— O — powiedziała bez wyrazu. Jej spojrzenie przeniosło się na twarz Hawksa. Oczy miała jasnozielone z żółtobrązowymi plamkami, źrenice zwężone od słońca.
— Claire, to jest doktor Hawks — powiedział Connington cierpliwie. — Jest wiceprezesem do spraw naukowych w głównych zakładach. Telefonowałem i zapowiedziałem nas. Po co te sztuczki? Chcemy porozmawiać z Alem.
Zrobiła gest ręką.
— Siadajcie. Zaraz wyjdzie z wody.
Connington niezgrabnie opuścił się na trawę. Hawks po chwili precyzyjnie usiadł po turecku na skraju ręcznika. Claire też usiadła, podciągnęła kolana pod brodę i przyjrzała się Hawksowi.
— Jaką pracę chce pan zaproponować Alowi? — spytała.
— Taką, jaką lubi — wtrącił Connington. Kiedy Claire się uśmiechnęła, spojrzał na Hawksa i powiedział:
— Wie pan, stale zapominam. Przyjeżdżam tu z radością, a potem widzę ją i przypominam sobie, jaka ona jest.
Claire Pack nie zwracała na niego uwagi. Patrzyła na Hawksa z rozchylonymi wargami, wyraźnie zaintrygowana.
— Taką, jaką Al lubi? Nie wygląda pan na człowieka związanego z awanturnictwem. Jak pan ma na imię? — Spojrzała przez ramię na Conningtona. — Daj mi papierosa.
— Edward — odpowiedział cicho Hawks. Patrzył, jak Connington sięga do wewnętrznej kieszeni marynarki, wyjmuje nie napoczętą paczkę papierosów, otwiera ją, wytrząsa jednego papierosa i częstuje Claire.
— Zapal — powiedziała, nie patrząc na Conningtona. — Będę do pana mówić Ed — uśmiechnęła się do Hawksa. Jej oczy pozostały spokojne, nieruchome.
Connington za jej plecami otarł usta wierzchem dłoni, zacisnął je na filtrze papierosa i zapalił swoją wysadzaną rubinami zapalniczką. Filtr był w czerwonym papierze, żeby maskować ślady szminki. Pociągnął raz, wsunął papierosa w uniesione palce Claire i schował paczkę do kieszeni.
— Bardzo proszę — powiedział Hawks z lekkim uśmiechem. — A ja będę do pani mówił Claire.
Uniosła jedną brew, zaciągając się papierosem.
— Zgoda.
Connington wychylił się zza ramienia Claire. Jego oczy wyrażały bolesną urazę, ale było w nich coś jeszcze. Coś jakby rozbawienie, kiedy powiedział: — Dziś sami manipulanci, doktorze. I każdy ciągnie w swoją stronę. Ostre towarzystwo. Radzę uważać.
— Postaram się — powiedział Hawks.
— Nie wydaje mi się, żeby Ed był łatwym kąskiem — powiedziała Claire, mierząc Hawksa spojrzeniem.
Hawks nie odezwał się. Mężczyzna w basenie przestał pływać i szedł, rozgarniając wodę rękami. Krótkie, płowe włosy spływały mu z czubka małej, okrągłej głowy. Miał wydatne kości policzkowe, wąski nos i przystrzyżone wąsy. Jego oczy były nieczytelne z tej odległości, przy odblaskach słońca igrających na mokrej twarzy.
— Takie jest życie — mówił Connington ze złośliwą satysfakcją do Claire Pack, nie zauważając wzroku Barkera. — Piękne i naukowe. Wszystko się równoważy. Nic się nie marnuje. Nikt nie wygrywa z doktorem Hawksem.
— Poznaliśmy się z panem Conningtonem dziś po południu — powiedział Hawks.
Claire Pack roześmiała się z metalicznym podźwiękiem.
— Czy jest pan człowiekiem, któremu można zaproponować drinka?
— Myślę, że to też nie pomoże — warknął Connington.
_ Zamknij się — powiedziała Claire. — Więc jak? — Uniosła nieco termos, który sprawiał wrażenie prawie pustego. — Szkocka z wodą?
— Dziękuję, chętnie. Czy pan Barker wolałby, żebym się odwrócił, kiedy będzie wychodził z basenu i zakładał protezę?
— Niech pan na nią uważa — powiedział Connington. — Kiedy już zrobi pierwsze wrażenie, potem się tak nie narzuca.
Claire roześmiała się, odrzucając głowę do tyłu.
