Выбрать главу

Lekarz, stary przyjaciel babci, stwierdził pewną poprawę. Zapisał mi jednak jeszcze kilka leków.

– Czy mam je brać, babciu? – spytałam z niewinną minką po jego odjeździe. – Chciałabym już wrócić do szkoły. Nudzi mi się w domu.

Babcia podarła recepty, mówiąc

– Znałam tylko jednego człowieka, któremu pomogło to, co mu zapisał lekarz.

– Tylko jednego? – zdziwiłam się naiwnie.

– Tak, lekarz zapisał mu spadek – powiedziała babcia radośnie.

Kochana babcia.

Dłuższy pobyt w domu był naprawdę nie do wytrzymania. Ja mogłam nie wychodzić z łóżka i symulować chorobę. Lecz Andżelika, nie mając swojej ulubionej ofiary, czyli mnie, cały zły humor wyładowywała na wszystkich i na wszystkim. Honorata i Paulina popłakiwały po kątach. Ja znosiłam te histerie ze stoickim spokojem, mając nadzieję zarówno na rychły koniec pobytu Andżeliki w naszym domu, jak i wiążący się z tym koniec jej zaczepek. Jako chora, siedziałam bezpiecznie schowana w swoim pokoju, właściwie nie wynurzałam się na powierzchnię. Grzałam się ciepełkiem, które promieniowało z Rodziny Whiteoaków, i czasami udawało mi się zapomnieć o otaczającej rzeczywistości. Chciałam wszystkim powiedzieć: „Nie ma – mnie tu. Szukajcie w Jalnie”. Zresztą stara Adelina wydawała mi się nieco podobna do Fredzi, która twierdziła, że to jej ukochana książka z czasów młodości. Ciekawe, czy nie ukształtowała w jakiś sposób charakteru babci. A może to Fredzia odnajdywała w niej siebie.

Tata wrócił do domu i natychmiast został zaatakowany przez Andzię. Krzyczała i histeryzowała tak głośno i bez sensu, że tata nie mógł się połapać, o co biega. Prosił jak kogo dobrego, by się uspokoiła, ale nie odnosiło to żadnego skutku. Andzia nakręcała się coraz bardziej. W końcu rozeźlony tata wydarł się i to przywołało ją do przytomności. Potem zamknęli się w basemencie, skąd dobiegały jeszcze wrzaski, ale już nie takie.

Po godzinie tatuś przyszedł do mnie, trzymając w ręku różowe koperty. Spytał, czy widziałam wcześniej te listy. Tak sformułowane pytanie bardzo mi odpowiadało. Odparłam więc, że pierwszy raz je widzę.

– Widziałam podobne koperty w rękach Andżeliki, ale nie chciała powiedzieć, co to za listy. Adresowane były do ciebie. Czy to szantaż? – zapytałam podniecona.

– Co ci też przychodzi do głowy?! – nastroszył się tatuś. – Oczywiście, że nie! – 1 wyszedł szybko z pokoju, unikając mojego wścibskiego wzroku.

Przez parę dni panował spokój, tata i Andzia doszli do porozumienia i widać było między nimi objawy sielanki. Niestety, w piątek znowu zobaczyłam w ręku Andżeliki złowieszczą różową kopertę. Wymachiwała nią nad głową tatusia, tłukąc równocześnie zastawę stołową. Sama nie wiem, jak jej to technicznie wychodziło.

– To jakiś ponury żart! – krzyczał tatuś. – Nie mam z tym nic wspólnego. Uspokój się. Nie ruszaj tego Fryderyka. Nie ruszaj, bo uszkodzisz. Andżeliko, błagam cię, to jakiś spisek, prowokacja!

Te tatusiowe prośby nie poskutkowały, bo Andżelika rzuciła Fryderykiem w gablotkę, w której znajdował się zbiór zabytkowych zegarków naszego dziadka. Tatuś próbował zasłonić gablotkę własnym ciałem i w ten sposób został uszkodzony zarówno Fryderyk, jak i tatuś. Fryderyk miał obity but, a tatko – nos. Nie uspokoiło to jednak Andzi, która dalej wyzywała tatę od łobuzów i łajdaków.

