Выбрать главу

Poszedł w kierunku głównej ulicy udając pewność siebie, której wcale nie odczuwał. Na samym rogu pozbył się zawiniątka wrzucając je do pojemnika na śmieci.

Teraz, uznał, skoro nieco zmienił wygląd, może spróbować poszukać schronienia na noc. Dachu nad głowę i miejsca, gdzie mógłby swobodnie przestudiować czasopismo tkwiące w kieszeni marynarki. Miał przeczucie, że te dwa magazyny po uważnym przejrzeniu przynajmniej częściowo wyjaśnią mu, o co tu chodzi.

Ruszył w kierunku przeciwnym niż ten, który prowadził do drogerii. Minął sklep z męską galanterią, następny — z artykułami sportowymi, kino, gdzie szedł film, który Keith widział dwa miesiące wcześniej w Nowym Jorku; wszystko wydawało się normalne i zwyczajne.

Przez moment zastanawiał się, czy czasem wszystko nie jest normalne i zwyczajne, a wszelkie różnice są wytworem jego umysłu. Może drogista był wariatem, może to wszystko dało się jakoś racjonalnie wytłumaczyć — nawet te purpurowe potwory.

Później doszedł do stoiska z gazetami. Na półkach zobaczył zarówno gazety nowojorskie, jak i lokalne. Wszystkie wyglądały zupełnie zwyczajnie, dopóki nie przeczytał nagłówków, które głosiły:

ARKTUR ATAKUJE MARSA, NISZCZY KAPI ZIEMSKA KOLONIA ZASKOCZONA DOPELLE PRZYSIĘGA ZEMSTĘ

Keith poszedł bliżej, żeby przeczytać datę. Było to dzisiejsze wydanie New York Timesa, równie znajome, co dłoń własnej ręki. Wyjął gazetę ze stojaka i wszedł z nią do sklepu. Podał sprzedawcy banknot stukredytkowy i dostał dziewięćdziesiąt dziewięć kredytek reszty, wszystko w banknotach identycznych — z wyjątkiem nominałów — jak te, które miał w kieszeni. Schował pieniądze i wyszedł.

Kilka bram dalej był jakiś hotel. Keith zameldował się podając — po sekundzie wahania — swoje prawdziwe nazwisko i adres.

Nie zatrudniano tu chłopców hotelowych. Recepcjonista podał mu klucz i powiedział, gdzie znajdzie swój pokój: na końcu korytarza na pierwszym piętrze.

Dwie minuty później, dobrze zamknąwszy za sobą drzwi, Keith odetchnął głęboko z ulgą i usiadł na łóżku. Po raz pierwszy od czasu tego, co wydarzyło się w drogerii, poczuł się naprawdę bezpieczny.

Wyjął z kieszeni gazetę oraz oba magazyny i położył je na łóżku. Później wstał, by powiesić marynarkę i kapelusz na stojaku. Robiąc to zauważył na ścianie obok drzwi dwie gałki i skalę pod pokrytym tkaniną kołem o średnicy dwudziestu centymetrów — najwidoczniej było to wbudowane radio z głośnikiem pokrytym materiałem.

Pokręcił gałką, która wyglądała na potencjometr i rzeczywiście nim była. W głośniku natychmiast rozległ się cichy szum. Keith obracał pokrętło strojenia, aż uzyskał dobry i wyraźny odbiór; wtedy nieco ściszył. Muzyka była dobra — coś jakby Benny Goodman, chociaż Keith nie rozpoznał melodii.

Wrócił do łóżka, dla wygody zdjął buty i oparł poduszkę o wezgłowie. Najpierw wziął do ręki swój magazyn — Surprising Stories. Z. rosnącym zdziwieniem obejrzał ponownie okładkę — ilustrację, która była ta sama, a jednak w jakiś niepojęty sposób inna.

Spoglądałby na nią długo, gdyby nie myśl, która nagle przyszła mu do głowy i kazała szybko otworzyć magazyn na stronie ze spisem treści. Spojrzał na drobne litery pod spodem i przeczytał:

„Zjednoczone Wydawnictwa Bordena; Redaktor Naczelny — L. A. Borden; Redaktor — Keith Winton…”

Keith stwierdził, że wstrzymywał oddech, dopóki nie ujrzał swojego nazwiska. A więc należał tu — gdziekolwiek było to tu — i wciąż miał pracę. I pan Borden też tu był — tylko co stało się z jego letnią posiadłością, która dosłownie zapadła się pod ziemię kilka minut przed siódmą?

