Выбрать главу

Kleo miała coraz gorszą depresję. Nawet nasza kucharka Honorata zaczęła się nad nią użalać i robić rosołek argentyński, który był jedną z jej specjalności. Pomagał podobno na wszystko. Niestety, Kleo nie chciała go nawet wziąć do ust. Uratowałyśmy sytuację, likwidując całą przepyszną zupkę w dwie minuty. Z zupką dało się to zrobić, gorszy był problem z Kleo. Nie wiedziałyśmy, co powinnyśmy przedsięwziąć. Kleopatra snuła się po domu w koszuli nocnej, wszystko wyrzucała przez okno, płakała albo spała.

Zabrałyśmy ją do afrykańskiej restauracji „Tam-Tam”, gdzie zjadłyśmy świetne mięsiwo Kalego, same, bo ona tylko się skrzywiła, odsunęła talerz i powiedziała, że dobre, ale nie ma na to ochoty. Paulinka przygadała mi, że jestem głupia, bo Kali to postać literacka, więc potrawa nie może być oryginalnie afrykańska. Może i miała rację, ale przecież Kleo powiedziała, że niezłe, a i lokal miał klimaty afrykańskie. Mogło ją to ożywić, ale nie odniosło skutku. Niestety.

Tatuś zachował się – co tu mówić – jak prosiak i zostawił nam na głowie kompletnie załamaną i pogubioną Kleo. Nie okazał się on dżentelmenem, oj, nie!

Zaczęłyśmy kombinować, jak ją pocieszyć i rozerwać, i wpadłyśmy na pomysł, aby wezwać na pomoc Krzysia, który ongiś się durzył w Kleo.

Szczęśliwym trafem nie brał udziału w amerykańskiej turze tatki. Poprztykali się i ich drogi artystyczne się rozeszły. Tak to tłumaczył w każdym razie Krzysio. Zaprosiłyśmy go i ubłagałyśmy, aby zajął się Kleo, bo my nie dajemy rady. Zgodził się bardzo ochoczo. Udzieliłyśmy mu tylko jednej rady: by nie był zbyt intelektualny, bo to onieśmiela Kleo. Ona ceni u mężczyzn bardziej prymitywne przymioty, sam chyba rozumie. Co on zrozumiał, dokładnie nie wiem, lecz parę dni później zobaczyłam, jak gonił Kleo po domu, wydając okrzyki jak Tarzan i waląc się pięściami w piersi. Włochate! Musiał obejrzeć parę kawałków z WeissmuIIerem w roli Tarzana. No, Kleo na pewno była tego warta.

Myślałam, że ona weźmie go za głupka, ale ją to bawiło i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów śmiała się jak szalona. Potem zaczęli wychodzić z domu na dyskoteki i sama nawet nie wiem gdzie. Dobrze się razem bawili. Miło było na nich patrzeć, gdy wychodzili wieczorem, radośnie podnieceni – Krzyś w wielkich rozciągniętych swetrach, a Kleo w swoich bajecznie kolorowych, zamaszystych szatach. Wyglądali wspaniale. Potem zwęszyły ich romans kolorowe magazyny i więcej siedzieli w domu, czuląc się niemożliwie. Kleo piekła dla Krzysia falafele, którymi on się zajadał.

Sielankę przerwał nasz kochany tatuś. Wrócił niespodziewanie z tournee, strasznie wściekły. Opowiedział, że cała ta podróż była totalnym niewypałem i on to wszystko… No, właściwie lepiej zostawmy w spokoju cenne wypowiedzi tatki.

Jedyna fajna przygoda spotkała go w Chicago. Wracał po bibendzie – takie ma określenie dla alkoholowych sesji – do swojego pokoju na trzynastym piętrze hotelu i bardzo się spieszył. Po piwie, jak wiadomo, pędzi. Wyskoczył z windy i szybko dopadł drzwi pokoju. O dziwo, nie były zamknięte, więc wparował jak burza do swojego apartamentu i zniknął w klozecie. Gdy wyszedł, zapinając rozporek, zobaczył siedzącego w fotelu przed telewizorem oniemiałego Japończyka. Nieznajomy się podniósł, a tata znieruchomiał, czekając, co tamten zrobi. Japończyk pochylił się w głębokim ukłonie. Tatuś odkłonił się i szybko pokłusował w stronę drzwi. Po wyjściu zauważył, że trafił do pokoju usytuowanego piętro wyżej. I to była najfajniejsza przygoda taty w całym wojażu po Stanach. Opowiadał, że widział w zasadzie tylko hotele, sceny i garderoby.

