Выбрать главу

Miała pracowity dzień. Najpierw przejrzeli scenariusz jutrzejszego programu i Mal naniosła parę poprawek, dodając najnowsze materiały o multimilionerze.

Zeszłotygodniowy program otrzymał fenomenalne recenzje. Mogli uzupełnić go filmem o wiejskiej rezydencji i niesławnych dębowych schodach, a także fotografiami wykonanymi przez paparazzich. Przedstawiały multimilionera w chwili, gdy nago wskakuje do Morza Śródziemnego w towarzystwie trzech młodych gołych kobiet.

Mal rozbawił komentarz Beth, kiedy zobaczyła zdjęcia.

– Jak to dobrze, że ma pieniądze, ponieważ reszta atrybutów nie zaprowadziłaby go daleko – powiedziała krytycznie.

Po naradzie Mal przebrała się w jasnoszare spodnium i poszła na lunch do „Four Season”, gdzie omówiła z prezesem „Network” swoje plany na przyszłość.

– Zadowoli nas to wszystko, co zadowoli panią – powiedział prezes, ciągle pod wrażeniem recenzji z programu o multimilionerze.

Wprost z restauracji pojechała do studia na następną naradę produkcyjną, która trochę się przedłużyła. Wróciła do biura, żeby się przebrać i poszła na godzinny trening do siłowni.

O szóstej wróciła do biura. Poza Beth, nie było już w nim nikogo.

Beth kończyła właśnie malowanie ust. Wygładziła spódnicę i uśmiechnęła się do Mal.

– Jak wyglądam?

– Wspaniale. Powiedziałabym nawet, że uroczo. Szczęściarz z tego Roba.

– Mówię mu to co rano, ledwo się obudzi.

– A czy on mówi ci to wieczorem, zanim zaśniesz?

– Między innymi – Beth puściła oko do szefowej. – No, już mnie tu nie ma.

Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Mal potrząsnęła głową, ale wyglądała trochę smutno i Beth się zawahała.

– A jakie ty masz plany?

– Pójdę do domu i położę się wcześniej spać. Przyda mi się dobrze przespana noc.

Zgodnie odwróciły głowy, kiedy za ich plecami rozdzwonił się telefon.

– Idź – powiedziała Mal. – Już cię tu nie ma, pamiętasz?

– Nie mogę się oprzeć dzwoniącemu telefonowi. To może być coś ważnego. Sprawa życia lub śmierci. – Podniosła słuchawkę.

– Malmar Productions.

– Cześć, Beth – powiedział Harry Jordan.

Brwi Beth powędrowały w górę, kiedy szepnęła bezgłośnie do Maclass="underline"

– „Harry Jordan”.

Mal odmownie potrząsnęła głową.

– Nie – odszepnęła.

– Należy ci się piątka za wytrwałość, detektywie – powiedziała Beth z uśmiechem.

– Dzięki, ale ja naprawdę chciałbym porozmawiać z panną Malone.

– Hmmm, ona jest… jest zajęta – spojrzała na Mal, która kiwnęła głową zachęcająco – chyba… – dodała z powątpiewaniem.

Do Mal dobiegł wybuch śmiechu Harry’ego.

– Miło mi słyszeć, że już wróciła. Powiedz jej, że tęsknię za nią.

– Mówi, że za tobą tęskni – powtórzyła Beth, zakrywając dłonią słuchawkę.

Mal przewróciła oczami i westchnęła ciężko.

– Powiedz jej też, że jestem na dole, w holu i naprawdę chciałbym ją zobaczyć.

Mal ponownie potrząsnęła głową.

– Dlaczego nie? – szepnęła Beth, ale Mal zmarszczyła groźnie brwi i przejechała palcem po gardle.

– Przykro mi, detektywie Jordan, jest zbyt zmęczona. Pierwszy dzień w pracy po urlopie i w ogóle.

– Ja jednak poczekam – powiedział stanowczo i odłożył słuchawkę. Beth pytająco spojrzała na Mal.

– Dlaczego nie? Facet wykonuje tylko swoją pracę. Co by ci szkodziło poświęcić mu trochę czasu, pozwolić wyjaśnić, o co mu chodzi? Poza tym, ma cudny głos.

Bardzo seksowny.

Mal rzuciła się na krzesło i założyła nogi na biurko, ręce za głowę i popatrzyła na Beth.

– Jest stary, ułomny i brzydki. A ty się spóźnisz – powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu – no idź, nie każ mężowi czekać.

