Выбрать главу

Decyzja o odwrocie miesiąc po rozpoczęciu walk okazała się zgubna w skutkach. Na równinach pomiędzy Clyde i Rochester umarła piechota mobilna, a narodziło się Dziesięć Tysięcy. Polityczna decyzja o obronie każdej mieściny i ataku na byle wzgórze sprawiła, że sześć dywizji złożonych z doświadczonych weteranów stało się żarciem dla obcych. Stracono ponad tysiąc czołgów M-1 i pancerzy wspomaganych. Na równinach Ontario niemal przegrano wojnę.

Teraz sytuacja się odwróciła. Pod Rochester Posleenów zatrzymano, zdziesiątkowano i zmuszono do ucieczki. Piechota mobilna i Dziesięć Tysięcy zadały im potworne straty. Tym ostatnim nie potrzeba było żadnej zachęty, nawet szeregowcy opanowani byli obsesją wypatroszenia wszystkich obcych. Kiedy tylko najeźdźcy mieli odwagę stawić ludziom czoła, wzywano artylerię. Ale pancerze wspomagane drogo zapłaciły za tę bitwę. Jednostka straciła około dwunastu żołnierzy, a pancerz każdego z nich był na wagę złota. Wprawdzie uzupełnienia były już w drodze, ale…

Spoglądając na rozciągający się w dole teren, Mike uznał, że warto było walczyć. Równiny Ontario były najsłabszym punktem na wschodzie USA. Teraz, kiedy zostały odbite i ponownie umocnione, stały się twierdzą nie do zdobycia, pełną okopów i obsadzoną wypróbowanymi w boju weteranami. A ci doskonale wiedzieli, że Posleenów można zabić lub przepędzić, a ich grzebienie świetnie nadają się do udekorowania kantyny.

Mike nawet nie uniósł głowy, słysząc nadlatujący śmigłowiec. To dobry znak. Samoloty były narażone na ogień Wszechwładców, ale śmigłowce w przypadku spotkania z Posleenami stawały się latającymi trumnami. Skoro jeden przeleciał mu nad głową, to znaczy, że teren został zabezpieczony. Mike uśmiechnął się i wstał z ziemi. Przeszedł nad bezgłowym trupem Wszechwładcy i ruszył w dół zbocza. Świat jest piękny.

Jack wysiadł ze swego OH-58 i pokręcił głową. Rozkazy, które go tutaj przywiodły, były jak najbardziej na czasie. Wiele znaków na niebie i ziemi mówiło, że pierwszy batalion 555 pułku i Dziesięć Tysięcy potrzebują odpoczynku. Grzebienie, które żołnierze mocowali do swoich plecaków, były niczym w porównaniu z łbem Wszechwładcy, nadzianym na ostrze miecza borna. Żółta krew plamiła własny miecz zabitego i tworzyła kałużę pod nogami dowódcy piechoty mobilnej.

Nie zwracając uwagi na ten widok ani na zapach bijący od trupa, Mike spoglądał ku Syracuse i odległemu Atlantykowi. Tam czekał wróg.

Generał zbliżył się do niego, obrzucając czujnym spojrzeniem resztę żołnierzy. Grupa oficerów rozmawiała przyciszonymi głosami, spoglądając w tę samą stronę co O’Neal. W większości byli młodzi, tak samo jak ich dowódca, a szlify oficerskie zbierali w twardej szkole życia i przetrwania na polu bitwy. Homer rozumiał, czemu woda sodowa nie uderzyła im do głowy. Wszystko to, do czego doszli, opłacili własną krwią, potem i znojem.

O’Neal dowodził nimi od samego początku walk z Posleenami. Ledwie mógł udźwignąć to brzemię. W przeciwieństwie do Homera, nie miał czasu uczyć się sztuki radzenia sobie z odpowiedzialnością. W rezultacie jego profil psychologiczny rozwinął się w kierunku nie zawsze zgodnym ze wzorcem idealnego dowódcy. Bez dwóch zdań wszyscy potrzebowali odpoczynku.

— Dzień dobry, Mike — powiedział.

— Zauważył pan, że mamy wtorek? — rzucił niedbale major. — I jeszcze nie dotarliśmy do Syracuse, ale to nie nasza wina. Poinformowano nas; że dalsze rozciąganie linii zaopatrzenia jest, niewskazane z logistycznego punktu widzenia". W każdym razie dziękujemy za wsparcie.

— Nie ma za co — odparł Homer. — Nie martw się o Syracuse, odbiliśmy Savannah, i choć możesz w to nie wierzyć, na całym wschodzie Stanów panuje spokój. Jedyne, czym muszę się przejmować, to sytuacja w Georgii, ale prawdę mówiąc, to nic poważnego.