Kiedy spostrzegł, że Krzyś zaprzyjaźnił się z Kleo, zaczął wygłaszać monologi o niewdzięczności przyjaciół, zepsuciu obyczajów i tym podobne dyrdymały. Kleo chowała się po kątach i nie bardzo rozumiała, co jest grane, ale ja rozumiałam, bo celnie spuentowała to Fredzia, mówiąc:

– Co chcesz, Karolciu, to tylko mężczyzna, więc poczuł się urażony. Ktoś naruszył jego ego, zakłusował na jego terytorium.

Tak właśnie było. Niegłupia czasem bywa ta nasza Fredka. No, ale na mężczyznach to ona się znać powinna. W końcu ma czwartego męża.

Tato cierpiał, przyglądając się rozkwitającemu uczuciu dwojga przyjaciół. Przełożyło to się, Bogu dzięki, nie na rękoczyny i afery, lecz na twórczość liryczną. To wtedy powstał jeden z jego najlepszych przebojów. Wszyscy przecież słyszeli: „Cierp, duszo, cierp. Obolała, osłupiała, cierp”. Piosenka była na pierwszym miejscu listy przebojów przez sześć tygodni. Dostaję gęsiej skórki, jak przypomnę sobie zachrypnięty głos Krzyśka, śpiewającego w ciemności wielkiej sali koncertowej te dramatyczne słowa. Tacie, jak to napisał, od razu humor się poprawił i tylko dzwonił do przyjaciół z branży i pytał, czy nie wiedzą, ile w tym roku dostaje się za Fryderyka. A potem chichotał obrzydliwie, opowiadając o ich konsternacji i niepokoju.

Romans Kleo i Krzysia nabierał przyspieszenia. Trzymali się za ręce i patrzyli sobie w oczy. Krzysio wrócił do grupy, być bliżej ukochanej, i strasznie molestował tatę, aby napisał dla nich duet. Tata jednak, zamiast zająć się twórczością muzyczną, zajął się niejaką Andżeliką Florczakówną.

Fredka, jak o niej usłyszała, to od razu stwierdziła, że samo imię powinno ją wyeliminować. Niestety, tatko oszalał. Patrzył na Florczakównę jak ranny bawół. To znaczy: równie tępym wzrokiem. Kupował jej ciuchy w świetnych butikach. Ten kaszalot miał gust, i figurę też nielichą. Andżelika pracowała, przynajmniej teoretycznie, jako modelka i hostessa. Teoretycznie – bo się specjalnie nie przepracowywała, a odkąd wdała się w romans z tatusiem, rzadko pojawiała się na wybiegu. Była głupia jak stołowa noga. Jak mawiała Frytka – uroda pawia i jego mózg, niestety. Największym powodem do dumy była dla niej historyjka o babce, która zatonęła wraz z „Titanikiem”. Opowiadała ją wszystkim i oglądała w kółko Titanica na kasecie, rzewnie przy tym płacząc.

Kiedy wspomniałam o tym Fredce, ta mi poradziła, bym spytała, na którym pokładzie płynęła szanowna babcia. Zrobiłam to natychmiast, wywołując u kaszalota dziki wybuch histerii, a tata zaczął się awanturować, że jestem niemiła dla jego gości.

Andżeliką była dosyć małomówna, prawdopodobnie dlatego, że nie miała nic do powiedzenia. Fredka mówiła, ze to stąd, iż Andzia pochodzi z rodziny wielodzietnej, a jak wiadomo, w takich rodzinach inteligenta ulega niekiedy rozproszeniu.

Babcia miała jakiegoś przyjaciela z czasów młodości, który rozpieszczał żonę, ale zawsze jej mówił: Sois belle et ei, co znaczy: „Bądź piękna i milcz”. Było to podobno małżeństwo idealne. Faceci kochają takie śliczne i takie głupie. Mądre kobiety skrywają swój intelekt, bo łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż mądrej kobiecie złapać faceta. Powiedziałam babci, że to historyjki z czasów przedfeministycznych i teraz jest inaczej. Ale w gruncie rzeczy nie wiem, czy to ja mam rację, czy babcia.

Zima szalała za oknem, gdy Kleo i Krzyś zamieszkali razem. Płakałyśmy z Paulinką, kiedy się wyprowadzała. Mieli zamiar się pobrać, jak tylko Kleo uzyska rozwód, co – jak się należy domyślać – było poważną międzynarodową operacją.

Przed świętami pojechałyśmy z Paulina do Warszawy na spotkanie z babcią Fryderyką. Chciała kupić nam prezenty gwiazdkowe, które same miałyśmy wybrać. Mało to romantyczne, ale babcia jest pragmatyczna zawsze i wszędzie.