Выбрать главу

Mal stała w drzwiach z koszem fiołków w ramionach i patrzyła za nimi z zazdrością. Poczuła nagle skurcz serca, taki sam jak w dzieciństwie, kiedy była jedyną osobą, której nie zaproszono na przyjęcie, na chwilę stała się znów Mary Mallory, najbardziej samotna wśród odludków.

Otrząsnęła się ze złych myśli. To było jej przyjęcie, jej dom, jej goście. To jej sukces przywiódł tu wszystkich tych ludzi. Co z tego, że Harry poszedł sobie z Lara Havers. Nic ją to nie obchodziło. Nic dla niej nie znaczył. Przelotny flirt, nic więcej.

Więc dlaczego obudziła się rano z myślą o Harrym? Dlaczego pobiegła do garderoby, pękającej w szwach od pięknych strojów, by stwierdzić, że nie ma co na siebie włożyć? Dlaczego poszła do sklepu „Dean and DeLucca” i nakupowała frykasów na kolację, którą zamierzała dla niego ugotować? Zadzwoniła nawet do handlarza win, żeby dostarczył ulubionego szampana Harry’ego.

I dlaczego pognała do „Barneya” i wahała się, niby nastolatka, między seksowną koronkową sukienką a kremową jedwabną bluzką i czarnymi skórzanymi spodniami?

Postanowiła, że tym razem nie da się zaskoczyć, więc kupiła i jedno, i drugie.

A potem powiedziała sobie, że jest obłąkana. Mogła się umówić u tuzinem mężczyzn, nie potrzebowała Harry’ego Jordana i jego masowego mordercy, o którym, czuła to przez skórę, będzie chciał rozmawiać.

Dlatego przyjęła niemal z ulgą propozycję producenta, żeby uczcić pobicie rekordu oglądalności.

– Urządzimy to u mnie! – zawołała entuzjastycznie. – Wszyscy są zaproszeni.

Beth zadzwoniła do zaopatrzeniowców, do przyjaciół i znajomych Mal, i ani się obejrzała, jak chowała frykasy „Deana and DeLucca” do lodówki, a w mieszkaniu odbywało się przyjęcie.

Z końca pokoju obserwowała Harry’ego. Był otoczony wianuszkiem kobiet, wśród których prym wiodły Beth i Lara. Harry coś im opowiadał, a one śmiały, się i rzucały mu uwodzicielskie spojrzenia. Harry wyglądał, jakby się świetnie bawił.

Poszła do sypialni i postawiła kosz fiołków na stoliku pod oknem. Osunęła się na fotel, nie odrywając od nich wzroku. Nie był to tylko śliczny bukiet kwiatów, lecz uroczy, starannie obmyślany prezent dla niej. Po chwili zastanowienia uznała, że pod powłoką twardego gliniarza, Harry Jordan jest, mimo wszystko, bardzo miły. Wstała, wygładziła spódnicę, wzięła głęboki oddech i wróciła na swoje przyjęcie.

O jedenastej goście zaczęli się rozchodzić, a ona nie zamieniła z Harrym nawet dwóch słów. Był gwiazdą wieczora, zabawiał jej gości historyjkami pełnymi krwi i grozy. Nauczył Larę i Beth, jak tańczyć „Si Senor” Glorii Estefan i obiecał pokazać im świetne ćwiczenie na klatkę piersiową. Rozprawiał z jej kolegami o koszykówce, opowiadał o Moolighting Club, o tym, jak się rozwija, że niedługo będą mogli zbudować sztuczne lodowisko do gry w hokeja i zebrać drużynę. Ze wszystkimi był za pan brat, a ona była bardzo zajętą panią domu.

Mal patrzyła kpiąco, jak wszystkie panie po kolei całują Harry’ego na dobranoc i roześmiała się, kiedy Lara szepnęła: „To najseksowniejszy gliniarz, jakiego widziałam poza ekranem telewizora. I o wiele łatwiej dostępny, moja droga. Nie będziesz miała nic przeciwko, jeżeli do niego zadzwonię, prawda? Powiedział, że łączą was jedynie interesy”.

– Proszę bardzo – powiedziała Mal lekko. Jesteśmy dalekimi znajomymi.

Lara skierowała się ku drzwiom, z niedowierzaniem kiwając głową.

– Chyba postradałaś zmysły, moja droga – powiedziała już w progu. – Tym lepiej dla mnie.

Mal pożegnała reżysera i jego żonę, producenta, Beth i Roba.

– Och, poczekajcie chwilę! – zawołała i pobiegła do sypialni. Po paru sekundach wróciła z paczką.