Ojciec schował się za drzewkiem pomarańczowym i prosił, aby choć na chwilę przestała się miotać i dała sobie wytłumaczyć, że jest niewinny jak baranek. Na nic były prośby i groźby. Andzia dostała prawdziwego szału. W końcu tatuś wyskoczył zza rośliny i obezwładnił furiatkę. Pokój wyglądał, jakby przeszedł przez niego tajfun. Andżelika zaś dalej miotała przekleństwa i na dobrą sprawę nie bardzo było wiadomo, co z nią zrobić. Na razie tata ją trzymał i przemawiał do niej spokojnym, terapeutycznym głosem, że przecież jest mądrą dziewczynką i nie będzie zachowywała się jak rozpieszczony bachor, że dorośli ludzie zawsze mogą dojść do ugody i jeśli się chwilę zastanowi, to zrozumie, że wynikło nieporozumienie. Andżelika, niestety, nie chciała się zastanowić, tylko się darła i szamotała, a w końcu ugryzła tatusia, który wkurzył się ostatecznie i zaczął ją szarpać. Doszłoby może do jakichś gorszących rękoczynów czy bijatyki, gdyby nie wkroczyła Honorata i pomagając sobie szmatą, nie rozdzieliła pary kochanków.

Niezbyt to chlubne były wydarzenia. Narzeczona tatusia sprawiała wrażenie niebezpiecznej wariatki i prawdę mówiąc, noc spędziłam razem z Paulinką w jednym łóżku. Drzwi zamknęłyśmy i nawet zastanawiałyśmy się, czy ich nie zabarykadować.

Rankiem obudziłyśmy się haniebnie późno i nie było nawet mowy, abyśmy zdążyły do szkoły. Zeszłam na dół, cała jeszcze rozespana, rozglądając się na wszystkie strony, czy nie wyleci z jakiegoś kąta Andżelika z tasakiem. Honorata krzątała się wesoło po kuchni, podśpiewując ostatni przebój braci Golców.

– Co ci tak wesoło, Honorciu?

– At, i zaraz tobie będzie wesoło, tylko popatrz przez okno.

Wyjrzałam i zobaczyłam samochód, do którego Andzia pakowała swoje rzeczy.

– Super! Super!! Jak to się stało?

– Pan zobaczył, że to wariatka, i powiedział, że ich drogi się rozeszły. Ma dość awantur i poprosił Andżelikę, aby się wyprowadziła. Ona uniosła się honorem, spakowała walizki i wezwała taksówkę. Postanowiła odejść bez dalszych awantur.

– Niemożliwe! – Było to zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.

– Tak, tak, całą noc się kłócili, to chyba starczy.

Paulinką wsunęła się trwożliwie do kuchni, ale kiedy jej pokazałam widoczek za oknem, zaczęła skakać do góry i skończyła na plecach tatki, który właśnie wszedł.

– Hurra! – darła się Paula. – Hurra!

– No, widzę, że przepadałyście za Andżelika – powiedział nasz cudowny ojciec, parząc sobie kawę.

– Chyba, tatku, jesteś ślepy. Nie widziałeś, jaka ona była okropna?!

– Miała swoje zalety – powiedział lubieżnie ukochany tatko.

– Wad miała więcej. A zalety były widoczne chyba tylko dla ciebie, ja ich nie zauważyłam, a ty, Paula? – zwróciłam się o wsparcie do siostry.

– Ja też nie, ani jednej jedynej zalety. Żadniutkiej – poparła mnie gorąco.,

– A pani, pani Honorato?

Honorata energicznie pokręciła głową. Widząc takie poparcie, postanowiłam iść na całość.

– Widzisz, tatku, jakie jesteśmy w tej sprawie zgodne? Mamy, wszystkie trzy, taką prośbę do ciebie, żebyś sobie uważniej dobierał narzeczone.

– Co? Co? – wychrypiał tatuś.

– Tak, bardzo byśmy ciebie prosiły, by jakoś pasowały do tego domu i do nas. Poza tym nie muszą chyba zaraz z nami mieszkać. Może byś je najpierw testował poza domem?

Tata rozejrzał się wokół i zobaczył pełną aprobatę zarówno w oczach Pauli, jak i Honoraty.

– Dobrze, pomyślę o tym – powiedział z godnością i opuścił kuchnię, nie jedząc śniadania.

– Hurra! Hurra! – krzyknęłyśmy i rzuciłyśmy się na siebie jak piłkarze na boisku po strzeleniu gola.

Dzień, w którym opuściła nas Andżelika, był pięknym dniem. Nie tylko z powodu Andzi, ale i dlatego, że był to jeden z pierwszych naprawdę wiosennych dni. Ponieważ nie poszłyśmy do szkoły, tata zarządził pracę na rzecz domu. Pod tą nazwą kryło się tym razem sprzątanie ogrodu. Wylegliśmy całą gromadą na dwór i zaczęliśmy grabić, zbierać gałęzie i śmiecie. Nie wiem, skąd się tego tyle nazbierało przez zimę, bo jesienią bardzo porządnie wysprzątałyśmy. Gucio cały czas usiłował ugryźć moje grabie. Denerwował go monotonny ruch. Zawsze myślałam, że to cecha charakterystyczna dla kotów, a tu proszę!