Выбрать главу

Odpadki Kleo wyrzucała przez okno (podobno tam u nich wszyscy tak robią) i strasznie się dziwiła, gdy nasz dozorca, pan Teoś, przyleciał z awanturą. Zresztą zaraz się uspokoił, jak ją zobaczył i kiedy wszystko mu wyjaśniłyśmy. Kleo tłumaczyła: „Moja mamon wyrzucała, grandma wyrzucała” – a ja dodawałam, że w Egipcie wszystko błyskawicznie wysycha w sześćdziesięciostopniowym upale i że taki tam zwyczaj: śmieci za okno! Pan Teoś zachwycił się, jakie to praktyczne, i odtąd co dzień przychodził zapytać, czy śmieci nam nie wynieść, a nawet zaproponował, że może wziąć Kleo do dozorcówki, bo ma bardzo przyjemną, na co ona odpowiedziała, że nie, że dziękuje, bo ma męża, chociaż niewiernego.

Kleo w sprzątaniu była beznadziejna, ale, o dziwo, nieźle gotowała różne egzotyczne potrawy, kuskus czy faszerowane warzywa. Była miła i wesoła. O wiele lepsza od Ilonki. Wszyscy ją bardzo lubiliśmy. Tylko Fredka, jak przyszła na inspekcję i trafiła na Kleo, to zaniemówiła. Nie myślałam, że kiedyś coś takiego zobaczę. A potem zrobiło jej się słabo i Artur ją zabrał. Później dzwoniła, ale tatuś wyłączył telefon. Powiedział, że ona go męczy. Ja myślę.

Było bardzo wesoło, bo Kleo zaczęła występować z taty grupą i okazało się, że jest po prostu świetna. Kiedy się pokazała na estradzie w dżelabie, z tamburynem i zatańczyła, to publiczność po prostu oszalała. Była boska; matka ziemia i symbol seksu – to najczęściej pojawiające się na łamach gazet określenia. Kolorowa prasa ścigała ją wszędzie. Od ślubu Ibisza nie mieli lepszego tematu. Polska Iman – tak ją nazywali.

Jeden reporter to kazał się podnieść na wysięgniku, aby sfotografować Kleo w zaciszu domowym, czyli u nas w mieszkaniu. Ekscytująca, cudowna, tajemnicza Kleo nie schodziła z ust całej Polski. Małysz przestał się liczyć. Nastąpiła moda na african etno i zespół tatusia, o balcan etno nikt już nie chciał słyszeć. Kayah podobno strasznie histeryzowała, a Goran wyemigrował do Australii, gdzie stworzył duet z pewną aborygenką. Ale nie jestem pewna. Bracia Golcowie dwie godziny stali po autograf Kleo. Dostali od niej po buziaku i tatuś był strasznie zazdrosny. Uratował ją jednak z rąk Halinki Mlynkovej, gdy ta chciała jej oczy wydrapać na rozdaniu Fryderyków.

Niestety, przez wścibstwo reporterów i paparazzich musieliśmy, ku wielkiemu żalowi pana Teosia, wyprowadzić się z bloku i przenieść do willi w Zalesiu Dolnym. Było to konieczne, ale nie takie złe, bo Zaleśko jest piękne, szkoła fajna, a ‘tata ma studio nagrań w domu. Zamieszkaliśmy w ślicznym białym dworku. Każda z nas ma superpokój, tylko tata jęczy, że do końca życia będzie spłacał kredyt.

Mamy bardzo miłą kucharkę. Właściwie jest to pani do wszystkiego, ale najlepiej gotuje. Honorata jest grubiutka i wesoła. Lubimy ją bardzo, a jej czebureki i pierogi po prostu uwielbiamy. Myślę, że tak właśnie wygląda szczęśliwe życie. Cisza, spokój i dostatek. Wszystko na swoim miejscu. No, oprócz mamy. Ciekawe, jak jej się wiedzie. Czy też jest szczęśliwa tak jak my?

Nasz dom w Zalesiu Dolnym stoi w lasku brzozowym. Leżałyśmy z Paulinką w trawie i czytałyśmy W dolinie muminków, kiedy wśród drzew ukazała się tańcząca Kleo. Jej na wpół rozwinięty turban falował zgodnie z ruchami ciała. Czarno-białe brzozy otaczały i wchłaniały tancerkę. Wydawało się, że jest jedną z nich, wysoka, czarna, w białej dżelabie. Podnosiła ręce, zdawała się modlić. Potem opadała ku ziemi, zastygała w bezruchu i znowu się podnosiła, by wirować jak szalona. Patrzyłyśmy na to jak oniemiałe. To było jak sen, jak marzenie. Magia, po prostu magia. Wreszcie Kleo opadła, zmęczona, na koc i przytuliła się do nas.

– Kleo! Co to było?

– Kleo być smutna. Kleo samotna wśród obcych, to Kleo tańczyć.

