6.
Hawks L ściągnął przez głowę pomarańczową podkoszulkę i stał obok stołu ubrany tylko w spodnie od kombinezonu otrzepując talk z włosów i z twarzy. Widać mu było wszystkie żebra.
— Powinien pan wyjść trochę na słońce, Hawks — powiedział Barker przysiadając na skraju stołu i mierząc Hawksa krytycznym spojrzeniem.
— Tak — zgodził się Hawks w zamyśleniu, zastanawiając się, dlaczego nie ma sposobu sprawdzenia, czy jako dziecko na wsi sypiał pod kocem czy pod kołdrą. — Tak, to możliwe. Powinienem mieć trochę więcej czasu teraz, kiedy rzeczy pójdą swoim trybem. Może pochodzę z moją dziewczyną na basen, albo coś. Nie wiem.
W lewej ręce trzymał kawałek papieru, zmięty i wilgotny od potu. Trzymał go tak przez cały czas od chwili, kiedy został zamknięty w skafandrze. Spróbował go teraz delikatnie rozwinąć, żeby nie podrzeć.
— Czy pamięta pan coś z tego, co działo się z nami na Księżycu po wyjściu z formacji? — spytał Barker.
Hawks potrząsnął głową.
— Nie, prawie natychmiast straciłem kontakt z Hawksem K. I jeszcze radzę pamiętać, że nigdy nie byliśmy na Księżycu.
Barker roześmiał się.
— Dobrze. Ale co za różnica, czy się było, czy się pamięta, że się było?
— Nie wiem — mruknął Hawks zajęty kartką. — Może marynarka napisze nam w sprawozdaniu, co Hawks K i Barker K robili potem. To może nam coś wyjaśnić. Podejrzewam, że tak będzie.
Barker znów się roześmiał.
— Dziwny z pana okaz, Hawks.
Hawks spojrzał na niego spod oka.
— To mnie według pana podsumowuje, co? Otóż ja nie jestem Hawksem. Pamiętam, że byłem Hawksem, ale zostałem zrobiony w odbiorniku jakieś dwadzieścia pięć minut temu i po raz pierwszy widzę pana na oczy.
— Dobra, dobra — przez śmiech powiedział Barker. — Niech się pan odpręży!
Hawks przestał zwracać na niego uwagę. Wreszcie rozwinął kartkę i choć tusz był rozmazany, odczytał ją bez trudu. Ostatecznie było to jego własne pismo i wiedział, co tam jest napisane.
Pozdrów ją ode mnie.
Algis Budrys jest pisarzem amerykańskim pochodzenia litewskiego, jak wskazuje niedwuznacznie nazwisko. Rozkwit jego twórczości przypada na okres od końca lat pięćdziesiątych do końca siedemdziesiątych. Napisał garść interesujących opowiadań i kilka ważnych powieści. „Who?” (Kto?) z roku 1958 mówi o wybitnym amerykańskim fizyku, który za granicą ulega wypadkowi i wraca zrekonstruowany przez Rosjan. Czy jeszcze jest sobą? Czy można mu ufać? A może został przekształcony w tajną broń? „Michaelmas” z roku 1977 jest przypowieścią o wszechmocy środków masowego przekazu. W niedalekiej przyszłości faktycznym władcą świata jest popularny dziennikarz telewizyjny, korzystający z pomocy superkomputera.
Przedstawiamy Państwu właśnie „Ten cholerny Księżyc” z roku 1960 to odwieczny temat — bohater, reprezentant gatunku homo sapiens wykonuje nadludzkie zadanie. Kłania się z daleka Herkules i rycerze Okrągłego Stołu, a z bliska choćby bohater „Arsenału” Marka Oramusa.
Powieść Budrysa nosi wszystkie znamiona swojego czasu — pierwsze rosyjskie loty w kosmos, oczarowanie elektroniką (zabawnie przestarzałą). Czytana dzisiaj, okazuje się książką o innym, ale przeszłym świecie. Przede wszystkim jednak jest opowieścią o człowieku jako istocie może i nieznośnej, ale wiecznie szukającej, pytającej i badającej z narażeniem życia coraz to nowe obszary.
L.J.