Выбрать главу

Odwrócili wzrok od niej i od dziecka i nie było nikogo innego, na kogo mogliby patrzeć, oprócz kobiety z martwymi żabami.

— Pani Goha — powtórzył jeden z nich.

— Tak się nazywam — odrzekła.

— Przybywamy z Hanvoru, od króla — oznajmił uprzejmy głos. Pod światło nie mogła dojrzeć wyraźnie jego twarzy. — Poszukujemy Arcymaga, Krogulca z Gontu. Król Lebannen ma zostać ukoronowany jesienią i pragnie mieć przy sobie Arcymaga, swego pana i przyjaciela, by przygotował się do koronacji i ukoronował go, jeśli taka będzie jego wola.

Mężczyzna przemawiał pewnie i ceremonialnie, jak do damy w pałacu. Miał na sobie bryczesy ze skóry i lnianą koszulę, zakurzoną od wspinaczki z Port Gont, lecz był to piękny strój, ze złotym haftem pod szyją.

— Nie ma go tu — powiedziała Tenar.

Dwaj mali chłopcy z miasteczka zajrzeli do środka, cofnęli się, znów zajrzeli i pierzchnęli z wrzaskiem.

— Może mogłabyś powiedzieć nam, gdzie on jest, pani Goho — rzekł mężczyzna.

— Nie mogę.

Spojrzała na nich wszystkich. Strach przed nimi, który z początku poczuła — powstały być może z paniki Krogulca lub ze zwykłego niemądrego podniecenia na widok obcych — ustępował. Oto stała w domu Ogiona i dobrze wiedziała, dlaczego Ogion nigdy nie obawiał się wielkich ludzi.

— Musicie być strudzeni po takiej długiej drodze — powiedziała. — Usiądźcie proszę. Oto wino. Proszę, muszę umyć szklanki.

Zaniosła deskę do krojenia do kredensu, włożyła żabie udka do spiżami, zeskrobała resztę do wiadra na pomyje, które Heather zanosi świniom Tkacza Fana, obmyła w miednicy ręce, ramiona i nóż, nalała świeżej wody i wypłukała dwie szklanki, z których piła ona i Krogulec. W komodzie była jeszcze jedna szklanka i dwa gliniane kubki bez uszu. Ustawiła je na stole i nalała gościom wina. W butelce zostało dokładnie tyle, by wystarczyło dla wszystkich. Wymienili spojrzenia i nie usiedli. Usprawiedliwiał to niedobór krzeseł. Tym niemniej zasady gościnności zmuszały ich do przyjęcia tego, co proponowała. Każdy z mężczyzn wziął od niej szklankę lub kubek z grzecznym mruknięciem. Pozdrawiając ją, wypili.

— Słowo daję! — powiedział jeden z nich.

— Andrady. Późne Żniwa — oznajmił drugi, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. Trzeci potrząsnął głową.

— Andrady. Rok Smoka — oświadczył uroczyście. Czwarty skinął głową i ponownie wypił mały łyk, pełen czci. Piąty, który był pierwszym, który przemówił, raz jeszcze podniósł gliniany kubek w kierunku Tenar i rzekł:

— Zaszczycasz nas królewskim winem, pani.

— Ono należało do Ogiona — odparła. — To był dom Ogiona. To jest dom Aihala. Wiedzieliście o tym, moi panowie?

— Tak, pani. Król wysłał nas do tego domu, przypuszczając, że przybędzie tu arcymag, a kiedy na Roke i do Hanvoru nadeszła wieść o śmierci jego mistrza, utwierdził się w swoim przypuszczeniu. Lecz to smok uniósł arcymaga z Roke. I od tego czasu na Roke ani do króla nie dotarła od niego żadna wieść ani posłanie. Bardzo leży to królowi na sercu i jest w interesie nas wszystkich, by dowiedzieć się, że arcymag jest tutaj i że cieszy się dobrym zdrowiem. Czy przybył tu, pani?

— Nie mogę powiedzieć — odrzekła, lecz był to kiepski wykręt i wiedziała, że mężczyźni myśleli tak samo. Wyprostowała się, stając za stołem. — Chciałam powiedzieć, że nie powiem. Myślę, że jeśli arcymag zapragnie przyjść, to przyjdzie. Jeśli nie życzy sobie zostać odnalezionym, nie znajdziecie go. Z pewnością nie będziecie go szukać wbrew jego woli.

Najstarszy z mężczyzn i najwyższy zarazem, powiedział:

— Królewska wola jest naszą.

Pierwszy mówca odezwał się bardziej pojednawczym tonem:

— Jesteśmy jedynie posłańcami. Co jest między królem a arcymagiem Wysp, jest między nami. My pragniemy tylko przynieść wiadomość i odpowiedź.

