— Och, Therru! Niech cię uścisnę! — Usiadła przy stole z Therru w ramionach, choć dziewczynka stawała się zbyt duża, by ją przytulać i nigdy nie nauczyła się robić tego swobodnie. Tenar obejmowała ją i płakała, a Therru pochyliła swą pokrytą bliznami twarzyczkę ku twarzy Tenar, aż stała się ona mokra od łez.
Ged i Spark przyszli o zmierzchu z przeciwległych końców farmy. Spark najwidoczniej rozmawiał z Clearbrookiem i przemyślał sytuację, zaś Ged starał się ją ocenić. Bardzo niewiele mówiono przy kolacji, a i to ostrożnie. Spark nie uskarżał się na to, że nie odzyskał swojego własnego pokoju, lecz wdrapał się po drabinie na strych, jak na żeglarza przystało, i był najwidoczniej zadowolony z posłania, jakie przygotowała mu tam matka, gdyż nie wrócił na dół aż do późnego ranka. Zażądał wówczas śniadania i spodziewał się, że zostanie mu ono podane. Jego ojcu usługiwała matka, żona i córka. Czy był gorszym mężczyzną niż jego ojciec? Czy Tenar miała mu tego dowieść? Podała mu posiłek, uprzątnęła po nim ze stołu i powróciła do sadu, gdzie wraz z Therru i Shandy wypalała plagę gąsienic barczatki, która groziła zniszczeniem świeżo zawiązanych owoców.
Spark oddalił się, aby dołączyć do Clearbrooka i Tiffa. Odtąd przebywał głównie z nimi. Mijały dni. Ciężką pracę wymagającą muskułów, a także pracę fachową przy owcach i zbiorach wykonywali Ged, Shandy i Tenar, podczas gdy dwaj starcy, którzy spędzili tam całe życie, robotnicy ojca Sparka, oprowadzali go opowiadając, jak zarządzają farmą. Naprawdę wierzyli, że kierują tym wszystkim i dzielili się z nim tą wiarą. Tenar źle czuła się w domu. Jedynie pod gołym niebem, przy pracy w gospodarstwie, odczuwała ulgę w gniewie i wstydzie, jaki przynosiła jej obecność Sparka.
— Moja kolej — zwróciła się do Geda w rozgwieżdżonym mroku ich izby. — Kolej na mnie, by stracić to, z czego byłam najbardziej dumna.
— Co straciłaś?
— Swego syna. Syna, którego nie wychowałam na człowieka. Zawiodłam. Zawiodłam go. — Zagryzła wargę, wpatrując się w ciemność, nie uroniwszy łzy.
Ged nie próbował się z nią spierać ani odwodzić jej od żalu. Zapytał:
— Czy myślisz, że zostanie?
— Tak. Boi się spróbować powrotu na morze. Nie powiedział mi prawdy albo nie całą prawdę o swoim statku. Był drugim matem. Przypuszczam, że był zamieszany w przewóz kradzionych towarów. Piractwo z drugiej ręki. Nie dbam o to. Wszyscy gontyjscy żeglarze są po trosze piratami. Ale on kłamie. Kłamie. Jest o ciebie zazdrosny. Nieuczciwy, zawistny człowiek.
— Raczej przestraszony — odrzekł Ged. — Nie nikczemny. A to jest jego farma.
— To niech ją sobie weźmie! I oby była dla niego tak szczodra, jak…
— Nie, kochanie — przerwał Ged, powstrzymując ją zarówno głosem, jak rękoma. — Nie mów, nie wypowiadaj złego słowa! — Był tak natarczywy, tak szczerze przejęty, że jej gniew przemienił się całkowicie w miłość, która była jego źródłem i kobieta zawołała:
— Nie przeklęłabym jego ani tego miejsca! Nie chciałam tego! Tylko sprawia mi to taką przykrość, przynosi taki wstyd! Tak mi przykro, Ged!
— Nie, nie, nie. Moja droga, nie dbam o to, co ten chłopak o mnie myśli. Ale jest bardzo surowy dla ciebie.
— I dla Therru. Traktuje ją jak… Powiedział, powiedział do mnie: „Co ona zrobiła, że tak wygląda?” Co ona zrobiła…!
Ged pogłaskał ją po włosach, jak czynił to często. Lekka, powolna, powtarzająca się pieszczota usypiała ich oboje miłosną przyjemnością.
— Mógłbym znowu wyruszyć pasać kozy — rzekł wreszcie. — To by ci tu wszystko ułatwiło. Oprócz pracy…
— Wolałabym iść z tobą.
Pogłaskał ją po włosach i zdawał się rozważać jej słowa.
