Выбрать главу

Quentyn usłyszał grzechot łańcuchów i głuchy brzęk kuszy.

— Nie — zawołał. — Nie, nie róbcie tego, nie.

Było już jednak za późno. Co za głupiec — zdążył pomyśleć, nim bełt odbił się od szyi Viseriona i zniknął w mroku. Ciągnęła się za nim linia ognia — smocza krew lśniąca złotoczerwonym blaskiem.

Gdy kusznik sięgał po drugi bełt, smocze zęby zacisnęły się na jego szyi. Mężczyzna nosił maskę Mosiężnej Besti , straszliwe oblicze tygrysa. Odrzucił kuszę, próbując rozewrzeć zęby Viseriona i nagle z tygrysiej paszczy trysnął ogień. Smok odgryzł kawał ciała, większą część szyi najemnika, i przełknął go. Płonący trup padł na podłogę.

Pozostałe Plewy na Wietrze cofały się szybko. Nawet Ładnej Meris zabrakło odwagi. Viserion poruszał rogatą głową, przenosząc spojrzenie z najemników na zdobycz i z powrotem. Po chwili zapomniał o nich i wyciągnął szyję, by odgryźć kolejny kęs z ciała zabitego. Tym razem dolną część nogi.

Quentyn rozwinął bicz.

— Viserion! — zawołał znowu, tym razem głośniej. Może mu się udać, uda mu się, po to właśnie ojciec wysłał go na koniec świata, a on go nie zawiedzie. — VISERION!

Strzelił z bicza. Trzask odbił się echem od poczerniałych ścian.

Smok uniósł jasną głowę. Przymrużył powieki wielkich złotych oczu. Z jego nozdrzy uniosły się smużki dymu.

— Leżeć — rozkazał książę. Nie mogę pozwolić, by zwęszył mój strach. — Leżeć, leżeć, leżeć.

Uniósł bicz i smagnął smoka po pysku. Viserion syknął.

Wtem w Quentyna uderzył gorący podmuch. Usłyszał łopot skórzastych skrzydeł, w powietrze uniosły się popioły i węgielki, a od przypalonych poczerniałych ścian odbił się echem monstrualny ryk. Książę słyszał szalone krzyki przyjaciół. Gerris raz po raz wykrzykiwał jego imię, a Kolos ryczał:

— Za tobą, za tobą, za tobą!

Quentyn odwrócił się i uniósł rękę, by osłonić oczy przed podmuchem gorącym jak żar buchający z pieca. Rhaegal — przypomniał sobie. Ten zielony to Rhaegal.

Gdy uniósł bicz, zobaczył, że rzemień płonie. Jego ręka również. I całe ciało.

Ojej - pomyślał. A potem zaczął krzyczeć.

JON

— Niech sobie umierają — stwierdziła królowa Selyse. Takiej właśnie odpowiedzi spodziewał się Jon Snow. Takrólowa nigdy jeszcze mnie nie rozczarowała. To jednak nie złagodziło ciosu.

— Wasza Miłość — nie ustępował — w Hardhome ludzie tysiącami mrą z głodu. Jest wśród nich wiele kobiet...

— ...i dzieci, tak. To bardzo smutne. — Królowa przytuliła córkę i pocałowała ją w policzek.

Ten, którego nie naznaczyła szara łuszczyca — nie omieszkał zauważyć Jon. — Przykro nam z powodu tych najmłodszych, oczywiście, ale musimy być rozsądni. Nie mamy dla nich żywności, a małe dzieci nie pomogą mojemu mężowi w jego wojnach. Lepiej niech narodzą się na nowo w świetle.

To był bardziej elegancki sposób, by powiedzieć „pozwólmy im umrzeć”.

W komnacie panował tłok. Księżniczka Shireen stała obok krzesła matki, a Plama siedział ze skrzyżowanymi nogami u jej stóp. Za królową rysowała się sylwetka ser Axel a Florenta.

Melisandre z Asshai stała bliżej ognia, rubin na szyi kapłanki pulsował z każdym jej oddechem.

Kobiecie w czerwieni również towarzyszyła świta — giermek Devan Seaworth oraz dwaj ze strażników zostawionych jej przez Stannisa.

Rycerze w lśniących zbrojach będący obrońcami królowej Selyse stali w szeregu pod ścianami: ser Malegorn, ser Benethon, ser Narbert, ser Patrek, ser Dorden, ser Brus. Ponieważ w Czarnym Zamku pojawiło się mnóstwo krwiożerczych dzikich, Selyse za dnia i w nocy chciała mieć przy sobie swe zaprzysiężone tarcze. Tormunda Zabójcę Olbrzyma bardzo to rozbawiło.

