Claire Pack uśmiechnęła się wyzywająco i skinęła głową.
Hawks też kiwnął głową, jakby uzyskał potwierdzenie jakiejś teorii.
— Connington miał rację — powiedział.
Barker miał długie ręce, płaski owłosiony brzuch i ubrany był w granatowe kąpielówki. Był szczupłym, żylastym mężczyzną.
— Dzień dobry — powiedział krótko, szybkim krokiem przemierzając trawnik. Podniósł termos i napił się prosto z niego odrzucając głowę do tyłu. Sapnął z zadowolenia, postawił termos obok Claire, otarł usta i usiadł. — O co więc chodzi? — spytał.
— Al, to jest doktor Hawks — wyjaśniła Claire obojętnym tonem. — Nie lekarz, tylko ktoś z Continental Electronics. Chce z tobą porozmawiać. Przywiózł go Connie.
— Miło mi pana poznać — powiedział Barker serdecznie wyciągając rękę. Na skórze miał blizny po oparzeniach. Połowa jego twarzy zdradzała subtelne ślady operacji plastycznej. — Znam pańską pozycję naukową. Jestem pełen podziwu.
Hawks uścisnął mu dłoń.
— Nigdy nie spotkałem Anglika imieniem Al — powiedział.
Barker roześmiał się.
— Prawdę mówiąc, taki ze mnie Anglik, jak z koziej nogi telefon. Jestem Indianinem.
— Dziadkowie Ala byli Apaczami Mimbrenio — wtrąciła Claire z jakąś szczególną intonacją. — Jego dziadek był najbardziej niebezpiecznym człowiekiem na całym kontynencie. A jego ojciec znalazł złoża srebra uznawane za największe na świecie. Czy nadal tak jest, kochanie? — I nie czekając na odpowiedż dodała: — A sam Al studiował na najlepszych uniwersytetach.
Twarz Barkera stężała, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe zbielały. Sięgnął gwałtownie po termos. Claire uśmiechnęła się do Hawksa.
— Al ma szczęście, że nie mieszka w rezerwacie. Prawo federalne zabrania sprzedaży alkoholu Indianom.
Barker spojrzał na nią z rozbawieniem i wsunął dłoń w jej włosy.
— Niech się pan nie da zwieść, doktorze. Ona tylko tak żartuje. — Jakby przez nieuwagę jego palce zacisnęły się na kosmykach włosów. — Claire lubi sprawdzać ludzi. Czasem w ten sposób, że się na nich rzuca. To nic nie znaczy.
— Wiem — powiedział Hawks. — Ale ja tu przyjechałem do pana.
Barker jakby nie usłyszał i zmierzył Hawksa zimnym spojrzeniem.
— To ciekawe, jak się poznaliśmy z Claire. Siedem lat temu byłem na wspinaczce w Alpach. Trawersowałem pionową ścianę, wymagało to asekuracji lin i haków, i za występem spotkałem się z Claire. — Teraz jego dłoń pieściła jej włosy. — Siedziała z jedną nogą nad przepaścią, zapatrzona w dolinę i pogrążona w marzeniach. Ot, tak. Bez żadnego ostrzeżenia. Zupełnie jakby siedziała tam od początku świata.
Claire roześmiała się cicho, oparła o Barkera i dopiero wtedy spojrzała na Hawksa.
— Prawdę mówiąc — powiedziała — weszłam tam łatwiejszą drogą w towarzystwie dwóch francuskich oficerów. Chciałam zejść drogą, którą Al podchodził, ale oni twierdzili, że to zbyt niebezpieczne i nie poszli. — Wzruszyła ramionami. — Wróciłam więc z Alem. W gruncie rzeczy nie jestem wcale skomplikowana.
— Zanim to się stało, musiałem trochę poturbować tych Francuzów. Jednego z nich zabrał helikopter. I odtąd zawsze pamiętam, jak jej należy pilnować.
— Jestem kobietą wojownika — uśmiechnęła się Claire. Poruszyła się nagle i Barker opuścił rękę. — W każdym razie oboje chcemy w to wierzyć. Minęło siedem lat i nikt mnie jeszcze nie porwał. — Uśmiechnęła się czule do Barkera, żeby zaraz znów przybrać wyzywający wyraz twarzy. — Może pan coś powie Alowi na temat tej proponowanej pracy?
— Pracy? — uśmiechnął się Barker. — Chcesz powiedzieć, że Connie rzeczywiście przyjechał tu służbowo?
