Rozmówca generała zaklął po francusku. Homer nie zrozumiał, co tamten powiedział, ale wyłowił słowo „osioł".
— Tutaj, na planecie, zostało jeszcze trochę Posleenów, ale nigdy ich nie wytrzebimy, bo kryją się w dziczy, a poza tym doskonale się zaadoptowali i znaleźli dla siebie niszę ekologiczną. Do ich kontrolowania wystarczy niewielki korpus ekspedycyjny. Ostatnią bitwę w kosmosie wygraliśmy z niewielkimi stratami, ale jeżeli Ziemia upadnie, nic tu po nas. Musimy jak najszybciej wrócić. Jeśli Darhelowie nas nie zwolnią, sami podejmiemy tę honorową decyzję.
— Bez względu na okoliczności.
— Tak. Crenaus. Bez odbioru.
Homer uśmiechnął się złowieszczo. Od pierwszego kontaktu z obcymi wiadomo było, że Darhelowie prowadzą własną grę. I przeżycie rasy ludzkiej nie było jej celem. Ale dopiero niedawno uświadomiono sobie, że Darhelowie uważają pomysł istnienia Ziemi jako niezależnej i samodzielnie funkcjonującej planety za niedopuszczalny. Społeczeństwo galaktyczne był stare, skostniałe i ogarnięte stagnacją. Ludzie i ich filozofia, sposób myślenia i metody działania stanowiły zagrożenie dla wspólnoty kontrolowanej przez Darhelów. Sam pomysł demokracji, równych praw dla wszystkich i tolerowania swobody poszczególnych jednostek był nie do przyjęcia. Dlatego postanowiono jakoś zneutralizować zagrożenia płynące z Ziemi.
Homer zaczął zastanawiać się, dlaczego Darhelowie tak długo nie kontaktowali się z ludźmi. Pojawili się dopiero pięć lat przed inwazją Posleenów, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że od bardzo dawna zdawali sobie sprawę z istnienia ludzi. Świadczyła o tym ich dogłębna wiedza na temat medycyny i języków. Jednym z powodów mógł być strach. Rasy żyjące w federacji galaktycznej nie stosowały przemocy, pozbawione były ekspansywności. A ludzie nie.
Generał Taylor, poprzedni najwyższy dowódca, mówił o tych podejrzeniach jasno i otwarcie. Został zabity przez terrorystów, a wraz z nim zginęło pięciu darhelskich dyplomatów. Posądzenie obcych o udział w zamachu równało się oskarżeniu ich o poświęcenie pięciu własnych dygnitarzy. Jak to mogło komukolwiek pomieścić się w głowie, skoro dane wywiadu wskazywały, że obcy nie byli nawet w stanie nakazać zabójstwa, a co dopiero przyłożyć do niego ręki? Teraz to było bez znaczenia. Jim Taylor nie żyje, i to był fakt. Choć zakrawało to na paranoję, argumenty wysuwane przeciwko relokowaniu sił ekspedycyjnych stawały się coraz bardziej podejrzane. Wszystkie, co do jednego. Jedynym krajem, który zachował ciągłość polityczną, było USA. Pozostałe państwa zostały pokonane, choć w Indiach i Europie nadal utrzymywały się ogniska oporu. W porównaniu ze Stanami były jednak bardzo słabe. Na co więc czekają Darhelowie? Czy Ameryka też ma upaść? Przekaźnik zabrzęczał głośno, dając znak, że otrzymał jakąś ważną wiadomość. Homer spojrzał podejrzliwie na urządzenie, które wyprodukowano w galaktyce. Całkiem możliwe, że Darhelowie mogli odczytać wszystkie wysyłane przez to urządzenie wiadomości, w tym ostami list generała Crenausa. Homer uśmiechnął się nieprzyjemnie i odebrał połączenie.
— Otrzymano wiadomość od starszego sierżanta sztabowego Jacoba MoSovicha ze zwiadu sił uderzeniowych Floty.
Homer pamiętał to nazwisko. Mosovich był jednym ze starych wyg, które przeniesiono do Floty po tym, jak przejęła funkcję Dowództwa Sił Specjalnych. Był dowódcą dwunastego LRRP, a więc pewnie go wysłano, żeby zbadał lądowanie w Georgii. To nie wyjaśnia jednak, czemu dzwoni bezpośrednio do Homera.
— Łączyć.
— Generale Homer, tutaj starszy sierżant sztabowy Mosovich!
— Mówcie, sierżancie. Czemu dzwonicie do mnie?
