Выбрать главу

Portier spoglądał na niego niepewnie, nie opuszczając broni. W końcu zapytał:

— Co pan tam robił, na zewnątrz?

— Przyjechałem z Greenville — odparł Keith — ostatnim pociągiem na Dworzec Centralny. Otrzymałem wiadomość, że mój brat jest poważnie chory, i zaryzykowałem próbę dostania się do domu — to tylko parę przecznic dalej. Nie wiedziałem, że to tak źle wygląda. Teraz kiedy już wiem… no, wolę pójść do domu rano.

Portier patrzył na niego poważnie.

— Niech pan nie opuszcza rąk — powiedział w końcu.

Położył strzelbę na kontuarze, ale trzymał palec na spuście jednocześnie wyjmując drugą ręką pistolet z szuflady.

— Niech się pan odwróci tyłem do mnie. Muszę się upewnić, że nie ma pan broni.

Keith odwrócił się i stał spokojnie słuchając, jak portier wychodzi zza kontuaru. Nie ruszał się, kiedy tamten przytknął mu do pleców twardą lufę pistoletu i szybko przesunął ręką po kieszeniach.

— W porządku — powiedział portier. — Chyba jest pan czysty. W każdym razie zaryzykuję. O tej porze psa nie wygnałbym z domu.

Keith westchnął z ulgą i odwrócił się. Portier znów stał za kontuarem, ale już nie mierzył do Keitha.

— Ile jestem panu winien za szybę? I ile za pokój, jeśli jest jakiś wolny?

— Jasne, mamy pokój. Sto kredytek wystarczy za jedno i drugie. Jednak najpierw niech mi pan pomoże. Przeniesiemy ten stojak z książkami i gazetami, i zastawimy nim drzwi. Jest na tyle wysoki, że zasłoni dziurę w szybie. W każdym razie przytrzyma kotarę, a jeśli ta nie będzie się kołysała, z zewnątrz nikt nie zobaczy światła.

— Dobry pomysł — powiedział Keith. Chwycił jeden koniec stojaka, a portier drugi i przesunęli go do drzwi nie podnosząc z podłogi.

Wzrok Keitha przyciągnęły tytuły kilku kieszonkowych wydań na półce z książkami. Szczególnie jedna, zatytułowana Czy zamglenie jest tego warte? Postanowił wziąć kilka tych książek ze sobą do pokoju. Sprawdził cenę — dwie i pół kredytki. Najwidoczniej przeliczenie: jedna kredytka — dziesięć centów, obowiązywało i w tym wypadku.

To oznaczało, że sto kredytek — dziesięć dolarów — za szybę i pokój było dość umiarkowaną ceną, niemal okazją. Niemal? Cholera, to była okazja. Wolałby oddać wszystkie pieniądze, jakie mu zostały — sporo ponad tysiąc kredytek — niż jeszcze raz wyjść tej nocy w mrok na Czterdziestej Drugiej Ulicy.

To przypomniało mu o jeszcze jednej zagadce. Był przekonany, że na południowej stronie tej ulicy między Szóstą i Broadwayem nie ma żadnego hotelu. To znaczy, nie było takiego hotelu tam, skąd Keith przybył. A to oznacza…

Dał spokój rozmyślaniom i podszedłszy za portierem do kontuaru, wpisał się do książki. Wyjął z portfela stukredytkowy banknot i dołożył jeszcze pięćdziesiąt kredytek.

— Chcę wziąć sobie dwie czy trzy książki z tych na stojaku. Proszę zatrzymać resztę.

To oznaczało czterodolarowy napiwek dla portiera.

— Jasne, dzięki, panie Winton. Oto pański klucz. Trzysta siedem; to na trzecim piętrze. Będzie pan musiał wejść po schodach i sam odszukać swój pokój. Widzi pan, zamykamy o zachodzie słońca, więc nie ma teraz chłopców hotelowych. Tylko ja muszę pilnować interesu.

Keith kiwnął głową i schował klucz do kieszeni. Wrócił do stojaka z książkami i gazetami.

Najpierw wziął Czy zamglenie jest tego warte? Nie miał wątpliwości, że musi się zapoznać z treścią.

Powiódł wzrokiem po innych tytułach. Niektóre z nich były znajome. Inne nie.

Porwał z półki Historię świata H.G. Wellsa. Z tej książki mógł się dowiedzieć wielu interesujących go rzeczy.

A trzecia pozycja? Było tam sporo prozy, ale on potrzebował czegoś bardziej krwistego. Czegoś, co dałoby mu więcej skoncentrowanych informacji.