Hawks przyglądał się przez chwilę badawczo Claire i Barkerowi, potem podjął decyzję.
— Dobrze. Rozumiem, panie Barker, że jest pan człowiekiem sprawdzonym przez odpowiednie władze.
Barker skinął głową.
— Tak. Czasem wykonuję jakieś zadania dla władz — uśmiechnął się do jakichś swoich wspomnień.
— W takim razie chciałbym z panem porozmawiać w cztery oczy.
Claire podniosła się leniwie, obciągając kostium kąpielowy na biodrach.
— Pójdę poleżeć trochę na trampolinie. Naturalnie, gdybym była wytrawnym, sowieckim szpiegiem, miałabym ukryte w trawie mikrofony.
Hawks potrząsnął głową.
— Wcale nie. Gdyby pani była wytrawnym szpiegiem, miałaby pani jeden mikrofon kierunkowy, na przykład na trampolinie. To by całkowicie wystarczyło. Jeśli to panią ciekawi, chętnie kiedyś pokażę, jak się tym posługiwać.
Claire roześmiała się.
— Doktor Hawks zawsze wie lepiej. Będę musiała się tego nauczyć. — Odeszła leniwie kołysząc biodrami.
Barker odprowadzał ją wzrokiem, póki nie doszła na drugi koniec basenu i nie ułożyła się na trampolinie. Dopiero wtedy odwrócił się do Hawksa.
— Idzie piękna jak noc, nawet w blasku dnia — powiedział.
— Zdaje się, że pan to lubi.
— O, tak. Mówiłem poważnie. Cokolwiek ona robi lub mówi, musi pan pamiętać jedno. Ona jest moja. Nie dlatego, że jestem bogaty, dobrze wychowany czy uroczy. Jestem bogaty, ale ona jest moja prawem zdobywcy.
Hawks westchnęął.
— Panie Barker, jest mi pan potrzebny, żeby dokonać czegoś, czego może dokonać bardzo niewielu ludzi na świecie. A może pan jest jedyny. Tak czy owak, nie mam czasu, żeby szukać tych innych. Czy zechciałby pan spojrzeć na te fotografie?
Hawks sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął kopertę. W środku było kilka fotografii. Przejrzał je z uwagą w taki sposób, że tylko on widział, co przedstawiają, wybrał jedną i podał Barkerowi.
Ten obejrzał ją z zainteresowaniem marszcząc czoło i po chwili oddał Hawksowi, który dołączył fotografię do pozostałych. Zdjęcie przedstawiało krajobraz na pierwszy rzut oka składający się z czarnych, bazaltowych bloków i srebrzystych obłoków. W tle widniały dalsze chmury pyłu i asymetryczne cienie. Stopniowo ujawniały się dalsze szczegóły, w których oko gubiło się i musiało zaczynać od początku.
— To piękne — powiedział Barker. — Co to jest?
— To jest miejsce — odparł Hawks. — A może nie. Może to budowla albo coś żywego. Ale znajduje się to w określonym miejscu, do którego mamy łatwy dostęp. Co do piękności, to proszę zauważyć, że jest to zdjęcie zrobione w jedną pięćsetną sekundy i to osiem dni temu. — Podał Barkerowi kilka następnych fotografii. — Chciałbym, żeby pan obejrzał i te zdjęcia. To ludzie, którzy tam byli.
Barker przyglądał mu się z dziwnym wyrazem twarzy. Hawks ciągnął dalej.
— To pierwszy człowiek, który tam poszedł. Wówczas nie przedsiębraliśmy większych środków ostrożności niż przy każdej innej ryzykownej wyprawie. To znaczy, daliśmy mu najlepsze wyposażenie specjalne, jakim rozporządzaliśmy.
Barker wpatrywał się teraz w zdjęcie zafascynowany. Palce mu drgnęły i omal nie wypuścił fotografii. W kurczowym uścisku wygiął brzeg papieru i kiedy oddawał zdjęcie, widoczny był na jego skraju wilgotny odcisk palców.
Hawks podał mu następne.
— Tu są dwaj ludzie. Sądziliśmy, że zespół będzie miał większe szanse. — Zabrał zdjęcie i pokazał następne. — Tu jest czwórka. — Schował fotografię i milczał przez chwilę. — Potem zmieniliśmy całkowicie metodę. Skonstruowaliśmy specjalne urządzenie i odtąd nikt już nie zginął. To jest ostatni. — Podał Barkerowi zdjęcie. — Nazywa się Rogan.