— Sir, zostaliśmy trafieni przez ładunek elektromagnetyczny i jest pan jedyną osobą, z którą w ogóle mogę rozmawiać.
Homer uśmiechnął się złowrogo.
— Coraz lepiej. Jesteście w Georgii?
— Tak, sir. Posleeni, których spotkaliśmy, dziwnie się zachowują. Rozstawili patrole na drogach, i to takie z prawdziwego zdarzenia, a nie jakąś hałastrę, niszczą nasze czujniki i od czasu do czasu posuwają się nawet do stosowania przemyślanej taktyki. Zdaje mi się, że się nas spodziewali, i teraz siedzą nam na ogonie. Użyli jakiegoś impulsu elektromagnetycznego, żeby zakłócić działanie kombinezonów Land Warrior i systemów łączności.
— To niezwykłe. Jaki jest wasz status, sierżancie? — spytał Homer, spoglądając na wyświetlaną w trzech wymiarach mapę.
— Zdołaliśmy oderwać się od pościgu, ale nie wiem, na jak długo. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, żeby zwiększyć dzielącą nas odległość, ale to może być trudne. Staramy się ich przechytrzyć, ale nie stawiałbym na nas wielkich pieniędzy. Głównego zadania nie byliśmy w stanie wykonać.
Homer uśmiechnął się pod nosem. W dawnych, lepszych czasach miał okazję kilka razy jechać przez te tereny, i widział, że ludzie mają tam ciężki żywot.
— Wygląda na to, że musicie sami sobie radzić, sierżancie. Posłałbym wam na pomoc pancerze wspomagane, gdybym tylko mógł.
— Damy sobie radę, sir — zapewnił zwiadowca. — Ale musimy skontaktować się z artylerią.
Homer pokiwał głową.
— Przekaźnik, proszę przełączyć sygnał na bezpieczną częstotliwość i utrzymywać kontakt sierżanta z artylerią.
— Tak jest, sir — odpowiedział mechaniczny głos komputera.
— Czy mogę jeszcze coś dla was zrobić, sierżancie?
— Nie, sir. To wystarczy.
— W takim razie powodzenia — powiedział generał. — Wydałem polecenie, że chcę was widzieć natychmiast po waszym powrocie do bazy. W tej chwili myślę, że to może trochę zaczekać. Nie dajcie się.
— Zrozumiałem, sir. Bez odbioru.
Ryan spojrzał na oficera łączności, który wszedł do Centrum Operacji Taktycznych.
— Wygląda na to, że już po nich, sir — powiedział.
— Nie zgadzam się. Jednocześnie z ich sygnałem straciliśmy łączność z czujnikami. Podejrzewam, że Posleeni posłużyli się jakimś impulsem elektromagnetycznym, który zakłócił działanie naszych urządzeń. A to oznacza, że zwiad może gdzieś się kryć. Wiem, że planowali przekroczyć Soque i skręcić na zachód do Batesville. Zamierzam nakazać artylerii, aby osłaniała tę trasę.
— I w tym tkwi szkopuł. Marnuje pan amunicją na osłanianie wymordowanego oddziału. Musimy porozmawiać o odwołaniu rozkazów i zaprzestaniu ognia.
— Zrobimy to, kiedy będziemy mieli pewność, że nie żyją — warknął Ryan. — A do tej chwili artyleria ma celować tam, gdzie jej kazałem. Lufy ani personel nie zmęczą się, od innego niż zwykle ustawienia.
Nagle zaterkotał telefon. Rozzłoszczony Ryan podniósł słuchawkę i rzucił obcesowo:
— O co chodzi?
— Połączenie ze sztabem Dowódcy Armii Kontynentalnej — poinformowała go automatyczna telefonistka.
— Może pan powiedzieć swojemu dowódcy, że właśnie mam ważny telefon ze sztabu głównego — rzucił zjadliwie Ryan.
Oficer obdarzył go wściekłym spojrzeniem i wyszedł, kiedy telefon powtórnie zadzwonił.
— Tutaj sztab Dowódcy Armii Kontynentalnej — oznajmiła tym razem żywa telefonistka. — Proszę odebrać połączenie, dzwoni starszy sierżant sztabowy Jacob Mosovich. Otrzymaliśmy dyrektywę, aby połączenia pana sierżanta były przesyłane za pośrednictwem centrali do stanowiska artylerii. Proszę o chwilę cierpliwości.
— Jasna cholera — wyszeptał Ryan.
— Jest pan tam, majorze? — rozległ się w słuchawce głos Mosovicha.