— Boi się, że ktoś ją porwie, tak? Mam nadzieję, że jej nie powiedziałeś, jak wielkiego mam członka, Jonie Snow. To każdą by przestraszyło. Zawsze chciałem mieć kobietę z wąsami — zawołał z głośnym śmiechem.

Teraz by się nie śmiał.

Jon zmarnował już tu wystarczająco wiele czasu.

— Przepraszam, że zawracałem głowę Waszej Miłości. Nocna Straż zajmie się tą sprawą.

Nozdrza królowej rozszerzyły się nagle.

— Nadal zamierzasz jechać do Hardhome. Potrafię to wyczytać z twojej twarzy.

Powiedziałam, żeby sobie umierali, a ty nadal upierasz się przy tym szaleństwie. Nie próbuj temu przeczyć.

— Muszę czynić to, co uważam za słuszne. Z całym szacunkiem, Wasza Miłość, Mur należy do mnie i ta decyzja również.

— To prawda — przyznała Selyse — ale odpowiesz za nią po powrocie króla. Obawiam się, że za inne swe decyzje również. Widzę jednak, że jesteś głuchy na głos rozsądku. Czyń, co musisz uczynić.

— Lordzie Snow, kto będzie dowodził tym wypadem? — zapytał ser Malegorn.

— Zgłaszasz się na ochotnika, ser?

— Czy wyglądam na aż tak wielkiego głupca?

Plama zerwał się nagle na nogi.

— Ja będę dowodził! — Jego dzwonki zabrzęczały wesoło. — Pomaszerujemy w morskie głębiny i wrócimy stamtąd. W podmorskiej krainie będziemy jeździli na morskich konikach i syreny zadmą w muszle, by oznajmić nasze przybycie, tra-la-lem.

Wszyscy się roześmiali. Nawet królowa Selyse pozwoliła sobie na drobny uśmieszek. Jona to nie śmieszyło.

— Nie prosiłbym swoich ludzi o coś, czego sam nie byłbym gotowy uczynić. Ja poprowadzę wyprawę.

— Cóż za odwaga — stwierdziła królowa. — Aprobujemy to. Z pewnością jakiś bard ułoży o tobie wzruszającą pieśń, a my będziemy mieli roztropniejszego lorda dowódcę.

— Popiła łyk wina. — Porozmawiajmy o innych sprawach. Axel u, bądź tak łaskawy i przyprowadź króla dzikich.

— Natychmiast, Wasza Miłość. — Ser Axel wyszedł i po chwili wrócił z Gerrickiem Królewskim Potomkiem.

— Gerrick z rodu Rudobrodego, król dzikich — przedstawił go.

Gerrick był wysokim mężczyzną o długich nogach i szerokich barach. Królowa najwyraźniej dała mu stare szaty Stannisa. Dzikiego wykąpano i wyczesano, odziano go w zielone aksamity i gronostajową półpelerynę, jego długie rude włosy umyto, a ognistą brodę przystrzyżono i ukształtowano. Wyglądał zupełnie jak południowy lord. Mógłby się zjawić w sali tronowej w Królewskiej Przystani i nikt by nawet nie mrugnął — pomyślał Jon.

— Gerrick jest prawowitym królem dzikich — oznajmiła królowa. — Wywodzi się w nieprzerwanej męskiej linii od ich wielkiego króla Raymuna Rudobrodego, podczas gdy uzurpator Mance Rayder był synem prostej kobiety i jednego z waszych czarnych braci.

Nieprawda — mógłby powiedzieć Jon. Gerrick jest potomkiem młodszego brata Raymuna.

Dla wolnych ludzi równie dobrze mógłby się wywodzić od jego konia. Nic nie wiedzą, Ygritte. A co gorsza, nie chcą się nauczyć.

— Gerrick łaskawie zgodził się oddać rękę swej najstarszej córki mojemu ukochanemu Axel owi, by Pan Światła złączył ich świętym węzłem małżeńskim — ciągnęła królowa Selyse. -

Jego pozostałe córki wyjdą za mąż razem z nią. Druga za ser Brusa Bucklera, a najmłodsza za ser Malegorna z Czerwonego Stawu.

— Panowie. — Jon pochylił głowę, kłaniając się wymienionym rycerzom. — Życzę wam małżeńskiego szczęścia.

— W podmorskiej krainie ludzie żenią się z rybami. — Plama odtańczył krótki taniec. — Tak jest, tak jest, tak jest.