– Szkoda, właśnie teraz, kiedy zaczynałem cię poznawać.
– Naprawdę tak myślałeś? – rzuciła mu kpiące spojrzenie przez ramię. Szła już w stronę toalety dla pań.
Pokiwał głową, patrząc jak z wdziękiem przemyka między stolikami. Pomylił się.
Prawdę mówiąc, nie wiedział o niej więcej niż w chwili, gdy tu weszła.
– Nie musisz odwozić mnie do domu – powiedziała już na ulicy, machając na taksówkę.
– Zawsze odstawiam swoje kobiety pod same drzwi.
– Świat się zmienił od czasu, gdy twoja matka biegała na randki, detektywie Harry. Kobiety są niezależne, same łapią taksówki.
Poirytowany zerknął na nią kątem oka.
– Mów, co chcesz, ale nauczono mnie dobrych manier.
– O? Syneczek mamusi?
– Jak nasz morderca, pamiętasz?
– Obiecałeś, że nie będzie mowy o pracy – upomniała go ze śmiertelną powagą.
– Zawsze dotrzymuję obietnic.
Zajechała taksówka. Otworzył drzwi przed Mal, po czym wsiadł za nią. Nie zaprotestowała. Podała kierowcy adres i siedziała w milczeniu, wyglądając przez okno. Zastanawiała się, jak to jest być kochaną przez mężczyznę takiego jak Harry Jordan. Mężczyznę o staroświeckich, dobrych manierach, mężczyznę, który zawsze dotrzymuje obietnic. Mężczyznę, którego twarde uda czuła teraz przy swoich.
Harry czuł delikatny i gęsty zapach jej perfum. Jego wzrok powędrował do zagłębienia między jej piersiami, gdzie spoczywał antyczny kamień księżycowy zawieszony na łańcuszku. Odchrząknął przerywając ciszę.
– Dziękuję za uroczy wieczór, panno Malone. Obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem.
– Cała przyjemność po mojej stronie, detektywie Jordan.
– A więc powrót do stopy oficjalnej – pokiwał smętnie głową. – Ale przecież nigdy nie poprosiłaś mnie, żebym mówił do ciebie „Mallory”.
– Faktycznie nie poprosiłam – spojrzała mu prosto w oczy. Taksówka zatrzymała się przy krawężniku, Harry wysiadł i przytrzymał drzwi.
– Będziesz musiała przyzwyczaić się do moich dobrych manier, jeżeli jeszcze kiedyś powtórzymy dzisiejszy wieczór – powiedział.
Popatrzyła na niego sceptycznie, ale nie odezwała się, kiedy wchodzili na schody prowadzące do bramy budynku.
– Nie mogę chyba liczyć na drinka – powiedział z żalem – nagrywasz rano ten program.
– Zgadza się.
– A więc dobranoc?
– Dobranoc, detektywie Jordan.
Harry stał ze skrzyżowanymi ramionami, patrząc jak Mal wchodzi do holu.
Zatrzymała się w drzwiach, zawahała przez moment, potem odwróciła się i podeszła do niego szybkim krokiem.
– Powiedz mi coś, Harry. Wtedy, gdy zadzwoniłam do ciebie? Dlaczego właściwie dyszałeś?
Przesunął palcami przez włosy.
– Mam powiedzieć prawdę, czy mogę skłamać?
– Prawdę.
– Szkoda. Mógłbym podać tyle interesujących odpowiedzi. Prawda wygląda tak, że jeździłem na rowerze. Zabieram ze sobą psa, bo to dobre ćwiczenie dla nas obu.
Mal odrzuciła głowę i wybuchnęła śmiechem.
– Byłam po prostu ciekawa. Dobranoc, Harry – weszła z powrotem na schody.
– Wiesz co, Malone? – zawołał za nią. Odwróciła się.
– Gdybyś musiała określić mnie jednym słowem, co byś powiedziała?
– Co to jest? – zmarszczyła brwi. – Test?
– Sama zaczęłaś tę zabawę. Namyślała się przez chwilę – Zarozumiały – powiedziała. – Tak, zarozumiały. To słowo znakomicie cię charakteryzuje.
– Dobra. Teraz ty powinnaś zapytać mnie.
Wsparła się rękoma pod boki, spoglądając na niego z niedowierzaniem.
– No więc, pytam.
– Enigmatyczna – powiedział Harry. – Jesteś zagadką, Malone. Mal myślała nad tym przez chwilę.
– Uznam to za komplement, Harry – powiedziała wchodząc do holu. – Dobranoc tym razem nieodwołalnie.