Dowódca piechoty mobilnej rozejrzał się dookoła i mruknął z krzywym uśmiechem:

— Czyli ruszamy na zachód, tak?

— Nie. Wysyłamy was na tyły. Dostaniecie tydzień w Buffalo na odpoczynek i odzyskanie sił.

Mike zmarszczył brwi.

— A co z Harrisburgiem?

— Natarcie Posleenów zostało powstrzymane. Zdołaliśmy przerzucić ukradkiem trochę wyposażenia, więc chłopaki wracają do pełni sił.

— A Roanoke?

— Dwudziesta druga dywizja kawalerii objęła przyczółki, a Posleeni liżą rany po tym, jak generał Abrahamson spuścił im niezły łomot. Nie byli w stanie dokonać precyzyjnych obliczeń, ale wybili ich około dwóch milionów. Lepiej niż w Richmond.

— A Chattanooga?

— Nikt tam nie lądował od kilku miesięcy.

Mike rozpiął kołnierz i podrapał się nerwowo w kark.

— A jak sprawy w Kalifornii?

— Tam również od kilku tygodni nie zarejestrowaliśmy żadnej aktywności Posleenów. — Homer uśmiechnął się i powiedział przyjacielskim tonem: — Mike, potrzebujecie odpoczynku. Jeszcze trochę, a zwariujecie. Już bawicie się trupami Posleenów, a głowami ich wodzów gracie w piłkę. Zaczynacie rozstawiać po kątach moich oficerów.

— Słyszałeś o tym? — spytał bez cienia wstydu O’Neal. — Zasłużył na takie traktowanie. Byliśmy na pozycjach już od dwóch godzin, kiedy łaskawie przywlokły się pierwsze oddziały.

— Masz rację, ale i tak musicie odsapnąć. Kiedy ostatnio widziałeś Cally? Ona nie zasługuje na takie traktowanie.

— Racja. — Mike uniósł głowę, jakby został wyrwany z głębokiego snu, i rozejrzał się nieprzytomnie dookoła. — Po prostu sam nie wiem, co mam robić, Jack!

— Trzymaj swój batalion w stanie gotowości, niedługo zostaniecie odwołani z linii frontu. Powiem Duncanowi, on będzie zajmował się wszystkimi szczegółami operacji. Wracajcie do Buffalo, przebierzcie się w mundury galowe, wypolerujcie medale i idźcie do baru przepłukać gardła. Nie jesteście ani wdowcami, ani ascetami.

— To nie fair, Jack.

— Jak byś sam tego nie odkrył, to ci powiem, że na wojnie nie ma żadnych zasad. Pogódź się z tym.

— Dobra — przytaknął O’Neal, spoglądając z niesmakiem na głowę Wszechwładcy. — Może faktycznie przyda mi się kilka piwek.

— Macie dwa tygodnie. Odpocznijcie, a potem lecicie do Georgii, żeby sprawdzić, co tam się dzieje. Jest tam kilka lokalnych podległych mi jednostek, LRRP Floty, ale chyba sprawy nie idą dobrym torem. Ich rozwiązanie zajmie mi kilka tygodni. Za to SheVy spisują się znakomicie i zapewniają nam przewagę. Wysłałem jedną z nich jako wsparcie dla Czternastki. Jeśli dwa sobie nie poradzą, to po co posyłać tam piechotę mobilną, mam rację?

— Jasne — przytaknął O’Neal.

Przez chwilę patrzył zamyślony na równiny, po czym rzucił półgłosem:

— Wolałbym już teraz być w Georgii.

— Mike, jesteś mi potrzebny w pełni sił. Ta wojna zabrała zbyt wielu dobrych żołnierzy, żebym mógł stracić także ciebie.

O’Neal pokiwał zrezygnowany głową, spoglądając na szramy, które pokrywały jego pancerz. Nanity szybko i sprawnie usunęły najgorsze uszkodzenia, ale musi minąć trochę czasu, zanim zakamuflują pozostałe po nich szramy. Szramy, podobnie jak blizny na ludzkim ciele, miały inny kolor niż reszta pancerza i wyraźnie świadczyły o tym, że pancerz już niejedno przeszedł.

— Naprawdę powiedziałeś temu pułkownikowi w SheVie, żeby po mnie przejechał? — spytał w końcu.

— Kto, ja? — Homer uniósł brwi. — Kto ci takich bzdur naopowiadał?

— To był bardzo niesmaczny dowcip. Ziemia pozatykała wszystkie Otwory pancerza.

— Spójrz prawdzie w oczy, panie bohaterze. Ktoś musiał ci przetrzepać dupsko, a to nie było łatwe.