— Jeśli zdołam, upewnię się, czy dotarła do niego wasza wiadomość.

— A odpowiedź? — nalegał najstarszy mężczyzna. Nie odezwała się ani słowem, a pierwszy z mówców powiedział:

— Zatrzymamy się tu na kilka dni w domu Władcy Re Albi, który, usłyszawszy o przybyciu naszego statku, zaofiarował nam swoją gościnność.

Wyczuła zastawioną pułapkę czy też zaciskającą się pętlę, choć nie wiedziała, skąd się wzięło to wrażenie. Zaraziła się od Krogulca jego poczuciem własnej słabości. W roztargnieniu skorzystała z tego, że wyglądała na zwyczajną gospodynię w średnim wieku. Ale czy było to pozorne? To także była prawda i sprawy te były subtelniejsze nawet niż pozory i zmiany kształtu czarnoksiężników. Pochyliła głowę i rzekła:

— Będzie to stosowniejsze ze względu na wygodę waszych lordowskich mości. Jak widzicie, żyjemy tu bardzo skromnie, tak jak czynił stary mag.

— I pijecie andradzkie wino — rzekł ten, który rozpoznał rocznik, przystojny mężczyzna o bystrym spojrzeniu i ujmującym uśmiechu. Kobieta, odgrywając swoją rolę, trzymała głowę spuszczoną. Lecz kiedy pożegnali się i wyszli gęsiego, wiedziała, że — na kogo by nie wyglądała i kim by nie była — jeśli nie wiedzieli jeszcze, że jest Tenar Noszącą Pierścień, dowiedzą się o tym niebawem. I dowiedzą się, że ona sama zna arcymaga i rzeczywiście stanowi ich drogę do niego, skoro są zdecydowani go odszukać.

Kiedy odeszli, wydała ciężkie westchnienie. Heather zrobiła to samo i wówczas w końcu zamknęła usta.

— To dopiero — powiedziała tonem głębokiego, pełnego zadowolenia i poszła zobaczyć, gdzie się podziały kozy.

Therru wyszła z ciemnego kąta za drzwiami, gdzie zabarykadowała się przed obcymi za pomocą łaski Ogiona, olchowego kija Tenar i swojej własnej leszczynowej witki. Poruszała się sztywno, bokiem, nie podnosząc wzroku, pochylając zniszczoną stronę twarzy w kierunku ramienia w sposób, którego prawie całkiem zaniechała, odkąd tutaj mieszkały. Tenar podeszła do dziecka i uklękła, by wziąć je w ramiona.

— Therru — rzekła. — Oni cię nie zranią. Nie chcą zrobić nic złego. Dziewczynka nie chciała na nią spojrzeć. Pozwalała Tenar obejmować się jak kloc drewna.

— Jeśli tak będziesz chciała, nie wpuszczę ich więcej do domu. Po chwili dziecko poruszyło się nieco i zapytało swoim chrapliwym, stłumionym głosem:

— Co oni zrobią Krogulcowi?

— Nic — odrzekła Tenar. — Żadnej krzywdy! Przychodzą… chcą okazać mu swój szacunek.

Lecz zaczynała zdawać sobie sprawę z tego, czym będzie dla niego usiłowanie oddawania mu honorów, zaprzeczając jego stracie, odmawiając mu jego żalu po tym, co utracił, zmuszając go do tego, by odgrywał rolę kogoś, kim już nie był.

Kiedy wypuściła Therru z objęć, ta poszła do komórki i przyniosła stamtąd miotłę Ogiona. Pracowicie zamiotła podłogę w miejscach, gdzie stali mężczyźni z Havnoru, zamiatając ich ślady, wymiatając za drzwi kurz z ich stóp. Przyglądając się jej, Tenar powzięła decyzję.

Podeszła do półki, na której stały trzy wielkie księgi Ogiona i przeszukała ją. Znalazła kilka gęsich piór i na wpół wyschniętą flaszkę atramentu, lecz ani skrawka papieru czy pergaminu. Nie chciała niszczyć czegoś tak świętego jak książka, ale zacisnęła zęby i wyrwała cienki pasek papieru z nie zapisanej wyklejki Księgi Runów. Usiadła przy stole, umoczyła pióro i zaczęła pisać. Ani atrament, ani słowa nie przychodziły łatwo. Nie pisała chyba niczego od czasu, kiedy siedziała przy tym samym stole ćwierć wieku temu, a Ogion zaglądał przez jej ramię, ucząc ją ruchów hardyckich i Wielkich Runów Mocy. Napisała: idź dębowa farma w dolinie środkowej do clerbrooka powiedz goha przysyła dbać o ogród i owce.