Выбрать главу

— Znasz pana Wintona? Wasze nazwiska są bardzo podobne: Keith Winton, Karl Winston. Może się to okazać niekorzystne.

Najpierw odpowiedział na jej pytanie.

— Nie, nigdy nie spotkałem pana Wintona. Tak, nasze nazwiska są bardzo podobne — mamy też te same inicjały, bo piszę Karl przez K. Ale czemu miałoby się to okazać niekorzystne?

— To brzmi trochę jak pseudonim; tylko dlatego. To znaczy, że jeżeli utwory Karla Winstona pojawią się w magazynie Keitha Wintona, wiele osób pomyśli, że to jego własne opowiadanie, podpisane tylko nieznacznie zmienionym nazwiskiem. A tego pewnie by nie chciał.

Keith pokiwał głową.

— Teraz kiedy mi to powiedziałaś, też to widzę. No, to bez znaczenia, ponieważ pewnie i tak będę pisał beletrystykę pod zmienionym nazwiskiem. Artykuły publikuję pod własnym, oprócz tych, które napisałem jako murzyn. Jednak postanowiłem już używać do pracy pseudonimu.

Pociągnął kolejny łyk niemal mdląco słodkiego Kal — listo i postanowił nigdy go więcej nie zamawiać. Zapytał:

— Przy okazji, możesz mi coś powiedzieć o tym Keith Wintonie?

— No… a co chcesz wiedzieć? Zrobił niewyraźny gest ręką.

— Och, cokolwiek, co pomogłoby mi w rozmowie z nim. Jak wygląda. Co jada na śniadanie. Jakim jest redaktorem.

— No… — Marion Blake zmarszczyła brwi w namyśle. — Jest wysoki, trochę wyższy od ciebie i szczuplejszy. Brunet. Nosi szkła w rogowej oprawie. Chyba ma około trzydziestki. Raczej poważnie wyglądający.

Nagle zachichotała cicho.

— Zdaje się, że ostatnio jest jeszcze bardziej poważny niż zwykle, ale trudno się dziwić.

— Dlaczego?

— Chyba się zakochał — odparła efektownym tonem.

Keith zmusił się do uśmiechu.

— W tobie?

— We mnie? Nawet mnie nie dostrzega. Nie, w redaktorce naszego nowego magazynu, superpięknej pannie Betty Hadley. Nie żeby miał jakieś szansę, oczywiście.

Keith chciał zapytać dlaczego, ale ostrzegło go to „oczywiście”. Kiedy ludzie mówią „oczywiście”, oznacza to, że powinno się wiedzieć dlaczego. Tylko czemu — skoro już powiedział, że nie zna Keitha Wintona, i nie wspomniał, że zna Betty Hadley — Marion spodziewała się, że wie, dlaczego tamten nie ma żadnych szans u Betty?

Może w toku dalszej rozmowy uda mu się dowiedzieć czegoś nie pytając.

— To musi być dla niego przykre, co? — powiedział.

— Tak sądzę — Marion westchnęła głęboko. — O rany, myślę, że każda dziewczyna na ś wiecie, oddałaby wszystkie zęby i prawą rękę, żeby znaleźć się na miejscu Betty Hadley.

Nie mógł zapytać czemu, ale mógł sondować dalej. Spytał.

— A ty?

— Ja? Chyba żartujesz, Karl! Być narzeczoną największego człowieka na świecie? Najinteligentniejszego, najprzystojniejszego, najbardziej romantycznego, naj… o jejku!

— Och — rzekł bezbarwnym tonem, wbrew swym intencjom.

Wypił resztę koktajlu, niemal się nim dławiąc. Gestem przywołał kelnerkę, a kiedy podeszła, zapytał Marion:

— Jeszcze jeden?

— Chyba nie mam na to czasu — powiedziała zerkając na zegarek. — Nie, nie mogę. I tak zostało mi jeszcze pół kieliszka. Zamów dla siebie, ale beze mnie.

Keith spojrzał na kelnerkę.

— Proszę jeden Manhattan.

— Przykro mi, ale nigdy nie słyszałam tej nazwy, proszę pana. Czy to jakiś nowy koktajl?

— Martini?

— Och, tak. Niebieski czy różowy?

Keith z trudem opanował dreszcz zgrozy.

— Macie zwykłą whisky?

— Oczywiście. Jakiejś szczególnej marki?

Pokręcił przecząco głową nie chcąc dłużej kusić losu.

Miał nadzieję, że whisky nie będzie ani różowa, ani niebieska.