Na półkach stało około pół tuzina książek o kimś nazwiskiem Dopelle. Gdzie też już słyszał to nazwisko? Ach tak, widział je w New York Timesie. To generał dowodzący całą flotą kosmiczną Ziemi.

Człowiek nazwiskiem Dopelle, Opowieść o Dopelle, Dopelle — bohater Kosmosu. I kilka innych.

Skoro wśród niewielu niebeletrystycznych pozycji na stojaku znalazło się aż tyle książek o nim, Dopelle musiał być kimś, o kim warto było coś wiedzieć. Keith wybrał Opowieść o Dopelle i nawet się bardzo nie zdziwił widząc, że napisał ją Paul Gallico.

Podniósł książki w górę, żeby portier widział, ile bierze, i ruszył ku schodom, zanim ogarnęła go pokusa dokupienia jeszcze książek lub magazynów do tych, które już miał; jeszcze nie przeczytał tych z Greenville.

Miał już więcej lektury, niż był w stanie przetrawić przez resztę nocy, nawet gdyby czytał bardzo pobieżnie i krótko spał. A będzie musiał trochę się zdrzemnąć, nieważne jak interesująca okaże się ta lektura. Spacer na trzecie piętro udowodnił mu, że jest bardzo zmęczony. Zranione ramię bolało go coraz bardziej. I knykcie prawej dłoni zaczęły dokuczać jak wszyscy diabli; wprawdzie nie rozciął ich o szkło, ale mocno uderzył, tak że każdy ruch palcami powodował dotkliwy ból.

W przyćmionym świetle korytarza znalazł swój pokój; wszedł i zapalił światło. Pokój był miły i wygodny, z zapraszająco wyglądającym łóżkiem, na które Keith spojrzał tęsknie. Jednak nie odważył się w nim spocząć. Najpierw musi dowiedzieć się paru rzeczy, które może znaleźć w książkach kupionych w recepcji. Te wiadomości mogły go uratować jutro przed popełnieniem pomyłki równie przykrej w skutkach, co dzisiejsza decyzja wyjścia z Dworca Centralnego. Tylko dzięki szczęściu wyszedł z t e g o cało.

Rozebrał się na tyle, by było mu wygodnie i siadł do lektury, celowo wybierając twardsze z dwóch krzeseł, żeby mniej morzył go sen. Wiedział, że gdyby położył się na łóżku, nie byłby w stanie czytać dłużej niż pół godziny.

Najpierw wziął do ręki Czy zamglenie jest tego warte? Tę przerzuci szybko i przynajmniej się dowie, co to takiego to zamglenie.

Na szczęście historia zamglenia była dość dobrze streszczona w pierwszym rozdziale. Zostało opracowane — jak się dowiedział — przez niemieckiego profesora w roku 1934, wkrótce po zniszczeniu Chicago i Rzymu przez statki arkturiańskie. Zniszczenie Chicago, w którym straciło życie blisko dziewięć milionów ludzi, miało miejsce na początku 1933 roku, a zniszczenie Rzymu kilka miesięcy później.

Po zagładzie Chicago wszystkie większe miasta wprowadziły natychmiast obowiązkowe zaciemnienie — ale zaciemnienie nie uratowało Rzymu.

Rzym, mimo że doskonale zaciemniony, uległ zniszczeniu tak samo jak Chicago. Jednak na całe szczęście statek arkturiański — ten, który wystrzelił pociski — został przechwycony przez Dopelle i kilku członków załogi wzięto do niewoli.

Dzięki pomocy kogoś lub czegoś nazywanego Mekky (autor książki zakładał, iż wszyscy czytelnicy wiedzą wszystko o Mekkym, więc nie trudził się wyjaśnianiem) dowiedziano się od pozostałych przy życiu Arkturian, że ich statek był wyposażony w detektory wykrywające nieznane dotąd promieniowanie — nie świetlne, lecz emitowane przez źródła elektryczne.

W ten sposób mogli dzięki swym detektorom zlokalizować miasto, mimo że światła paliły się jedynie wewnątrz budynków, ponieważ mury przepuszczały te tak zwane promienie epsilon, tak samo jak fale radiowe.

Przez jakiś czas wydawało się, że bezpieczeństwo Ziemi może zagwarantować tylko powrót do świec i lamp gazowych. (Elektryczności można było nadal używać do oświetlania wnętrz w ciągu dnia, ponieważ światło słoneczne wygaszało promienie epsilon, zanim opuściły one atmosferę).