Выбрать главу

Wszystko się zmieniało, skoro człowiek musiał być w domu przed zmrokiem, i to zapewne dużo wcześniej, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Dzień pracy musiał zaczynać się o szóstej lub siódmej rano — około godziny po tym, jak wschodzące słońce rozpuści mgłę — i trwać do pierwszej lub drugiej po południu. To dawało ludziom wolne popołudnie jako ekwiwalent wieczorów.

Oczywiście, to musiało być tak. Keith zastanawiał się, czemu nie wpadł na to czytając książkę o zamgleniu.

I była to dobra wiadomość. Oznaczała, że Broadway nie musiał być tak martwy, jak Keith przypuszczał.

Z pewnością są przedstawienia, zabawy i koncerty, tyle że po południu, a nie wieczorem. I zamiast nocnych klubów są popołudniowe.

W ten sposób wszyscy znajdą się bezpiecznie w domach i łóżkach przed — powiedzmy — siódmą czy ósmą i będą spali do czwartej lub piątej rano, by wstać o świcie.

A ponieważ godziny dnia i nocy zmieniały się w ciągu roku, godziny pracy też musiały się zmieniać. To dlatego w tym miesiącu praca kończyła się o pierwszej. Z pewnością regulowały to lokalne zarządzenia, ponieważ Marion spodziewała się, że Keith o tym wie, i wyglądała na zdziwioną, kiedy okazało się, że tak nie jest.

Zauważył, że Marion chowa swoje przybory do szuflady biurka, szykując się do wyjścia. Znów spojrzała na niego, jakby dziwiąc się, co tu jeszcze robi.

— Czy pani nie nazywa się Blake? — zapytał — Marion Blake?

Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

— No… tak. Ale skąd…

— Wydawało mi się, że panią pamiętam, ale z początku nie byłem pewien — powiedział Keith. Myślał intensywnie, przypominając sobie wszystko, co o sobie mówiła; przyjaciółki, o których napomykała, gdzie mieszkała i co robiła. Powiedział:

— Dziewczyna imieniem Estelle… zapomniałem jej nazwiska… poznała nas na zabawie… czy nie w Queens? — Uśmiechnął się. — Tamtego wieczora byłem z Estelle. Czy to nie zabawne, że nie mogę sobie przypomnieć jej nazwiska, ale pamiętam pani imię i nazwisko, mimo że zatańczyliśmy tylko raz?

Podziękowała za komplement dołeczkami na twarzy.

— Chyba ma pan rację — powiedziała — chociaż nie przypominam sobie. Mieszkam w Queens i chodzę tam na tańce. I mam przyjaciółkę, która nazywa się Estelle Rambow. A więc nie mógł pan chyba tego wszystkiego wymyślić.

— Nie spodziewałem się, że zapamięta pani moje nazwisko — rzekł Keith. — To było kilka miesięcy temu. Nazywam się Karl Winston. Jednak pewien jestem, że wywarła pani na mnie wrażenie, ponieważ wciąż pamiętam, co mi pani powiedziała; że pracuje w wydawnictwie. Tylko zapomniałem w jakim, więc nie spodziewałem się pani tu zastać. Pamiętam też, że mówiła pani, że pisze… poezję, prawda?

— Tak naprawdę to nie nazywałabym tego poezją, panie Winston. Po prostu wiersze i tyle.

— Mówmy sobie po imieniu — powiedział Keith — skoro jesteśmy starymi znajomymi, nawet jeśli mnie nie pamiętasz. Wychodzisz już?

— No, tak. Musiałam jeszcze skończyć dwa pilne listy i pan Borden powiedział, że jeśli zrobię to po pierwszej, to jutro mogę przyjść do pracy pół godziny później.

Zerknęła na zegar nad biurkiem i uśmiechnęła się kwaśno.

— Zdaje się, że dałam się podejść. Listy były długie; zabrały mi prawie godzinę.

— Ja w każdym razie cieszę się, że byłaś tu jeszcze — rzekł Keith. — Pójdziesz ze mną na drinka?

Zawahała się.

— No… tylko na jednego. Muszę być w Queens przed wpół do trzeciej. Jestem umówiona.

— Świetnie — powiedział Keith. Był zadowolony z tego, że jest umówiona, ponieważ mógł wyciągnąć z niej wszystko, co chciał wiedzieć, przy jednym drinku, a nie miał zamiaru męczyć się z nią całe popołudnie.