Wpadła mu do głowy inna myśl — złapał magazyn z opowieściami o miłości i niemal go rozdarł szukając spisu treści. Tak, Betty Hadley była redaktorem. Jednak stwierdził coś dziwnego — że i ten magazyn był wydawany przez Zjednoczone Wydawnictwa Bor — dena. A numer lipcowy, powinien jeszcze nosić znak Towarzystwa Wydawniczego Whaleya — ponieważ Borden odkupił magazyn zaledwie kilka dni temu. Nawet numer sierpniowy powinien jeszcze nosić znak Whaleya. Jednak to mniej ważne.

Najważniejsze było to, że — obojętnie jak zwariowany był ten Wszechświat — znajdowała się w nim Betty Hadley.

Keith westchnął z ulgą. Świat Betty Hadley nie mógł być taki najgorszy, nawet jeśli biegały po nim purpurowe, potwory z Księżyca. A jeśli on, Keith Win — ton, nadal był redaktorem swojego ukochanego magazynu science fiction, Surprising Stories, to wciąż miał pracę i miał co jeść, a nie obchodziło go specjalnie, czy płacą mu w kredytkach, czy w dolarach.

Melodia w radiu urwała się nagle, jak ucięta nożem. Rozległ się głos spikera:

— Nadajemy wiadomości specjalne. Drugie ostrzeżenie dla mieszkańców Greenville i okolic. Arkturiański szpieg, którego obecność zgłoszono pół godziny temu, do tej pory nie został schwytany. Wszystkie dworce kolejowe, drogi i kosmodromy są pilnie strzeżone. Rozpoczęto przeszukiwanie domów. Wszyscy obywatele proszeni są o maksymalną czujność.

Weźcie broń! Strzelajcie bez ostrzeżenia. Pomyłki mogą i będę się zdarzać, ale jeszcze raz przypominam, że lepiej, aby umarło stu niewinnych, niżby zbiegły szpieg spowodował śmierć milionów ludzkich istnień.

Strzelać przy najmniejszym podejrzeniu!

Powtarzamy rysopis…

Ledwie oddychając, Keith Winton słuchał podawanego opisu.

— … około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów, waga siedemdziesiąt kilogramów, ubrany w jasnobrązowy garnitur i białą sportową koszulę rozpiętą pod szyją, bez kapelusza. Oczy brązowe, włosy ciemne, falujące, wiek z wyglądu około trzydziestu lat…

Keith wolno wypuścił powietrze. Nie odkryli zmiany ubrania. I nie wspominali o tym, że jest ranny. A więc drogista nie wiedział, że jeden z jego strzałów był celny.

Rysopis był dość wierny, lecz nie mógł stanowić zbyt wielkiego zagrożenia dla Keitha, jeśli nie wiedzieli, że ma zabandażowane ramię i że zmienił ubranie.

Oczywiście znajdzie się w znacznie większym niebezpieczeństwie, kiedy mężczyzna, do którego pokoju się włamał, wróci do hotelu i zgłosi, że brakuje mu szarego garnituru i słomkowego kapelusza. A mimo tego, że Keith zostawił mu pięćset kredytek na pokrycie strat, tamten z pewnością zgłosi to, jeśli słyszał komunikat. Keith pożałował, że zostawił pieniądze; zwyczajny złodziej nie zwróciłby tyle uwagi, co złodziej, który płaci za to, co ukradł. Uświadomił sobie, że powinien był zabrać także inne rzeczy, aby upozorować zwykłe włamanie. Powinien wziąć wszystkie trzy garnitury i włożyć do walizki leżącej na dnie szafy; wtedy mogliby tylko zgadywać, który z nich ma na sobie.

A tak, jeśli połączą włamanie do pokoju hotelowego z jego osobą, znów będą mieli dokładny rysopis.

Jednak… o bogowie, w co też wdepnął? Strzelać bez ostrzeżeni a! A on poważnie myślał o tym, żeby się oddać w ręce władz!

No, rozkaz „strzelać bez ostrzeżenia” zdecydowanie wykluczał jakąkolwiek możliwość kontaktu z władzami.

W jakiś sposób znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie i nie miał cienia szansy, aby się wytłumaczyć. Mimo blokady dróg i dworców musi wrócić do Nowego Jorku i zorientować się w sytuacji. Tylko jaki będzie ten Nowy Jork? Taki, jaki Keith znał, czy inny?

W pokoju hotelowym zrobiło się gorąco i duszno. Keith podszedł do okna, otworzył je i stanął, spoglądając na ulicę w dole. Taka zwyczajna ulica, tacy zwyczajni ludzie. Później zobaczył przechodzące nią trzy wysokie, purpurowe potwory, które ramię w ramię wymaszerowały z holu kina. I nikt nie zwrócił na nie uwagi.