Выбрать главу

— Dobrze, Claire — powiedział sztywno Barker — to kończy sprawę. Jutro zabieraj stąd swoje rzeczy. — Wargi Barkera wykrzywił grymas obrzydzenia. — Nie przypuszczałem, że skończysz jako padlinożerca.

Hawks odwrócił głowę i znalazł wzrokiem telefon na ścianie. Z niezręcznym pośpiechem nakręcił numer.

— Tu Ed — powiedział ze ściśniętym gardłem. — Czy jest możliwe, żebyś podjechała po mnie do tego sklepiku przy autostradzie? Tak, znów jestem bez samochodu. Dziękuję, będę tam czekał.

Odwiesił słuchawkę i odwrócił się. Napotkał oszołomiony wzrok Barkera.

— Jak to zrobiłeś, Hawks? — prawie wykrzyczał. — Jak ci się to udało?

— Będzie pan jutro w laboratorium? — spytał Hawks zmęczonym głosem.

Barker wpatrywał się w niego czarnymi, błyszczącymi oczami. Zrobił gest w stronę Claire i Conningtona.

— A co by mi zostało, Hawks, gdybym teraz stracił pana?

Rozdział VI

— Jesteś chyba zmęczony — powiedziała Elizabeth, kiedy w studiu rozjarzyły się fluorescencyjne światła i Hawks usiadł na kanapie.

Potrząsnął głową.

— Nie pracowałem zbyt ciężko. To ta sama stara historia. Kiedy byłem chłopcem na farmie, pracowałem do upadłego i nie miałem kłopotu z zaśnięciem. Budziłem się rano i czułem się wspaniale. Byłem wypoczęty, pełen energii, wiedziałem, co mnie tego dnia czeka i co zrobię. Nawet kiedy byłem zmęczony, czułem zadowolenie, czułem, że to, co robię, jest słuszne. Nawet kiedy oczy same zamykały mi się po kolacji, moje ciało było rozluźnione i szczęśliwe. Nie wiem, czy to jest zrozumiałe, jeżeli się tego samemu nie czuło, ale tak było.

A teraz tylko siedzę i myślę. W nocy nie mogę zasnąć i budzę się rano bardziej zmęczony niż wieczorem. Trzeba paru godzin, żebym odzyskał panowanie nad ciałem. Czasem czuję się lepiej nie dlatego, że przechodzi mi to roztrzęsienie, a dlatego, że ogarnia mnie rodzaj odrętwienia. Właściwie nigdy nie czuję się dobrze. Zawsze mam jakieś bóle niewiadomego pochodzenia. Patrzę na siebie w lustrze i widzę człowieka chorego, człowieka, któremu bym nie dowierzał, gdyby miał zostać moim współpracownikiem.

— Myślę, że kawa dobrze ci zrobi — powiedziała Elizabeth.

Hawks skrzywił się.

— Wolałbym herbatę, jeżeli masz.

— Chyba tak. Zobaczę. — Przeszła do oddzielonego kotarą kąta, gdzie mieściła się kuchenka elektryczna i kredens.

— Zresztą… — zawołał za nią — marudzę. Jeżeli nie masz herbaty, chętnie napiję się kawy.

* * *

Siedzieli obok siebie na kanapie pijąc herbatę. Elizabeth odstawiła filiżankę na stolik.

— Co się stało dziś w nocy? — spytała.

— Nie jestem do końca pewien. Kłopoty męsko-damskie, między innymi.

Elizabeth jęknęła.

— Nie te pospolite — powiedział Hawks.

— Tak podejrzewałam.

— Dlaczego?

— Bo nie jesteś pospolitym mężczyzną.

Hawks zmarszczył brwi.

— Chyba rzeczywiście nie. W każdym razie spotykam się z niecodziennymi reakcjami. Nie wiem, dlaczego.

— Czy chcesz wiedzieć, na czym polega to coś między tobą a kobietami?

Hawks spojrzał zdziwiony.

— Tak. Nawet bardzo.

— Traktujesz je jak ludzi!

— Naprawdę? — Potrząsnął głową. — Nie sądzę. Nigdy nie mogłem kobiet zrozumieć. Nie wiem, dlaczego robią większość tych rzeczy, które robią. Prawdę mówiąc, miałem dużo kłopotów w związku z nimi.

Elizabeth dotknęła jego dłoni.

— To mnie wcale nie dziwi. Ale nie o to chodzi. A teraz, pomyśl o czymś: jestem od ciebie dużo młodsza.

Hawks skinął głową z wyrazem zafrasowania.

— Myślałem o tym.