– My przecież bardzo cię lubimy, i my, i tata, a ludzie ciebie po prostu uwielbiają.

– Tak uwielbiają, że Kleo nie może wyjść na ulica, bo zaraz ma podarta dżelaba. Ja nie chcieć, coby oni mnie uwielbiać, ja tęsknić do Egipta i do palm, i Nila – mówiła szybko, pełnym rozpaczy głosem.

Nawet przez myśl mi nie przeszło, że Kleo może być u nas nieszczęśliwa. Miała tutaj wszystko, a tam chatę z gliny i kury w sąsiedniej izbie. A nawet i tego nie miała, bo przecież kury i osła sprzedała.

– Ja chcieć, coby bociana mnie dziecko przyniosła i ja być mąż – zakończyła kuriozalnie.

Mrugałam oczyma, bo do końca nie wiedziałam, czy ją dobrze rozumiem. Natomiast Paulinka od razu zareagowała z oburzeniem:

– Jaka bociana, Kleo, co ty gadasz? Przecież wiesz, że to ani bociana, ani kapusta dzieci nie przynoszą.

– Ja tak mówić, bo myśleć, że ty nie wiedzieć.

– Ja wiedzieć i mogę ci wytłumaczyć – zgłosiła się ochoczo Paulinka.

– Nie trzeba – szybko przerwała Kleopatra i chyba się zaczerwieniła pod tą swoją czernią. A może mi się tylko zdawało.

Liście opadały z drzew, brzozy pożółkły, wiał zimny i przejmujący wiatr. Smutek zapanował w domu. Kleo snuła się, coraz bardziej ponura. Popłakiwała po kątach. Ta sama Kleo, która była jedną wielką radością i witalnością.

Bardzo się zaniepokoiłam depresją Kleopatry. Zastanawiałyśmy się obie z Paulą, jak jej pomóc. Paulinka zdecydowała się działać. Zaciągnęła mnie do basementu, czyli inaczej piwnicy, gdzie tata miał swoją norę, czyli studio nagrań.

Tata siedział z nogami na stole. Sączył leniwie żywca i przywitał nas bardzo przyjaźnie:

– Stonka, spadać, przeszkadzacie.

– Nie wiem, w czym – burknęłam i spojrzałam wymownie na piwo.

– Tworzę – warknął tata.

– Akurat – odpysknęłam.

– Uspokójcie się – tonowała spór Paulinka. – Mamy, tatku, poważny problem.

Tata zainteresował się:

– Jaki?

– No, chodzi o Kleopatrę, ona jest nieszczęśliwa – wypaliła Paula.

– Nieszczęśliwa? – zadziwił się tatko. – Nie zauważyłem.

– Ty byś słonia nie zauważył, chyba żebyś się o niego potknął – wypaliłam.

– Hormon! Zamknij się natychmiast! – krzyknął tatuś.

Nadęłam się i zamilkłam, a Paula powiedziała, że Kleo płacze, bo jest samotna, i tatuś powinien się z nią ożenić. Wytrzeszczył oczy i wychrypiał:

– Co? Co ty, dziecko, gadasz?

– Tak – pochwyciłam ochoczo wątek. – Powinieneś uczynić z niej przyzwoitą kobietę, jesteś jej to winien.

Zdanko to, bardzo moim zdaniem zgrabne, przeczytałam właśnie wczoraj w jednym romansie Da Capo. Co prawda akcja rozgrywała się w dziewiętnastym wieku, ale uważam, że miało ono swoją klasę i wagę. No i ten styl! Na tacie też zrobiło wstrząsające wrażenie, bo o mało się nie udusił piwem, a potem, niestety, nas nim opluł. Niechcący oczywiście.

– Ja… Ja… – wybełkotał – nie mogę.

– Dlaczego?? – spytałyśmy zgodnym chórem.

– Nie dojrzałem jeszcze do małżeństwa. Ja bardzo lubię Kleopatrę, bardzo, ale to poważna decyzja i nie jestem jeszcze gotów jej podjąć.

– Trele-morele – powiedziała Paulina. – Gadka-szmatka. Przecież ożeniłeś się z naszą mamą, więc jesteś dojrzały.

– To było dawno i źle się skończyło.

Tata wyraźnie doznał szoku, wiec zabrałam Paulinę i wyszłyśmy, udzielając mu wskazówek, by sobie to jeszcze przemyślał, i tłumacząc, że nie ma pośpiechu, powinien się oswoić z tą myślą.

Niestety, reakcja taty była zupełnie odmienna od tej, którą miałyśmy nadzieję wywołać. Tatuś mianowicie zaczął stronić od Kleo, a potem poleciał na jakąś chałturę do Stanów, zostawiając ją w domu pod fałszywym pozorem, że ma kłopoty z gardłem i nie będzie tam taką rewelacją jak u nas. Naszym zdaniem ona wszędzie byłaby rewelacją, a tylko głupi tatuś tego nie widzi.