Nie odwracając się pomachała mu na pożegnanie.
14.
O siódmej rano Mal była w studio. Nagrania rozpoczynały się dopiero o dziesiątej, ale zawsze przychodziła wcześniej, razem z całym zespołem. Chciała się upewnić, że wszystko jest dokładnie tak, jak sobie zaplanowała.
– Robiliśmy to setki razy – pożaliła się Beth Hardy. – Po trzech latach mogłabyś nam chyba zaufać.
– Muszę być pewna, że wszystko gra – nalegała Mal.
– Okay! Skoro chcesz się zrywać skoro świt, to nie moja sprawa. Co powiesz na kawę i pączka?
Mal zrobiła zgorszoną minę.
– Kofeina i cukier? Po tygodniu diety jestem tak niewinna, że mogłabym zemdleć na sam ich widok. – Tęsknie zerknęła na filiżankę Beth. – No, może pół filiżanki. Bezkofeinowej – dodała ze skruchą.
– A może ugryziesz kawałek? – Beth pomachała jej pączkiem przed nosem.
Mal zamknęła oczy, chcąc uniknąć pokusy.
– Zgiń, przepadnij, maro przeklęta! – zawołała, zasłaniając się rękoma.
Przejrzała scenariusz, popijając kawę. Potem sprawdziła, co się dzieje w studio. Wszystko toczyło się zgodnie z planem, więc poszła do charakteryzatorni.
– Przyszłam po swoją drugą twarz – powiedziała do Helen Ross, z którą pracowała od czasu pamiętnego pierwszego programu przed trzema laty.
Helen przekrzywiła głowę, przyglądając się nie umalowanej twarzy Mal.
– Zawsze to mówisz, ale makijaż nie zmienia cię tak bardzo. Tylko odrobinę wyostrza ci rysy.
– Wolę myśleć, że wyglądam jak ktoś inny – Mal opadła na krzesło i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. – Kobieta, która pojawia się na ekranie, to nie jestem ja.
Helen z powątpiewaniem potrząsnęła głową. Przetarła twarz Mal tonikiem, potem nałożyła krem nawilżający.
– Helen?
Helen spojrzała pytająco na Mal w lustrze.
– No?
– Myślisz, że odbiło mi na punkcie programu? Helen roześmiała się.
– Ja tak nie uważam, ale znam parę osób, które tak właśnie myślą. Mal siedziała z nachmurzoną miną.
– Przypuszczam, że mają rację – przyznała niechętnie. – Ale to mój program. I gdybym nie trzymała ręki na pulsie, nie byłby najlepszy.
– Chyba nie – zgodziła się Helen.
Po skończeniu makijażu w przyjaznym milczeniu, Mal jeszcze raz przeczytała scenariusz, podczas gdy Helen suszyła jej włosy. Ale jakoś nie mogła skoncentrować się na tekście.
Po raz czwarty czy piąty tego ranka zastanawiała się, co robi Harry Jordan.
Wyobrażała go sobie jadącego na rowerze, oczami wyobraźni widziała pracę tych silnych mięśni, które czuła przy sobie wczoraj. Ogromny, srebrno-szary wilczarz biegnie obok. Potem zobaczyła Harry’ego w „Ruby”, jak pochłania talerz sadzonych jajek z domowymi frytkami, nie poświęcając ani jednej myśli swojej talii. Co prawda, wcale nie musiał się o nią troszczyć, pomyślała, przypomniawszy sobie, jak wyglądał w dżinsach.
Ale Harry wziął wczoraj wolny dzień, żeby pójść z nią na kolację, więc najprawdopodobniej dzisiaj pracuje. Wyobraziła go sobie na posterunku, w starej skórzanej kurtce, ze zmierzwionymi włosami, żartującego z kumplami.
Potem skarciła się ostro. Była śmieszna. Nie miała pojęcia, jak wygląda jego życie. Tak naprawdę znała tylko kilka faktów z jego życiorysu. Nie znała prawdziwego Harry’ego Jordana. Nie wiedziała, czy kochał ojca, choć ten zniszczył jego karierę sportową. Nie wiedziała nic o jego żonie, jak się poznali i jak bardzo ją kochał. Nic nie wiedziała o jego pracy, poza tym, że był dobrym policjantem, człowiekiem oddanym temu, co robił, który poświęcał czas i energię na poszukiwanie morderców; zabójcy Summer Young, na przykład.
Przewróciła stronę maszynopisu, zmuszając oporny umysł do koncentracji.