— To pomyśl jeszcze o czymś: nie jesteś czarujący, porywający ani dowcipny. Prawdę powiedziawszy, wyglądasz dość śmiesznie. Jesteś zbyt zajęty, żeby poświęcać mi zbyt wiele czasu i nawet gdybyś mnie zabrał gdzieś do nocnego lokalu, byłbyś tam czymś tak obcym, że nie miałabym z tego żadnej przyjemności. Za to dajesz mi jedną rzecz: pozwalasz, bym odczuła, że moje zasady są równie ważne dla mnie, jak twoje dla ciebie. Kiedy prosisz, żebym coś zrobiła, wiem, że nie obrazisz się, jeżeli odmówię. A jeżeli to zrobię, nie będziesz uważał, że zaliczyłeś punkt w jakiejś skomplikowanej grze. Ty nie próbujesz mnie wykorzystać ani zmienić. Zajmuję dla ciebie tyle samo miejsca na świecie, co i ty. Czy wiesz, jakie to rzadkie?

Hawks wyglądał na zdziwionego.

— Cieszę się, że tak to czujesz — powiedział wolno — ale nie myślę, żeby to była prawda. — Wstał i zaczął się przechadzać po pokoju, podczas gdy Elizabeth obserwowała go z lekkim uśmiechem.

— Kobiety… — zaczął z całą powagą. — Kobiety zawsze mnie fascynowały. Jako chłopak eksperymentowałem tak jak wszyscy. Szybko zorientowałem się, że życie nie przypomina tych historyjek, które chłopcy czytają pod ławką. Nie, u kobiety było coś… Nie chodzi o sprawy fizyczne; jakiś cel, którego nie mogłem zrozumieć. Frapowało mnie, że oto na tej samej planecie żyją obok mężczyzn inne istoty inteligentne i że to musi mieć jakiś cel. Gdyby kobiety służyły tylko do przedłużania gatunku, to po co byłaby im inteligencja? Prosty zestaw instynktów załatwiałby to samo. Zresztą te instynkty są i tak, po co więc inteligencja? Nie brakuje mężczyzn, żeby zmieniać środowisko fizyczne. Nie jest to zadanie dla kobiet. W każdym razie nie do tego jest im potrzebna inteligencja. Nigdy nie znalazłem na to odpowiedzi. Często się zastanawiałem.

Elizabeth uśmiechnęła się.

— Nie widzisz, że mówimy o tobie to samo?

— Może i tak — westchnął Hawks. — Ale to nie zbliża mnie do odpowiedzi na moje pytanie.

— Może wkrótce ją znajdziesz — powiedziała cicho Elizabeth. — A dlaczego tymczasem nie chcesz się ze mną kochać?

Hawks spojrzał na nią okrągłymi oczami.

— Na litość boską, Elizabeth! Za mało się znamy!

— To właśnie miałam na myśli — powiedziała Elizabeth, rumieniec znikał z jej twarzy. — A teraz, doktorze, może jeszcze herbaty?

* * *

Elizabeth wróciła do pracy przy desce kreślarskiej siedząc z obcasami zaczepionymi o poprzeczkę stołka. Smużka dymu unosiła się z popielniczki przyszpilonej do skraju deski. Co jakiś czas, kiedy dym dochodził do twarzy, mrużyła oczy i klęła dziecinnie pod nosem, po czym uśmiechała się do Hawksa, który siedział na niskim pufie obejmując rękami kolana.

— Na uczelni kochałem się w pewnej dziewczynie — mówił. — Bardzo ładnej dziewczynie z Chicago. Była bardzo inteligentna i nade wszystko, taktowna. Znała tyle rzeczy, których ja nie znałem: sztuki, opery, koncerty, wszystko to, co można mieć w wielkim mieście. Strasznie jej zazdrościłem z tego powodu i bardzo ją podziwiałem, ale nigdy nie próbowałem skorzystać z jej wiedzy, wydawało mi się, że gdyby mi o tym opowiedziała, to odbierałbym jej coś, co zdobyła i co stanowiło jej własność. Sam usiłowałem dzielić się z nią wszystkim. Uważałem, że tak znakomita osoba potrafi ocenić, czy jestem coś wart. Dość, że zagadywałem ją na śmierć.

Elizabeth odłożyła ołówek i patrzyła na Hawksa.

— Czasem byliśmy sobie bardzo bliscy, a czasem się oddalaliśmy. Zawsze żyłem w strachu, że mogę ją stracić. A pewnego dnia, tuż przed ostatnimi egzaminami, powiedziała do mnie bardzo taktownie: „Ed, może byśmy się tak trochę rozerwali? Zabierz mnie gdzieś, gdzie moglibyśmy coś wypić i potańczyć. Potem moglibyśmy posiedzieć gdzieś w samochodzie i nic nie mówić”. Coś mnie wtedy naszło — ciągnął Hawks — i w mgnieniu oka odkochałem się. I nigdy już do niej nie podszedłem.