Zjechali windą na dół i Keith pozwolił Marion wybrać lokal, który okazał się małym barem za rogiem Madison Avenue. Keith nigdy tu jeszcze nie był.

Przy dwóch koktajlach Kallisto (Keith zamówił to samo co Marion; okazało się zbyt słodkie, ale zdatne do picia) powiedział do niej:

— Wspomniałem już wtedy, zdaje się, że jestem pisarzem; jak na razie piszę artykuły. Jednak postanowiłem spróbować sił w prozie. Napisałem już parę rzeczy.

— Och. To dlatego przyszedłeś do biura?

— Tak. Chciałem porozmawiać z panem Wintonem albo panem Bordenem, czy panną Hadley, i dowiedzieć się, czego potrzebujecie. Jakiej długości i tym podobne.

— No, trochę mogę ci powiedzieć. Myślę, że mają pod dostatkiem zarówno westernów, jak kryminałów. Panna Hadley szuka opowiadań do swojego romansidła, wiem też, że potrzebują krótkich i długich rzeczy do magazynu przygodowego.

— A co z fantastyką? Myślę że w tym byłbym najlepszy.

— Ach, a więc słyszałeś o tym?

— O czym?

— Że Borden zamierza wydawać magazyn science fiction.

Keith otworzył usta — i szybko je zamknął, zanim wdepnął na całego. Nie wolno mu się niczemu dziwić. Tak więc pociągnął łyk koktajlu i myślał gorączkowo. Był w tym jakiś haczyk.

Dlaczego Marion powiedziała, że Borden zamierza wydawać magazyn sf? Borden przecież już wydawał Surprising Stories, Keith miał egzemplarz w kieszeni i widział na nim znak firmowy Bordena. Dlaczego więc Marion nie powiedziała, iż Borden zamierza wydawać drugi magazyn sf?

Ponieważ nie wiedział czemu, odparł ostrożnie:

— Słyszałem takie plotki. Czy to prawda?

— To rzeczywiście prawda. Mają już jeden numer złożony i gotowy do druku. Puszczą go jako kwartalnik na jesieni, a jeżeli dobrze się sprzeda, zrobią z niego miesięcznik. I rzeczywiście potrzebują do niego materiału; na razie mają tylko odcinkowce i jedno czy dwa opowiadania.

Keith pokiwał głową i pociągnął łyk Kallisto.

— A co ty myślisz o fantastyce? — spytał.

— Myślę, że trzeba było puścić magazyn sf już dawno temu. To jedyna dziedzina, w której nic nie wydajemy.

Keith sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął zwinięty egzemplarz Surprising Stories — egzemplarz, który kupił w Greenville i jeszcze nie miał okazji przeczytać, ponieważ dał pierwszeństwo New York Timesowi i książkom.

Położył magazyn na stole, chcąc przekonać się, jak zareaguje na to Marion, która właśnie powiedziała, że Borden nie wydaje niczego z fantastyki.

Patrzył na nią uważnie i widział, jak zerknęła na okładkę magazynu. Powiedziała:

— O, widzę, że czytałeś nasz najlepszy magazyn przygodowy.

To takie proste, pomyślał Keith. Dlaczego sam na to nie wpadłem? No, tak. W świecie, w którym podróże międzygwiezdne i wojny międzyplanetarne oraz purpurowe potwory z Księżyca są faktem, codzienną rzeczywistością, opowieści o takich rzeczach mogą być tylko utworami przygodowymi, a nie fantastyką.

Jeśli jednak takie kawałki zaliczano do przygodowych, to co do diabła było fantastyką? Zanotował w pamięci, by przy pierwszej okazji kupić jakiś magazyn sf. To musiało być naprawdę coś.

Spojrzał znów na Surprising Stories.

— To dobre pismo — powiedział. — Chciałbym do niego pisać.

— Myślę, że pan Winton potrzebuje materiału. Chętnie porozmawia z tobą, jeśli przyjdziesz jutro rano. Masz jakieś opowiadanie?

— Właściwie nie. Mam sporo niezupełnie dopracowanych pomysłów i chciałbym najpierw z nim porozmawiać, zanim ruszę dalej. W ten sposób uniknę rozczarowania.