Выбрать главу

Poczucie radości, które towarzyszyło mi na początku tej imprezki, przerodziło się w przygnębienie i depresję. Niech to diabli! Chcę do domu! To było oczywiście niemożliwe. Powiedziałam tacie, że boli mnie głowa i chciałabym się położyć.

Dla dzieci przeznaczono do spania przygórek, taki stryszek nad chałupą. Pomaszerowałam tam z Paulina, ale i tym razem nie miałyśmy farta, bo trafiłyśmy na jakąś parkę, która wybrała sobie to właśnie miejsce, by się kochać, ale szczęście, że wchodziłam pierwsza po drabinie. Paulina dojrzała niewiele, zaraz ją zepchnęłam. To, co zobaczyła, wystarczyło, bo zapytała:

– Czy oni uprawiali seks?

Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Lekko mnie przygięlo, jak mówią na wsi. Pomyślałam jednak, że nie ma co kłamać, toteż potwierdziłam.

– To wygląda zupełnie inaczej niż w filmach – skomentowała Paula spokojnie.

Mam nadzieję, że nie dostanie jakiegoś urazu. Zresztą niewiele widziała, bo przecież zaraz ją zepchnęłam z tej drabiny.

Wróciłyśmy do taty. Lekko histerycznym głosem opowiedziałam mu, w co wdepnęłyśmy. Tata się okropnie spłoszył i obiecał, że zaraz to załatwi. Zniknął, a gdy wrócił, powiedział, że droga wolna, możemy iść spać na przygórek. Poszłyśmy, lecz ja kategorycznie zażądałam innego śpiwora. Tata, z miną winowajcy, natychmiast gdzieś pobiegł i przyniósł naręcze koców i kołder. Otulił i pocałował Paulinkę, a ja, ostentacyjnie, odwróciłam się od niego. Ma u mnie na długo przechlapane.

Rano szybko zwinęliśmy rzeczy i pojechaliśmy do domu.

Całą drogę zastanawiałam się, jak rozmawiać z ojcem o tym, co się wydarzyło. W końcu uznałam, że wyższa dyplomacja to nie dla mnie, i wywaliłam mu kawę na ławę, jak tylko znaleźliśmy się sam na sam w domu.

I nie chodziło mi o tę głupią wpadkę z parką na przygórku. To zawsze się może zdarzyć i choć lepiej, aby się nie zdarzyło, to wina taty jest tutaj… jak by to ująć… taka raczej pośrednia. Wykrzyczałam, że bierze prochy. Tata bronił się cienko. Najpierw usiłował mi wmówić, że nie zrozumiałam, że to okropne i głupie nieporozumienie. Potem, że to nic takiego, tylko hasz dla poprawienia nastroju. Potem przybrał srogą minę i zaczął mnie ochrzaniać, że się wcinam w nie swoje rzeczy, i co ja sobie wyobrażam, że usiłuję ojca pouczać, smarkula jedna.

Ogólnie mówiąc, zrobił się kabaret. Zwykle to przecież dzieciaki biorą, a rodzice z tym walczą. U nas, oczywiście, musiało być niebanalnie. Powiedziałam tatkowi, że jak on może brać, to i ja też. Niech będzie dobrym kolegą i załatwi mi działkę. To podobno poprawia sprawność umysłową. a ja przecież niedługo będę miała egzaminy do liceum. Robiłam sobie z taty lekkie jaja, ale on to kupił. Przejął się tym przykładem, który szerzy, i zaczął mi tłumaczyć, że to be. On tego nie bierze, tylko przed tą imprezą jeden kumpel dał paru osobom działki gratis. Może tak było, noże nie. Tata się jednak przestraszył, obiecał nigdy więcej nie brać i poprosił, bym przysięgła, że będę się trzymała daleka od tego typu wynalazków. Zrobiłam to bez problemu. A tacie zapowiedziałam:

– Będę cię miała na cynglu. Niech tylko jeszcze kiedyś zobaczę, że masz coś wspólnego z drągami, to ja też włączam się do zabawy.

Tatuś był spłoszony jak mały chłopczyk, którego przyłapano w komórce na popalaniu papierosów.

Tak to bywa w tej mojej rodzinie. Czasem mi się wydaje, że to ja jedna jestem dorosła. A ja chcę być dzieckiem albo przynajmniej beztroską nastolatką. Niestety, to nie dla mnie. Stara od poczęcia – to mój los. Mam tylko nadzieję, że ominie to Paulinę. Tata mówi, że jestem przemądrzała. Ja się nie wypieram. Jestem, bo być muszę. Instynkt samozachowawczy. Ot, co!

Zaprosiłam kilka dziewczyn z klasy z młodszym rodzeństwem i zorganizowałam Pauli grupę koleżeńską. Załapała kontakt z paroma dzieciakami i potem już sami się spotykali. Cholera, muszę być dla niej i matką, i ojcem nieomal. Tata się niby stara, ale lata ciągle za groszem i – jak mówi – nawet podrapać się nie ma czasu. W każdy weekend ma koncerty. Ja zresztą nie narzekam, przynajmniej jakaś kasa jest w domu. Inni mają gorzej. Chociaż na te tematy raczej ę nie mówi, widzę, jak cienko przędą Jasiek czy Dominika.