Popatrzył na Marion zastanawiając się, jak nakłonić ją do dalszej rozmowy i sprawić, by powiedziała mu kim jest narzeczony Betty Hadley. Najwyraźniej powinien to wiedzieć. I może rzeczywiście wiedział; a przynajmniej zaczął podejrzewać straszną prawdę.

Marion potwierdziła to bez dalszego ciągnięcia za język. Jej oczy przybrały rozmarzony wyraz.

— O rany — mruknęła. — Dopelle!

Zabrzmiało to nabożnie; niemal jak modlitwa.

ROZDZIAŁ VIII

Mekky

No, pomyślał Keith, oto najgorsze. W każdym razie była tylko zaręczona, nie zamężna. Może miał jeszcze szansę, choćby nie wiem jak słabą.

Marion znów westchnęła. Powiedziała:

— Myślę jednak, że ona jest głupia. Zgodziła się czekać, aż skończy się wojna. A kto wie, jak długo ona potrwa? I nalegała, by dalej pracować w redakcji, kiedy Dopelie ma więcej pieniędzy, niż mu trzeba i… no, myślę, że gdyby nie miała jakiegoś zajęcia, to mogłaby oszaleć czekając. O rany, ja bym oszalała czekając na Dopelle’a, nawet gdybym miała jakieś zajęcie.

— Masz zajęcie.

— Ale nie mam Dopelle’a.

Marion pociągnęła łyk koktajlu i westchnęła tak głośno, że Keith zaczął się obawiać, iż ściągnie na nich uwagę.

Kelnerka podała mu whisky, która nie okazała się niebieska ani różowa, lecz złocista. Co więcej, już pierwszy łyk przekonał go, że płyn nie tylko wyglądał jak whisky, ale i smakował jak whisky. Wychylił kieliszek do dna, podczas gdy Marion sączyła resztki swego Kallisto. Poczuł się trochę lepiej. Ale tylko trochę.

Marion wstała.

— Muszę iść — powiedziała. — Dzięki za drinka, Karl. Będziesz jutro w biurze?

— Jutro lub pojutrze — odparł Keith.

Już postanowił, że równie dobrze może tam pójść z jakimś materiałem. Dwa lub trzy opowiadania, jeżeli zdoła je tak szybko napisać — a wydawało mu się, że wie, w jaki sposób może je napisać tak szybko.

Odprowadził Marion do metra, po czym ruszył w kierunku biblioteki publicznej.

Nie chciał tam iść. Miał ochotę wrócić do baru, z którego właśnie wyszedł — lub jakiegokolwiek innego — i zostać tam na dłużej. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że miałoby to fatalne skutki. Prawdopodobnie w dosłownym znaczeniu tego słowa. I na trzeźwo mógł się nabawić wystarczająco dużych kłopotów.

Wszakże dopiero co spadły na niego dwa druzgoczące ciosy. Po pierwsze, nie miał tu pracy; ten Winton, który pracował u Bordena, nie tylko nie był nim, ale nawet nie był do niego podobny. Byli w tym samym wieku, i to wszystko. Po drugie, Betty Hadley nie tylko była zaręczona, ale w dodatku z tak niezwykle romantycznym osobnikiem, że wydawało się to wprost nieprawdopodobne.

Znalazłszy się w bibliotece wszedł na górę do czytelni i usiadł przy jednym ze stołów. Nie wypełnił rewersu na książki; miał ich ze sobą więcej, niż był w stanie przeczytać w ciągu jednego popołudnia. A oprócz czytania powinien jeszcze zająć się planami na przyszłość.

Wyjął z kieszeni trzy tytuły, których jeszcze nie miał czasu przeczytać, egzemplarz Surprising Stories i Perfecl Love Stories oraz Opowieść o Dopelle pióra Paula Gallico.

Zmarszczył brwi patrząc na kieszonkowca. Z tego, co słyszał i czytał o Dopelle’u — a nie było tego wiele, ponieważ przebywał w tym pieprzniętym świecie zaledwie od dwudziestu godzin — facet miał w kieszeni cały Układ Słoneczny. Praktycznie rządził nim — a w dodatku miał Betty Hadley.

Keith wziął do ręki książkę i znów ją odłożył. Kiedy już zacznie, to przeczyta do końca, a na to potrzeba więcej czasu, niż mógł teraz poświęcić.

Ponieważ nie był teraz redaktorem popularnego magazynu, musiał jakoś zarobić na życie, i to zacząć od zaraz; pieniędzy, które mu zostały po historii w Green — ville, nie wystarczy na długo. A sposób zarabiania na życie, jaki wymyślił, wiązał się z przestudiowaniem tych dwóch — i innych — magazynów.