— Chcę ci zadać pewne pytanie, pani Ivy. W sprawie twego fachu. Wiedźma zmierzyła ją jadowitym spojrzeniem.
— Mego fachu, czyżby? Tenar skinęła głową.
— Chodź, zatem — rzekła Ivy wzruszywszy ramionami i poprowadziła ją uliczką Mili Lane do swego małego domu.
Nie był on siedliskiem infamii i kurcząt, jak dom Moss, lecz był domem czarownicy: belki gęsto zawieszone suszącymi się ziołami, ogień zasypany szarym popiołem z jednym maleńkim węgielkiem mrugającym jak czerwone oko, tłusty czarny kot z jednym białym wąsem, śpiący na wysokiej półce, i wszędzie obfitość małych pudełek, garnków, dzbanków, tacek i zakorkowanych butelek, wszystko aromatyczne, cierpkie, słodkie i dziwne.
— Co mogę dla ciebie zrobić, pani Goho? — zapytała oschle Ivy, kiedy znalazły się w środku.
— Powiedz mi, z łaski swojej, czy myślisz, że moja wychowanka Therru, ma jakiś dar do twojej sztuki — jakąś moc w sobie?
— Ona? Oczywiście — odrzekła wiedźma.
Rychła i lekceważąca odpowiedź nieco zbiła Tenar z tropu.
— No cóż — odezwała się — zdaje się, że Beech też tak sądził.
— Ślepy nietoperz w jaskini by to dostrzegł — powiedziała Ivy. — Czy to wszystko?
— Nie. Potrzebuję twojej rady. Kiedy zadam pytanie, będziesz mogła mi podać cenę odpowiedzi. Zgoda?
— Zgoda.
— Czy powinnam oddać Therru do terminu na czarownicę, kiedy będzie trochę starsza?
Ivy milczała przez chwilę, decydując się na swoje honorarium, jak sądziła Tenar. Zamiast tego odpowiedziała na pytanie.
— Nie wzięłabym jej — rzekła.
— Dlaczego?
— Bałabym się — odparła wiedźma, utkwiwszy nagle w Tenar dzikie spojrzenie.
— Bała? Czego?
— Jej! Czym ona jest?
— Dzieckiem. Dzieckiem, z którym brutalnie postąpiono!
— To nie wszystko, czym jest.
Mroczny gniew wstąpił w Tenar i zapytała:
— Czy w takim razie uczennica wiedźmy musi być dziewicą? Ivy wytrzeszczyła na nią oczy. Po chwili rzekła:
— Nie to miałam na myśli.
— A co miałaś na myśli?
— Chcę powiedzieć, że nie wiem, czym ona jest. Chcę powiedzieć, że kiedy patrzy na mnie tym jednym widzącym i jednym ślepym okiem, nie wiem, co widzi. Widzę, jak przechadzasz się z nią, jakby była pierwszym lepszym dzieckiem i myślę: „Czym one są?” Jaką siłę posiada ta kobieta, nie jest, bowiem wariatką, żeby trzymać za rękę ogień, żeby prząść nić trąbą powietrzną? Mówię, pani, że jako dziecko sama mieszkałaś z Dawnymi, Mrocznymi, Tymi, Którzy Są Pod Stopami, i że byłaś królową i sługą tych mocy. Może właśnie, dlatego nie boisz się tej. Jaką ona jest mocą, nie wiem, nie mówię. Lecz wiem, że to przekracza granice mojej wiedzy, czy Beecha, czy też wszystkich czarownic i czarodziejów, jakich kiedykolwiek znałam! Udzielę ci rady, pani, za darmo. Oto ona: Strzeż się! Strzeż się jej w dniu, w którym odnajdzie swoją siłę! To wszystko.
— Dziękuję ci, pani Ivy — odrzekła Tenar z ceremonialnością Kapłanki Grobowców Atuanu i wyszła z ciepłej izby aa słaby, przenikliwy wiatr końca jesieni.
Wciąż była rozgniewana. Nikt nie chciał jej pomóc — myślała. Wiedziała, że to zadanie przekracza jej siły, nie musieli jej tego mówić — lecz żadne z nich nie chciało jej pomóc. Ogion umarł, stara Moss deklamowała, Ivy ostrzegała, Beech trzymał się z dala, a Ged — jedyny, który naprawdę mógł pomóc — Ged uciekł. Umknął jak zbity pies i nie przysłał jej żadnego znaku ani wiadomości, nigdy nie pomyślał o niej czy o Therru, lecz tylko o swojej drogocennej hańbie. To było jego dziecko, jego wychowanka. To było wszystko, o co dbał. Nigdy nie troszczył się o nią, nie myślał o niej, tylko o mocy — jej mocy, swojej mocy, w jaki sposób mógł z niej korzystać, w jaki sposób mógł wydobyć z niej więcej mocy. Składając złamany Pierścień, tworząc Run, osądzając króla na tronie. A kiedy stracił swoją moc, wciąż była ona wszystkim, o czym potrafił myśleć: że została stracona, zgubiona, pozostawiła go samemu sobie, jego hańbie, jego pustce.