Beth westchnęła. Pomyślała, że jak na gwiazdę telewizji, Mal wygląda okropnie samotnie.

Obejrzała się, kiedy brzęknęła winda i na korytarz wyszedł mężczyzna. Beth patrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma. Był wysoki, smukły, z ciemnymi włosami i jednodniowym zarostem, ubrany w seksowną skórzaną kurtkę i wytarte dżinsy. Wyglądał jakby w nich spał. Otaczała go aura niezbitej pewności siebie i Beth uznała, że jest zdecydowanie pociągający.

– Detektyw Jordan – domyśliła się.

– Beth Hardy. Miło mi cię poznać. Nareszcie. Ujęła jego wyciągniętą dłoń.

– Jak się tu dostałeś?

Patrzyła, oszołomiona, na jego uśmiechniętą twarz.

– Odznaka policyjna otwiera niemal wszystkie drzwi.

– Dziwne, że nie przyprowadził pan ze sobą psa! – wypaliła Mal. Harry spojrzał na nią zimno, zauważył długie nogi, opalone na arizońskim słońcu, baseballową czapkę i adidasy. Pomyślał, że wygląda nieźle, niewyszukanie i naturalnie.

– Squeeze nie przepada za lataniem. Poza tym Nowy Jork chyba mu nie służy.

– Panu natomiast służy.

Beth przeniosła zaciekawiony wzrok od jednego do drugiego.

– No to lecę – mruknęła, sięgając po torebkę. – Miło było cię poznać, detektywie – za jego plecami uniosła brwi i zrobiła minę wyrażającą aprobatę.

„Pierwsza klasa”, powiedziała samymi ustami.

Śmiała się jeszcze, czekając na windę.

Mal nie poprosiła Harry’ego, żeby usiadł, więc stał niedbale oparty o ścianę, z rękami w kieszeniach i patrzył na nią.

– Jest pan odrobinę zbyt nachalny nawet jak na detektywa – powiedziała lodowato. – Powinien pan umieć przyjąć „nie” za odpowiedź, zwłaszcza kiedy odmawia kobieta.

– Nie poddaję się łatwo, panno Malone! – w jego głosie zabrzmiał śmiech. – Prawdę mówiąc, przyszedłem zaprosić panią na kolację. Zaproszenie ma charakter osobisty, nie ma nic wspólnego z moją pracą.

Rzuciła mu sceptyczne spojrzenie.

– Wzięły pana moje niebieskie oczy, co?

– Zgadza się oraz to, że lubi pani mojego psa. Mal roześmiała się.

– To znaczy, że proponuje mi pan powtórkę „Ruby”.

Napotkała jego wzrok. Miał ołowianoszare, głęboko osadzone, oczy. Stał tak blisko, że widziała ciemne obwódki tęczówek. Co prędzej spuściła powieki.

– Znam francuską restaurację w Village. Myślę, że będzie pani odpowiadała. Czy zje pani ze mną kolację? Proszę.

Pomyślała, że może właśnie to „proszę” nakłoniło ją do wyrażenia zgody. Albo jego piękne, szare oczy. I to, że czuła się samotna, a on sprawił, że się roześmiała. Ale musiała postawić jeden warunek.

– Nie będzie mowy o pracy?

– Obiecuję! Uroczyście podniósł dwa palce. Śmiejąc się wyraziła zgodę na spotkanie w „Bistro Arlette” o ósmej trzydzieści.

13.

Miała żywo w pamięci skórzaną kurtkę Harry’ego, Mal ubrała się w proste, czarne spodnie i sweter. Zrozumiała, że popełniła błąd w chwili, gdy przekroczyła próg „Arlette”. Bistro było małe, ale bardzo szykowne, z wysokimi, łukowatymi oknami i paroma interesującymi obrazami na ścianach. A Harry Jordan był elegancki.

Czekał na nią w małym barze i wyglądał jak skrzyżowanie Harrisona Forda z Johnem Kennedy. Miał na sobie blezer, dałaby głowę, że od Armaniego, płócienne spodnie i miękką białą koszulę. Poza tym miał krawat.

– Cieszę się, że pani przyszła – powiedział i zabrzmiało to szczerze. – Bałem się, że się pani rozmyśli.

– Najwyraźniej nie nadajemy na tej samej częstotliwości – odparła poirytowana drugą odzieżowa pomyłką. – Gdybym wiedziała, ubrałabym się bardziej odpowiednio.

Westchnął teatralnie.

– Myślałem, że zna pani „Arlette”. To szalenie popularna knajpa.