Pilnowałam więc taty, oczy miałam nawet z tyłu. Parę razy zrobiłam małe przeszukanie basementu. Nic jednak nie znalazłam. Bogu dzięki chociaż za to. W szkole odbywały się pogadanki na temat prochów i ja jedna słuchałam uważnie, i ja jedna miałam problem pt. „Czy mój tata ćpa?”

Na razie wydawał się w porządku, ale przecież wyjeżdżał te swoje trasy i diabli wiedzą, co się tam działo. Wracał bardzo zmarnowany. Trudno jednak dojść, czy przyczyna było zmęczenie, alkohol czy chemia jakaś.

Jednym słowem, miałam nerwówkę. Posypałam się znowu z matmy i fizyki. Musiałam załatwić sobie jakieś korki Tata wynalazł studenta, Jarka, który cztery razy w tygodniu wtłaczał mi do głowy wzory i formułki.

Chodziłam też na lekcje francuskiego do przyjaciółki babci, Zosi. Frytka oczywiście nie darowała i musiałam dwa razy w tygodniu poznawać język salonów i Moliera. W tej kolejności, oczywiście. Ach, ta babcia! Reasumując, byłam urobiona po pachy.

Nie miałam czasu na nic i Jasio urwał mi się z haczyka. Zdradził mnie, podlec jeden, z najlepszą moją kumpelą, Dominiką. Przeżywałam to dosyć mocno, bardziej jednak ambicjonalnie niż uczuciowo. Lubiłam i ją, i jego. A tu taka historia, że straciłam od razu dwoje przyjaciół. Popłakałam, pozłorzeczyłam na Dominikę, że nie ma zasad moralnych. Ba, ona by nie rozpoznała zasady moralnej, nawet gdyby się o nią potknęła. Jasio też nie lepszy.

Fredzia, widząc mój stan, zabrała mnie na zakupy do swojego ulubionego sklepu z… tanią odzieżą. Poszalałyśmy tam nieźle. Kupiłam sobie, ni mniej, ni więcej: pięć swetrów, fajną spódnicę i dwie pary spodni. Wyszłam stamtąd jak nowa i w znacznie lepszym humorze. Paulinie kupiłyśmy też kilka ciuszków, a dla pani Honoraty piękny płaszcz. Wróciłyśmy do domu objuczone jak dwa wesołe wielbłądy. Postanowiłam machnąć ręką na Dominikę i Jasia.

Jak powiedziała Fredzia: mała strata, krótki żal. I to jest właśnie to.

Tata znowu wybył. Miał wrócić dopiero za tydzień Siedziałyśmy z Paulina w pokoju na parterze i oglądałyśmy Motting HilL Obżerałyśmy się też pysznymi plackami kartoflanymi produkcji Honorci. Prawdę mówiąc, powinnam ich sobie odmówić, bo ostatnio przytyłam dwa kilo. Nie odmówiłam jednak, w tych sprawach mam bardzo słaby charakter. Wcinałam placki jak wygłodniała wiewiórka. Zaśmiewałyśmy się z filmowych grepsów w miłym przekonaniu, że grzeszymy. Bo raz – pyszne i kaloryczne placki na kolację, dwa – fura nauki, która leżała odłogiem r pokoju na górze. Czasem dla higieny psychicznej trzeba sobie pozwolić na grzech. To oczywiście złota myśl Fredzi, naszej rodzinnej liberałki. Każda rodzina powinna mieć kogoś takiego.

Było miło, domowo, przytulnie. Napaliłam w kominku i stwierdziłam, że tu mi dobrze, tu mi ciepło, tu się będę rozmnażać. Niestety nie zdążyłam się specjalnie rozmnożyć ani nawet zjeść do końca placków, kiedy do naszego raju wtargnęła mocno poruszona Fryderyka.

– Przygnałam tu najszybciej, jak mogłam! Dziewczynki, przygotujcie się na dużą niespodziankę!

– Co się stało, Fredziu? – krzyknęłam przerażona, spodziewając się po takim wstępie rzeczy strasznych.

Gucio, który spokojnie spał na kolanach Pauliny, zeskoczył i zaczął potwornie ujadać. Z trudem go uspokoiłyśmy.

Babcia złapała oddech i kontynuowała:

– Wasza matka pojawiła się dzisiaj rano w Warszawie i zapowiedziała, że was odwiedzi!

Zaniemówiłyśmy.

– To wprawdzie moje dziecko, ale wyrodne. Postanowiłam was uprzedzić, byście nie doznały szoku.

– Niespecjalnie ci się to udało, Fredziu! Nie mogłaś powiedzieć tego jakoś delikatniej?