— Mam pomysł — powiedział Winton. — Kiedy go obszukiwałem przed chwilą, szukałem tylko broni. Nie znalazłem, ale wymacałem portfel.
Slade spojrzał na Keitha twardym wzrokiem. Jego palce zaciśnięte na kolbie znowu pobielały.
— Portfel? — powiedział wolno. — I żadnych dokumentów?
Są w nim dokumenty, pomyślał Keith, tyle że nie na nazwisko Karl Winston. Czy Slade zawaha się choć sekundę przed naciśnięciem spustu, kiedy zobaczy, że dokumenty w portfelu świadczą, iż podejrzany udawał lub miał zamiar udawać Keitha Wintona?
Te dokumenty uratowały mu życie w Greenville; w Nowym Jorku go zgubią. Powinien był się ich pozbyć w chwili, gdy przestał używać nazwiska Keith Winton. Widział teraz jasno łańcuch błędów, jakie popełnił od pierwszej wizyty w biurze Bordena.
Było już za późno, by je naprawić. Pozostało mu zapewne już tylko kilka sekund życia.
Agent W.B.I. nie czekał na wyjaśnienie, dlaczego Keith nie nosi dokumentów w portfelu. Jego pytanie było retoryczne. Nie odrywając wzroku od Keitha, rzekł do gospodarza:
— Niech pan stanie za nim i wyjmie mu portfel. I zobaczy, co jeszcze ma w kieszeniach. To ostatnia szansa, jaką mu daję — co i tak świadczy o tym, że mam dobre serce i źle w głowie.
Winton obszedł Keitha hakiem i stanął za jego plecami.
Keith nabrał powietrza. To było to. Oprócz dokumentów w portfelu miał jeszcze obciążające go monety zawinięte w banknoty — zapewne równie obciążające — żeby nie dzwoniły. Nie odważył się zostawić ich w pokoju hotelowym i mały zwitek wciąż tkwił w tylnej kieszeni jego spodni.
Co i tak nie ma żadnego znaczenia. Zawartość portfela zupełnie wystarczy.
Tak, to było to. Albo umrze tu i teraz, albo… będzie musiał spróbować odebrać Slade’owi broń. Bohaterom książek, które kupował — tam, w normalnym Wszechświecie, gdzie był redaktorem, a nie arkturiańskim szpiegiem — zawsze udawało się w razie potrzeby odebrać broń przeciwnikowi.
Czy miał choć jedną szansę na tysiąc, że mu się uda?
Drugi Keith Winton stał teraz za jego plecami. Keith patrzył w wymierzoną w siebie lufę pistoletu. Myśli błyskawicznie przelatywały mu przez głowę, ale żadna z nich nie rokowała nadziei na utrzymanie się przy życiu. Kiedy otworzą portfel i zobaczą znajdujące się w nim dokumenty…
Całą uwagę skupił na pistolecie. Ta broń, jak wiedział, strzelała kulami ze stalowym płaszczem, które z bliskiej odległości przechodziły przez człowieka na wylot. Jeśli Slade strzeli teraz, to zabije ich obu; obu Keithów Wintonów.
I co wtedy? Czy obudzi się z powrotem na farmie Bordena w Greenville, w normalnym świecie? Nie, jeśli wierzyć Mekky’emu, sztucznemu mózgowi. To rzeczywistość… Niebezpieczeństwo, jakie ci grozi, też jest rzeczywiste. Jeśli zostaniesz tu zabity…
Mimo że Mekky sam w sobie był tak nieprawdopodobny, Keith wiedział, że tamten miał całkowitą rację. W jakiś sposób istniały dwa Wszechświaty i dwóch Keithów Wintonów — lecz ten drugi świat był równie rzeczywisty jak tamten, z którego przyszedł Keith. Drugi Keith Winton był równie prawdziwy.
Czy fakt, że strzał wymierzony w niego zabije prawdopodobnie także stojącego za nim Wintona, powstrzyma agenta W.B.I. od naciśnięcia spustu?
Może tak, a może nie.
Ręka tamtego sięgnęła do jego kieszeni. Poczuł, jak Winton wyciąga ją razem z portfelem.
Keith uświadomił sobie, że wstrzymuje oddech. Ręka tamtego kontynuowała poszukiwania; widocznie gospodarz chciał najpierw zakończyć rewizję, a dopiero później obejrzeć znalezione przedmioty.
Keith przestał myśleć i zaczął działać.
Zacisnął dłoń na przegubie Wintona, okręcił się i pociągnął go tak, że tamten znalazł się między nim, a Slade’em. Poczuł, jak dłoń Wintona rozrywa mu kieszeń. Zerkając przez ramię zobaczył, że agent W.B.I. przesuwa się na bok szukając dobrej pozycji do strzału. Keith też się przesunął, zasłaniając się Wintonem.
