturalnie oznaczało, że kompania Bravo zostanie przeniesiona. Chociaż Mike starał się nie obarczać nadmiernie jednej kompanii, wszyscy byli zgodni co do tego, że kiedy robi się naprawdę gorąco, wzywa się Bravo.

Rekonfiguracja wymagała przemieszczenia prawie dwustu pancerzy pod wodą, na głębokości trzech metrów, ale to też nie stanowiło żadnego problemu. SI pokazywało drogę, a żołnierze musieli tylko zastosować się do wskazań, „oblatując” się nawzajem na napędach pancerzy, aż wreszcie zajęli wyznaczone pozycje.

O’Neal nie sprawdził nawet, czy wszystko poszło jak trzeba. Pancerze powstawały w kuźni walki tak długo, aż został sam metal; potrafiły przeprowadzić taki manewr nawet we śnie.

Spojrzał na zegar i skrzywił się. Miał nadzieję ruszyć w ostatniej fazie przygotowania artyleryjskiego, ale zmasowana ściana ognia już zaczynała słabnąć, a oni dopiero zajmowali pozycje. Nie mogli jednak liczyć na nic więcej.

— Ruszamy.

Karen Slight mruknęła coś pod nosem, kiedy zobaczyła, jak w rzeczywistości wygląda brzeg. Dopóki pancerze nie wynurzyły się z wody, wszystko sprowadzało się tylko do słupków danych i ikon. Czujniki nie mogły pokazać porozdzieranego pociskami piekła, w jakie zamieniło się centrum Rochester.

Zmasowany ostrzał pociskami z opóźnionym zapłonem, zbliżeniowymi i kasetowymi skierowano na kwadrat o boku kilometra, wyznaczony od południa kanałem, Castleman Avenue od wschodu, rzeką na zachodzie i Elmwood Avenue na północy. Posleeni przebywający wewnątrz tego obszaru zostali dosłownie zmasakrowani. Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy z nich przygotowywało się do przejścia przez rzekę, i większość została natychmiast zabita. Trupy wielkości koni arabskiej krwi leżały w gruzach miasta w trzech czy czterech warstwach.

Ale w zawiesinie gazów, dymu i kurzu poruszały się jeszcze jakieś postacie.

Część Posleenów przeżyła pierwszy ostrzał, i teraz na widok przesuwającej się kurtyny ognia niektórzy z nich uciekali, a inni stali w miejscu i czekali. Jeszcze inni nauczyli się od ludzi szukać osłony. Nie było to łatwe pod ostrzałem pociskami zbliżeniowymi, a na dodatek po trwającej kilka tygodni bitwie pozostało niewiele stojących budynków. Część Posleenów rzuciła się więc do ocalałych piwnic i bunkrów, aby wyjść z nich dopiero po przejściu nawały ognia.

Batalion ruszył na pierwszą ustaloną pozycję i żołnierze jak jeden mąż padli na ziemię. Pancerze uaktywniły hologramy maskujące, więc jedynym świadectwem ich obecności było kilkaset równoczesnych rozbryzgów błota. Wśród ocalałych z ostrzału byli jednak Wszechwładcy, którzy za pomocą sensorów namierzyli zamaskowane pancerze i otworzyli ogień.

Ludzie natychmiast odpowiedzieli tym samym. Zmasowany ostrzał całego batalionu wyszukiwał lepiej uzbrojonych Wszechwładców ze śmiertelną skutecznością, przez to jednak normalsi zorientowali się, że na flance mają wroga, więc odwrócili się w tę stronę i otworzyli dosyć chaotyczny ogień.

Poszedł głównie górą, część jednak trafiała w ziemię, a nawet w żołnierzy batalionu. To w takich właśnie sytuacjach pancerze wspomagane udowadniały swoją przydatność. Większość trafiających w nie pocisków, które normalnie rozprułyby transporter bradley, odbijała się od pancerzy, nie wyrządzając żadnych szkód.

Ale nie wszystkie; Slight warknęła, widząc pierwszego zabitego ze swojej kompanii. Pozycja i nazwisko żołnierza, Garzelliego z trzeciego plutonu, rozbłysły na krótko na jej wyświetlaczu i zgasły, a ona szybko zanotowała miejsce, by móc później odzyskać zwłoki i pancerz.

Spojrzała na wzgórza wznoszące się nad polem bitwy. Zbocze było dość strome i zasłaniało batalion przed ogniem stłoczonych w górze Posleenów. Gdyby ruszyli do ataku, zrobiłoby się gorąco, a najgoręcej byłoby kompanii Bravo.

Tymczasem ogień na płaskim terenie udało się już prawie przydusić i Slight przekazała dalej rozkaz dowódcy, by przejść na następne wyznaczone pozycje.

Wtedy właśnie sytuacja trochę się skomplikowała. Tylko jeden z plutonów Slight, trzeci, miał zachowywać styczność z resztą batalionu, a pozostałe dwa miały zostać przesunięte eszelonem na lewą flankę. Slight zaczekała, aż batalion ruszy do przodu, rozciągając się jak paciorki na sznurku, a potem sama ruszyła. Po kilku krokach potknęła się. Kiedy spojrzała w dół, okazało się, że wpadła na ciało Posleena. Nie dało się stwierdzić, czy był to Wszechwładca, czy normals; całą przednią połowę jego ciała rozerwały pociski uderzeniowe 155 mm. Im dalej szła, tym było gorzej. Musiała pilnować całej kompanii i jednocześnie patrzeć pod nogi; czasami zastanawiała się, jak to, do cholery, udawało się O’Nealowi.