„Nie jesteś uczciwa” — rzekła Goha do Tenar.
„Uczciwa! — żachnęła się Tenar. — A czy on grał uczciwie?”
'Tak — odrzekła Goha. — Grał. Albo próbował.”
„Cóż, zatem może grać uczciwie z kozami, które wypasa; nic mnie to nie obchodzi” — odparła Tenar, mozolnie maszerując w stronę domu, na wietrze i w pierwszym, rzadkim, zimnym deszczu.
— Może dziś w nocy spadnie śnieg — powiedział dzierżawca Tlff, spotkawszy ją na drodze wśród łąk nad Kahedą.
— Śnieg tak wcześnie? Mam nadzieję, że nie.
I kiedy słońce było już nisko, chwycił mróz: deszczowe kałuże i poidła zaszkliły się, a potem pokryły się lodem; trzciny nad Kahedą znieruchomiały; sam wiatr ucichł jakby zamarznięty, niezdolny do tego, aby się poruszyć. Przy ogniu — wonniejszym niż ogień Ivy, gdyż drzewo pochodziło ze starej jabłoni, która została ścięta w sadzie zeszłej wiosny — usiadła Tenar i Therru, by prząść i rozmawiać po kolacji.
— Opowiedz historię o kocich duchach — poprosiła Therru swoim ochrypłym głosem, kiedy puściła w ruch kołowrotek, aby uprząść kłąb ciemnej, jedwabistej koziej wełny.
— To letnia historia. Therru zadarła głowę.
— Zimowe historie powinny być wielkimi historiami. Zimą uczysz się Stworzenia Ea, tak abyś mogła śpiewać ją na Długim Tańcu, gdy przyjdzie lato. Zimą uczysz się Zimowej Kolędy i Czynów Młodego Króla, a na Festiwalu Powrotu Słońca, kiedy słońce zwraca się na północ, żeby sprowadzić wiosnę, możesz je zaśpiewać.
— Nie umiem śpiewać — wyszeptała dziewczynka. Tenar odwijała uprzedzoną wełnę z kądzieli i zwijała ją w kłębek zgrabnymi i miarowymi ruchami rąk.
— Nie tylko głos śpiewa — rzekła. — Umysł śpiewa. Najładniejszy głos na świecie na nic się nie zda, jeśli umysł nie zna pieśni. — Rozsupłała ostatni kawałek nici, który został uprzedzony jako pierwszy. — Posiadasz siłę, Therru, a siła, która jest nieświadoma, jest niebezpieczna.
— Jak ci, którzy nie chcieli się uczyć — powiedziała Themi. — Dzicy. — Tenar nie wiedziała, co ma na myśli i rzuciła jej pytające spojrzenie. — Ci, którzy zostali na zachodzie — dodała Therru.
— Aha — smoki — w pieśni Kobiety z Kemay. Tak. Właśnie. A więc:, od której zaczniemy — jak wyspy zostały wydźwignięte z morza czy jak Król Morred przegnał Czarne Okręty?
— Wyspy — szepnęła Therru. Tenar miała raczej nadzieję, że wybierze Czyny Młodego Króla, ponieważ widziała twarz Lebannena jako oblicze Morreda; jednak wybór dziecka był słuszny.
— Bardzo dobrze — odrzekła. Podniosła wzrok na wielkie Księgi Wiedzy Ogiona na półce nad kominkiem, dodając sobie odwagi, że gdyby zapomniała, może znaleźć tam słowa; wciągnęła powietrze i zaczęła.
Przed snem Therru dowiedziała się o tym, jak Segoy wydźwignął z głębin Czasu pierwszą z wysp. Zamiast jej śpiewać, Tenar usiadła na łóżku otuliwszy dziewczynkę kołdrą i razem recytowały cicho pierwszą strofę pieśni Tworzenia. Tenar zaniosła małą lampkę oliwną z powrotem do kuchni, wsłuchując się w absolutną ciszę. Mróz skuł świat, uwięził go. Nie było widać żadnej gwiazdy. Ciemność napierała na pojedyncze okno kuchni. Od kamiennych podłóg ciągnęło chłodem. Wróciła do ognia, bo nie była jeszcze śpiąca. Wzniosłe słowa pieśni poruszyły jej ducha, a od czasu rozmowy z Ivy wciąż jeszcze była rozgniewana i niespokojna. Wzięła pogrzebacz, aby wzniecić mały płomień z polana znajdującego się w głębi kominka. Kiedy uderzyła w polano, dźwięk rozległ się echem na tyłach domu.