Nie było go. Nie było żadnego L.A. Bordena.
Na chwilę ciężko oparł się o ścianę budki i zamknął oczy. Później spojrzał jeszcze raz. Nic się nie zmieniło.
Czyżby jakiś niewyraźny zalążek myśli w ostatniej chwili zmienił wszystko i przeniósł go do Wszechświata, co nie był dokładnie taki sam jak ten, który opuścił? Jeżeli tak, to wystąpił pierwszy znak… chyba że policzyć sprzedawcę, który zwrócił się do niego po nazwisku — a to można było łatwo wyjaśnić. Jednak brak Bordena w książce?
Wyrwał z kieszeni egzemplarz Surprising Stories i otworzył go na spisie treści. Przesunął palcem po kolumnie drobnego druku do miejsca, gdzie było napisane…
Ray Wheeler, Redaktor Naczelny.
Nie Keith Winton, Ray Wheeler. Kim, do diabła, był ten Ray Wheeler?
Szybko spojrzał na nazwisko wydawcy, żeby sprawdzić, czy i ono się nie zgadza. Nie zgadzało się.
Powinno tam być napisane „Zjednoczone Wydawnictwa Bordena”.
Było napisane: „Zjednoczone Wydawnictwa Wintona”. Patrzył na to tępym wzrokiem i dopiero po pięciu sekundach uświadomił sobie, skąd zna nazwisko Winton.
Kiedy w końcu zrozumiał, że to jego własne nazwisko, znów złapał książkę telefoniczną i tym razem zajrzał pod W. W spisie figurował Keith Winton, zamieszkały przy Cedarburg Road, oraz znajomy numer: Greenville 111.
Nic dziwnego, że sprzedawca gazet go znał! A więc jednak zmienił coś w tym ostatnim ułamku sekundy! W tym Wszechświecie Keith Winton był właścicielem jednego z największych wydawnictw w kraju i miał posiadłość w Greenville. Musiał być milionerem!
To ostatnie przypomniało mu o jego pracy — i Betty.
Niemal złamał sobie palec wciskając monetę w otwór wrzutowy aparatu. Wciąż nie zdążył sprawdzić, jaki jest numer centrali międzymiastowej w Greenville, ale wykręcił zero i poprosił międzymiastową. Udało się.
— Poproszę z Nowym Jorkiem — powiedział. — I proszę, żeby międzymiastowa w Nowym Jorku sprawdziła, czy jest tam abonentka nazwiskiem Betty Hadley, i połączyła mnie z nią, jeśli jest. Proszę się pospieszyć!
Kilka minut później powiedziała mu, ile ma wrzucić, i oznajmiła:
— Łączę!
— Halo — usłyszał chłodny głos Betty.
— Betty, tu Keith Winton. Ja…
— Keith! Myśleliśmy, że… W gazetach… Co się stało?
Przemyślał to jszcze w rakiecie, tak jak sugerował mu Mekky.
— Zdaje się, że byłem blisko miejsca wybuchu, ale nie w centrum. Musiałem stracić przytomność i chociaż nie zostałem ranny, szok spowodował amnezję. Prawdopodobnie błąkałem się po okolicy, aż doszedłem do siebie. Jestem w Greenville.
— Och, Keith, to cudownie! To… po prostu brak mi słów! Przyjeżdżasz zaraz do Nowego Jorku?
— Tak szybko, jak zdołam. Jest tu małe lotnisko… tak sądzę… więc zaraz zamówię taksówkę i czarter do Nowego Jorku. Powinienem być tam za jakąś godzinę. Wyjdziesz po mnie na lotnisko?
— Czy wyjdę? Kochany — och, mój kochany! W chwilę później Keith Winton, z nieco oszołomionym i głupawym wyrazem twarzy, wypadł z budki i pognał do taksówki.
Oto, myślał po drodze, Wszechświat, jaki mi odpowiada.