— Jak będzie chciał wyjść, to wyjdzie. Może nawet chciałby, żebym sprzedawała bilety na to przedstawienie. Niech się pan o niego nie martwi, Ed. — Odkręciła przykrywkę termosu, wyjęła korek i nalała whisky do plastykowej nakrętki. — Nie mam tu drugiej szklanki ani lodu, Ed, ale jest jeszcze zimna. Może być?
— Ależ tak, Claire. — Hawks wziął kubeczek i pociągnął mały łyk. — Bardzo dobra. — Trzymając naczynie czekał, aż Claire naleje sobie.
— A ja? — odezwał się Connington.
Patrzył, jak falują włosy na karku Claire, jego oczy były ukryte w cieniu.
— Przynieś sobie szklankę z domu — powiedziała i pochyliwszy się trąciła swoją szklanką kubek Hawksa. — Za dobrze zrównoważone życie.
Hawks lekko się uśmiechnął i wypił. Claire położyła mu rękę na kostce.
— Czy mieszka pan gdzieś w pobliżu, Ed?
— Ona będzie się z panem drażnić, zaczepiać pana, a potem pana przeżuje i wypluje. Wystarczy dać jej najmniejszą szansę. To największa diablica obu Ameryk. Ale, oczywiście, Barker musi mieć kogoś takiego koło siebie.
Claire odwróciła głowę i ramiona, po raz pierwszy patrząc wprost na Conningtona.
— Czyżbyś chciał mnie do czegoś zachęcić, Connie? — spytała słodkim głosem.
Jakiś cień przebiegł przez twarz Conningtona.
— Doktor Hawks przyszedł tutaj w interesach — powiedział.
— Każdy zawsze załatwia jakiś interes — odcięła się Claire. — Każdy, kto jest coś wart. Każdy czegoś chce. Czegoś, co jest ważniejsze od wszystkiego innego. Czyż nie tak, Connie? A teraz ty pilnuj swoich interesów, a ja zajmę sie swoimi. — Wróciła wzrokiem do Hawksa w chwili, gdy się tego nie spodziewał. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. — Jestem pewna, że Ed da sobie radę sam — powiedziała.
Connington zaczerwienił się, poruszył ustami, jakby chciał coś powiedzieć, odwrócił się na pięcie i odszedł. Claire Pack uśmiechnęła się zagadkowo do siebie.
Hawks pociągnął whisky.
— On już nie patrzy. Może pani zdjąć rękę z mojej nogi.
Uśmiechnęła się leniwie.
— Connie? Pastwię się nad nim, żeby mu sprawić przyjemność. Przyjeżdża tu stale, odkąd poznał Ala i mnie. Rzecz w tym, że nie może tu przyjeżdżać sam. Z powodu zakrętu na ścieżce. Mógłby, gdyby zrezygnował z tego wielkiego samochodu, albo gdyby przyjechał z kobietą, która by mu pomogła. Ale on nigdy nie zabiera kobiety i nie chce zrezygnować ani z tego samochodu, ani z butów. Dlatego za każdym razem przyjeżdża z innym mężczyzną. — Uśmiechnęła się. — Sam się o to prosi, rozumie pan? On to lubi.
— A ci mężczyźni, z którymi przyjeżdża? Czy rzeczywiście przeżuwa ich pani i wypluwa?
Claire odrzuciła głowę do tyłu i wybuchnęła śmiechem.
— Są różni mężczyźni. Jedyni, którzy są warci, żeby się nimi zajmować, to ci, którzy nie dają się załatwić za pierwszym razem.
— Ale po pierwszym razie są następne, prawda? Poza tym, nie chodziło mi o to, że to Connington na nas patrzy. Miałem na myśli Barkera. Właśnie wychodzi z basenu. Czy specjalnie położyła pani jego protezę w takim miejscu, żeby nie mógł po nią sięgnąć? Czy tylko dlatego, żeby wykazać się przed kolejnym nowym mężczyzną swoim okrucieństwem? Czy żeby sprowokować Barkera?
Przez chwilę skóra wokół jej ust jakby zwiotczała.
— Czy chce pan sprawdzić, ile w tym jest prawdy, a ile pozy? — Znów całkowicie panowała nad sobą.
— Nie podejrzewam, że to poza. Ale za mało panią znam, żeby mieć pewność — odpowiedział spokojnie Hawks.
— Ja też za mało pana znam, Ed.
Hawks milczał przez chwilę.
— Czy jest pani przyjaciółką Barkera od dawna? — spytał wreszcie.