Выбрать главу

– Nie zostajesz sam, możesz przyjść do nas. Wiesz, że wszyscy cię uwielbiamy.

– Naprawdę? Mogę?

– Jasne. Prawdę mówiąc, brakowałoby ciebie przy naszym stole.

– Zaprosiłabym go do nas – wtrąciła Sandra – ale my wyjeżdżamy do babci.

– No, to jesteś zagospodarowany na święta, ale co z tym sylwestrem?

I zaczęliśmy knuć, jak zorganizować imprezę stulecia.

Zima tego roku okazała się zdecydowanie udana. Było mianowicie zimno, tak jak zimą być powinno. Proszę, jednak mam talent! Jestem poetką. Młody twórca ze mnie. To ta przyroda za oknem tak mnie poetycko nakręca. Ten kiczyk rodem ze szklanej kuli, gdzie widać sypiący na domki i drzewka śnieżek. Ja też, gdy stanęłam przy oknie i widziałam puchate drzewka, krzaczki i prószący na nie śnieg, robiłam się romantyczna i poezja, proszę, sama się tworzyła. Nie wiedziałam, że takie to proste. Wystarczy zamieszkać w Zalesiu i człowiek odkrywa w sobie nieznane możliwości. Na przykład umiejętność wybaczania.

Mama zadzwoniła w wigilijny poranek i zaświergotała radośnie do słuchawki. A ja co? Nic. Popatrzyłam przez okno i powiedziałam:

– Wesołych świąt! Mamo!

Jednym słowem, wybaczyłam. Mama, jak to mama, gadała, jaka jest szczęśliwa, przez pierwsze dziesięć minut, przez drugie mówiła, jaki Albert jest cudowny. Potem spytała, co u nas, ale zanim zdołałam powiedzieć, że jest okay, przerwała mi, bo jej się przypomniało, że Albert nas całuje. A potem powiedziała, że Albert wysłał nam bilety do Nairobi na dwudziesty drugi lutego i strasznie się cieszy, że będzie miał okazję pokazać mnie i Paulinie wszystkie tutejsze cuda. Albert się cieszył, nie mama. Piszę to wyraźnie, żeby nie było głupich nieporozumień. Ta miła wiadomość wyczerpała wszystkie możliwe tematy. Mama skończyła rozmowę, życząc nam szczęśliwych i wesołych świąt. Nawzajem, mamo! Nawzajem.

To były naprawdę bardzo szczęśliwe święta. Przy wigilijnym stole zasiadły Marta i pani Zosia. Okazało się, że rodzice Marty wyjechali na placówkę dyplomatyczną do Peru. Coś ta Ameryka Południowa pracuje na naszą korzyść, dostarczając nam miłych gości. Tak stwierdził Artur, gdy zobaczył, w jakim jesteśmy zestawie. Predzia z panią Zosią przywiozły pyszne jedzonko, jedna śliziki wileńskie, a druga karpia w galarecie. My jak zwykle przygotowałyśmy karpia w szarym sosie i pierogi z kapustą. Wszystko było doskonałe, po prostu perfekcyjne. A najszczęśliwsza chwila nastąpiła przed samą kolacją, gdy tatuś wstał i powiedział, że postanowili z Martą się pobrać. Co to była za radość! Ja cieszyłam się chyba bardziej niż sami państwo młodzi. A może i nie, bo oni też płakali ze szczęścia. Marta chlipała, Fredzia z Zosią chlipała, Honorata lała ślozy, a tata i Artur mieli spocone oczy, jak powiedziała Paulina, jedyna spokojna osoba w naszym gronie. Patrzyła na nas zdziwiona i nie rozumiała zupełnie, co się nam wszystkim stało. Taki potop! Mol też płakał, chyba dla towarzystwa. I to ma być moja cyniczna i zepsuta rodzina? Bohema, słodka bohema, jak lubi ją nazywać tatko? Ta banda płaczliwych osobników straciła w wieczór wigilijny prawo do dumnego tytułu. Tak oznajmił Artur i wzniósł toast za szczęście Tuni i Eryka. Ja spytałam, kiedy planują ślub, a tatko odpowiedział pytająco:

– Jutro? Tuniu?

– No nie. Jutro nie, ale pojutrze? – odparła radośnie.

– Nie zgadzam się – powiedziała pani Zosia. – Koniec przecież z bohemą. Żadne pojutrze, to będzie poważny ślub.

– W „Wierzynku”?! – wykrzyknęła Paula.

– W żadnym „Wierzynku” – zaprotestował tatko. – W miejscowym kościele, z naszym proboszczem i…

– …w białej sukni – podpowiedziały obie babcie.

– Tak – zgodziła się Tunia. – Wy będziecie druhnami.

– Mamy różowe sukienki – poddała pomysł Paulina.

– Żadnych różowych sukienek! – zaprotestowałam.

I tak wesoło sobie planowaliśmy uroczystość, która stanowiła początek długich, radosnych i trochę nudnych dni w naszym życiu. Już nigdy nic nie było takie jak ongiś. Wszystkie fragmenty puzzli wróciły na swoje miejsce. I tak być powinno. A Marta i tata? Powinnam napisać, że – jak to w bajkach bywa – żyli długo i szczęśliwie. Byli szczęśliwi. Czy długo, tego jeszcze nie wiem. To się okaże. A wszystko inne? „A wszystko inne – jest jak Bach chwilowo grany na pile”, jak pisała nasza noblistka.

Manula Kalicka

***