– Prezent rocznicowy – powiedziała, wręczając paczkę Beth. – Przepraszam, że zapomniałam. Londyn zupełnie mnie ogłupił.

Machając im na pożegnanie, czuła na sobie wzrok Harry’ego. Odwróciła się i popatrzyła na niego.

Stał przy kominku z rękami w kieszeniach, niedbale oparty o marmurowe obramowanie. Włosy miał potargane, rosła mu broda i wyglądał jak mężczyzna, który marzy o zdjęciu marynarki.

– Co trzeba zrobić, żeby dostać tu coś do jedzenia? – zapytał radośnie, szczerząc do niej zęby.

Wzruszyła ramionami.

– Było jedzenie. Mnóstwo dobrego jedzenia.

– Przekąski – powiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – Pamiętasz mnie? Tego faceta, którego zaprosiłaś na kolację?

Gdybyś, zamiast nauczać tańca, rozejrzał się wokół siebie, zauważyłbyś zapewne potrawy od najlepszych dostawców w tym kraju. Innym gościom bardzo smakowały.

– Kolacja jest wtedy, gdy siadasz za stołem, żeby ją zjeść. Najlepiej naprzeciwko osoby, która cię zaprosiła.

– Co nasunęło ci myśl, że zaprosiłam cię na kolację? – zapytała zdziwiona. – O ile pamiętam, w naszej rozmowie w ogóle nie padło słowo „kolacja”. Czy zawiodła cię dzisiaj doskonała pamięć supergliniarza?

– Na to wygląda. Tak jak twoja pamięć zawiodła cię w sprawie portretu pamięciowego. O co chodzi z tym portretem, Malone? Rozpoznałaś gościa, czy co?

Niecierpliwie wzruszyła ramionami.

– Nie bądź niemądry, oczywiście, że nie. Skąd mogłabym go znać?

– Chociażby z racji twojej pracy. Spotykasz mnóstwo kryminalistów. Pomyślałem, że mógł to być ktoś, z kim się zetknęłaś. No bo kto? Chyba nie brat?

– Postradałeś rozum?

– W porządku, nie brat. Więc, kto, do cholery?!

– Skąd mam wiedzieć?!

Patrzyli na siebie w gniewnym milczeniu.

– Czy my się kłócimy? – zapytał w końcu z uśmiechem szczęścia.

– To zdarza się tylko ludziom, którzy się dobrze znają. Przypominam, detektywie, że nas to nie dotyczy.

Myślałem, że zaprosiłaś mnie tu dzisiaj, żebyśmy się mogli lepiej poznać.

Roześmiała się.

– Gdyby nie fiołki, pomyślałabym, że zjawiłeś się tylko po to, by mnie wypytać o zabójcę.

– Uznałem, że piękna kobieta, z którą jem kolację, przyjmie ten drobny upominek z przyjemnością.

– Naprawdę uważasz, że jestem piękna?

– Połowa Ameryki tak uważa.

– A draga połowa uważa, że nie – zagryzła wargę, żałując, że to powiedziała, odsłoniła się przed nim.

Patrzył na nią zdumiony.

– Obchodzi cię, co myślą inni? Wiesz, jak wyglądasz. Jesteś wspaniała w tym, co robisz, odniosłaś sukces. Naprawdę jesteś aż tak zakompleksiona, Malone?

Wzruszyła ramionami, unikając jego wzroku.

– Tylko żartowałam. Przyglądał jej się, zaintrygowany.

– Wcale nie żartowałaś – powiedział łagodnie. – Chcesz o tym porozmawiać?

– Nie ma o czym.

– Wręcz przeciwnie – ujął jej podbródek, zmuszając, by na niego spojrzała. – Mnie możesz powiedzieć, Mal. Zachowam to dla siebie.

– Och, Harry! – zawołała ze śmiechem. – Zupełnie jakbym słyszała samą siebie.

– Czasem wcale nie wydajesz się być sobą. Jesteś dla mnie zagadką – przesunął dłonią po jej karku, po miękkich włosach.

Czuła opuszki jego palców na swojej skórze, ciepło, którym emanował.

Leciutki dreszczyk przyjemności przeleciał jej po krzyżu. Wsparła się o Harry’ego ramieniem. Przytulił ją delikatnie, masując kark. Mal czuła, jak miękną jej kolana.

– Dobrze? – szepnął.

– Mmmm, minąłeś się z powołaniem, detektywie. Powinieneś zostać masażystą – topniała mu w ramionach i wiedziała o tym.

Uniosła ku niemu twarz. Ich oczy zwarły się w długim spojrzeniu. Musnął wargami jej usta i Mal westchnęła cicho. Potem wzięła się w garść i odsunęła.

Obciągnęła sukienkę, przygładziła ręką włosy.