— Chyba moglibyśmy — powiedział. — Tam, na górze, nad Lissu, było parę rodzin wypasających owce. Ale później nadchodzi zima…
— Może zatrudniłby nas jakiś rolnik. Znam się na pracy… i owcach… a ty znasz się na kozach… i szybko uczysz się wszystkiego.
— Zdatny do wideł — mruknął. Odpowiedział mu jej przerywany śmiech.
Następnego ranka Spark wstał wcześnie, aby zjeść z nimi śniadanie, ponieważ wybierał się na ryby ze starym Tiffem. Wstał od stołu, mówiąc z większym poczuciem przyzwoitości niż zwykle:
— Przyniosę mnóstwo ryb na kolację.
Minionej nocy Tenar podjęła decyzję. Powiedziała:
— Czekaj. Możesz sprzątnąć ze stołu, Spark. Włóż naczynia do zlewu i polej je wodą. Zmyje sieje razem z naczyniami po kolacji. Gapił się przez moment, po czym rzekł zakładając czapkę:
— To babska robota.
— To robota każdego, kto je w tej kuchni.
— Nie moja — odparł stanowczo i wyszedł. Podążyła za nim. Stanęła na progu.
— Sokoła, a nie twoja? — zapytała.
Kiwnął tylko głową, przechodząc przez podwórze.
— Za późno — westchnęła, zawracając do kuchni. — Nie udało mi się. — Czuła zmarszczki na swej twarzy, ściągające skórę wokół ust, pomiędzy oczyma. — Można podlewać kamień — rzekła — lecz on nie urośnie.
— Trzeba zaczynać, kiedy są młodzi i niedojrzali — odparł Ged. — Jak ja.
Tym razem nie mogła się zaśmiać. Wracając do domu po całodziennej pracy, ujrzeli człowieka rozmawiającego ze Sparkiem przy bramie frontowej.
— To ten typek z Re Albi, prawda? — zapytał Ged, cieszący się doskonałym wzrokiem.
— Chodź, Therru — ponagliła Tenar, gdy dziecko stanęło w miejscu. — Jaki typek? — Była raczej krótkowidzem, więc spojrzała na podwórze mrużąc oczy. — Ach, to ten, jak mu tam, sprzedawca owiec, Townsend. Po co tu wrócił, padlinożerny kruk!
Przez cały dzień była w wojowniczym nastroju, więc Ged i Therru roztropnie zachowywali teraz milczenie.
Zbliżyła się do mężczyzn stojących przy bramie.
— Czy przyszedłeś w sprawie jagniąt, Townsend? Spóźniłeś się o rok, ale kilka tegorocznych jest jeszcze w owczarni.
— Tak też powiedział mi gospodarz — rzekł Townsend.
— Doprawdy? — burknęła Tenar.
Pod wpływem jej tonu, twarz Sparka pociemniała jeszcze bardziej.
— W takim razie, nie będę przeszkadzać tobie i gospodarzowi — stwierdziła i właśnie zbierała się do odejścia, kiedy Townsend powiedział:
— Mam dla ciebie wiadomość, Goha.
— Do trzech razy sztuka.
— Stara czarownica, wiesz, stara Moss, jest w złej formie. Powiedziała, jako że szedłem do Doliny Środkowej, powiedziała: „Powiedz pani Gosze, że chciałabym ją zobaczyć, zanim umrę, jeśli jest szansa, że przyjdzie”.
„Kruk, padlinożerny kruk” — pomyślała Tenar, spoglądając z nienawiścią na zwiastuna złych wieści.
— Jest chora?
— Śmiertelnie chora — odrzekł Townsend z głupim uśmiechem, który mógł wyrażać współczucie. — Zachorowała zimą i szybko traci siły, więc kazała ci powiedzieć, że bardzo chce cię zobaczyć, zanim umrze.
— Dziękuję ci za przyniesienie wiadomości — rzekła powściągliwie Tenar i odwróciła się, aby pójść do domu. Townsend poszedł ze Sparkiem do owczarni.
Kiedy przygotowywali obiad, Tenar powiedziała do Geda i Therru: — Muszę iść.
— Oczywiście — zgodził się Ged. — Cała nasza trójka, jeśli zechcesz.
— Naprawdę? — Po raz pierwszy tego dnia jej twarz pojaśniała, chmura burzowa rozwiała się. — Och — westchnęła — to… to dobrze… nie chciałam prosić, myślałam, że może… Therru, czy miałabyś ochotę wrócić do małego domku, domu Ogiona, na jakiś czas?
Therru stanęła nieruchomo, zastanawiając się.