Kątem oka dostrzegł pięść tamtego zbliżającą się do jego twarzy i odskoczył, przepuszczając pięść nad ramieniem. Później pochylił się i uderzył głową w pierś Wintona — wciąż znajdującego się na linii strzału. Uderzenie, wzmocnione potężnym pchnięciem, które poparł całym ciężarem ciała, sprawiło, że Winton przeleciał w powietrzu i wpadł na zbliżającego się Slade’a.
Agent zatoczył się na szafkę z książkami. Trzasnęło szkło. Pistolet wypalił; w zamkniętym pomieszczeniu wystrzał odbił się głośnym echem, niczym wybuch granatu.
Trzymając oburącz klapy marynarki Wintona Keith z rozmachem kopnął mierząc w pistolet. Nie trafił w broń, lecz w przegub Slade’a i pistolet wypadł tamtemu z ręki.
Broń z łoskotem upadła na dywan. Keith jeszcze raz pchnął Wintona, rzucając go na Slade’a i chwiejącą się biblioteczkę, po czym skoczył do pistoletu.
Złapał go i cofnął się, trzymając ich obu na muszce. Dyszał ciężko, teraz gdy było już po wszystkim, ręce mu się trzęsły. Udało się; rzeczywiście można odebrać broń przeciwnikowi, tak jak w książkach, jeśli nie ma się nic do stracenia.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Nic się panu nie stało, panie Winton?
Keith rozpoznał głos — należał do pani Flanders, mieszkającej w sąsiednim apartamencie. Starając się, by jego głos był możliwie podobny do głosu gospodarza, i mając nadzieję, że grube drzwi zamaskują różnicę, zawołał:
— Wszystko w porządku, pani Flanders. Broń wypaliła przy czyszczeniu. Odrzut mnie przewrócił.
Stał cicho czekając, wiedząc, że będzie się zastanawiała, dlaczego nie otworzył drzwi. Jednak całą uwagę musiał skupić na dwóch mężczyznach w pokoju i nawet na sekundę nie mógł spuścić ich z oka.
W oczach Wintona ujrzał zdumienie; gospodarz zastanawiał się, skąd Keith zna nazwisko pani Flanders i jak zdołał poznać ją po głosie.
Zapadła krótka cisza, po czym za drzwiami znów rozległ się głos pani Flanders:
— W porządku, panie Winton. Zastanawiałam się tylko…
Namyślał się, czy nie odezwać się ponownie i powiedzieć, że nie może otworzyć drzwi, bo nie jest ubrany. Jednak zrezygnował z tego pomysłu. Tym razem mogła słuchać uważniej i odkryć, że jego głos nie jest głosem znanego jej Keitha Wintona. Oprócz tego nie wydawało się prawdopodobne, by ktoś czyścił broń nie ubrany.
Lepiej niech się zastanawia; na tym należy zakończyć rozmowę. Słyszał, jak pani Flanders wraca do mieszkania, i po rytmie jej kroków poznał, że naprawdę się nad tym zastanawia. Dlaczego nie otworzył drzwi i dlaczego wywracając się narobił aż tyle hałasu.
Nie sądził, by od razu wezwała policję; najpierw będzie musiała to przemyśleć. Jednak jakiś inny sąsiad mógł już do nich zadzwonić i zgłosić, że słyszał odgłos strzału. Keith musiał szybko zrobić coś z Wintonem i Slade’em, tak by wydostać się stąd przed przybyciem policji.
To był niezły problem. Nie mógł ich tak po prostu zastrzelić — ani wyjść stąd zostawiając ich, by od razu zaczęli go ścigać. Wiązanie trwałoby zbyt długo i było zbyt ryzykowne.
Jednak potrzebował co najmniej kilku minut przewagi, by uciec. Uciec dokąd? — zastanowił się, ale zaraz odsunął tę myśl od siebie. Na razie nie potrafił sobie wyobrazić, co będzie robił dalej niż za dziesięć minut. — Odwrócić się — rozkazał, starając się, by jego głos brzmiał ponuro i groźnie; tak ponuro i groźnie, jak brzmiał głos Slade’a, gdy tamten miał broń w ręku.
Kiedy się odwrócili, podszedł bliżej trzymając lufę pistoletu wymierzoną w plecy agenta W.B.I.; o wiele bardziej obawiał się Slade’a niż Wintona. Lewą ręką dotknął kieszeni marynarki agenta. Tak jak się spodziewał, znalazł w niej parę kajdanków. Wyjął je i znów się cofnął. Powiedział: