– Ja też.
– Wobec tego zadzwonię do ciebie w ciągu dnia.
Maszynka do kawy zaczęła parskać i gulgotać. Mal wywinęła się z jego objęć i zaczęła wyjmować z szafek kubki, cukier, mleko.
– Niestety, tylko chude – powiedziała, nalewając kawę.
– Piję czarną.
Ich oczy się spotkały.
– Ciągle dowiaduję się o tobie czegoś nowego.
– To prawda. – Przysunął się i wziął od niej kubek. Był tak blisko, że mogła wyczuć zapach jego skóry, zobaczyć kędzierzawe włosy na piersiach. Był zdecydowanie niebezpieczny.
– Zarost ci widać – powiedziała, nalewając mleka do swojego kubka. Harry przesunął dłonią po ciemnej szczecinie na policzkach.
– To mnie zawsze wyda – powiedział ze smutkiem. – Co sobie pomyśli portier?
– Niech sobie portier myśli, co chce – roześmiała się.
– A więc nie obawiasz się, że sprzeda swoje informacje reporterom z „Enquirer”?
– Jestem nowoczesną kobietą – wzruszyła ramionami. Nigdzie nie jest powiedziane, że mam żyć w celibacie.
Popił kawy i powiedział:
– Muszę zabrać rzeczy z hotelu i złapać samolot o szóstej.
– Chyba powinieneś się pośpieszyć.
– Chyba tak. Ociągał się jednak, sącząc kawę. – Dziękuję za zaufanie, Mal.
Skinęła głową.
– Nie zdążysz na samolot – zmieniła co prędzej temat, żeby nie myśleć o tym, jak wiele mu powierzyła.
Wrócił do pokoju gościnnego i szybko się ubrał. Czekała na niego w holu.
– Czuję się, jak „ten drugi”, wymykający się cichcem o świcie.
– Dzięki Bogu, nie ma żadnego męża.
– Bardzo się? tego cieszę. Lubię, kiedy moje kobiety nie mają zobowiązań.
– Na wypadek, gdybyś się chciał zaangażować? – zadrwiła ze śmiechem.
– No właśnie – otoczył ją ramionami.
Czuła przy sobie twarde, męskie ciało, w nozdrzach zapach skóry. Wsparła się o niego, z niechęcią myśląc o samolocie o szóstej. Pocałował ją. Był to ten sam, długi, łagodny pocałunek, co poprzedniej nocy. Puścił ją i podszedł do drzwi prywatnej windy.
– Zadzwoni do ciebie Lara Havers – powiedziała z przekąsem.
– Jaka szkoda, że mam zastrzeżony numer! – z uśmiechem nacisnął guzik i drzwi windy się otworzyły. – Odezwę się – powiedział.
Uśmiechała się jeszcze, kiedy drzwi się zasunęły i Harry Jordan zniknął z jej pola widzenia. Wróciła do sypialni, żeby przygotować się na czekający ją pracowity dzień. Ubierała się, zerkając na kosz fiołków na stoliku pod oknem.
Obok leżała sfatygowana brązowa koperta, której nie dostrzegła wcześniej.
Zaintrygowana, otworzyła ją i zajrzała do środka. Spojrzała w ciemne, groźne oczy seryjnego mordercy na portrecie pamięciowym.
– Och, Harry! – szepnęła, wstrząśnięta. – Jednak mi to zrobiłeś. Ty parszywy, podstępny draniu!
17.
Burza, oberwanie chmury i huragan sprawiły, że lot Harry’ego do Bostonu został opóźniony. Z dziennika telewizyjnego dowiedział się, że nad Nowym Jorkiem szaleje tropikalna burza, snuł się więc po hali odlotów na La Guardii, popijając darmową kawę i rozmyślał o Mallory Malone. Nadal uważał, że jest zagadkowa, choć teraz rozumiał ją lepiej. Nie rozumiał tylko jej niechęci do współpracy w sprawie morderstwa Summer Young, ponieważ Mal starannie unikała tematu portretu pamięciowego.
Zastanawiał się, co zrobi, kiedy znajdzie kopertę z portretem zabójcy. Miał nadzieję, że pobudzi to jej pamięć. A jeżeli nie, to przynajmniej powie mu, dlaczego ten wizerunek mężczyzny porusza ją tak głęboko.
Po raz pierwszy w życiu spóźnił się do pracy. Nie miał nawet czasu, by pojechać do Squeeze’a, który od wczoraj przebywał pod czułym dozorem Myry, opiekunki psów. Myra miała sześćdziesiąt lat, figurę trzydziestolatki, chmurę miedzianych włosów spływających poniżej pasa, na nogach grube białe skarpety, a na szyi paciorki miłości. Wyglądała jak ludzka wersja setera, którego wyprowadzała zawodowo na spacer.
– Wybrałeś sobie idealną porę na spóźnienie – powiedział Rossetti, kiedy Harry dotarł w końcu na posterunek. O ósmej szef zwołał naradę. Nieźle się wkurzył, kiedy się nie zjawiłeś. Wyładował się więc na mnie. „Czyż mogę oczekiwać, że złapiecie pirata drogowego, a co dopiero mordercę!”, taki był ogólny sens jego wypowiedzi.
Harry uśmiechnął się szeroko. Szef znał wyniki jego pracy. Jasne, w jego karierze znajdowały się przypadki nie rozwiązanych spraw, ale stanowiły drobny ułamek. Szef wiedział, że jest gliniarzem z krwi i kości, pracoholikiem. I nigdy nie odpuścił sprawy morderstwa: pracował nad nią jak Squeeze nad kością, którą zakopał w ogródku – ostrożnie, systematycznie, krok po kroku. Morderca Summer Young nie uderzy ponownie, dopóki on będzie miał tu coś do powiedzenia.
– Zrobiłeś sobie wakacje, Profesorku? – Rossetti odchylił się razem z krzesłem.
Skrzyżował ramiona i uśmiechał się radośnie, z jedną krzaczastą brwią uniesioną kpiąco.
– Masz, być może, doskonałe zęby, ale sparszywiały umysł. Jedna noc poza domem nie oznacza jeszcze wakacji.
– W twoim świecie, owszem. Ona musi być kimś wyjątkowym, skoro wyjechałeś z miasta.
Harry spojrzał mu prosto w oczy.
– Zgadza się, jest wyjątkowa.
– Znamy jej nazwisko? – Rossetti huśtał się na żałośnie poskrzypującym krześle.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
– Ty nie. Ja tak.
– I tak już zostanie?
– Aha! – Harry metodycznie przeglądał stertę dokumentów na swoim biurku.
– A czy nie jest to przypadkiem niejaka Malone? – Rossetti pchnął krzesło odrobinę za daleko. Rozległ się łoskot i Harry zajrzał pod biurko na leżącego partnera. Roześmiał się, kiedy Rossetti usiadł, rozcierając sobie łokcie.
– Nie robią już takich krzeseł, jak wtedy, gdy byłem dzieckiem – powiedział z pretensją.
– Detektywów też nie. Po zrobieniu ciebie, stłukła się forma, Rossetti. Zamiast węszyć w moim życiu prywatnym, wprowadziłbyś mnie lepiej w sytuację.
Zajęło to Rossettiemu dobrych parę minut. Potem przyszła wiadomość o strzelaninie w „7 Eleven” i rozpętało się piekło. Wymiotło ich z posterunku w ciągu sekund i nikt nie miał czasu, by pomyśleć o pannie Malone.
Kordon umundurowanych policjantów otaczał parking sklepu „7 Eleven”, kiedy dotarli tam z wyciem syreny. Wyskoczyli z wozu, jednym spojrzeniem ogarniając scenę.
Ambulans zahamował tuż za wozem policyjnym i sanitariusze minęli ich biegiem, niosąc sprzęt. Za nimi pojawili się reporterzy z „Heralda” i ekipy telewizyjne z lokalnych stacji. W mgnieniu oka ustawili kamery i zaczęli filmować. Rossetti poszedł porozmawiać z policjantami z patrolu, który pierwszy znalazł się na miejscu przestępstwa. Harry torował sobie drogę przez tłum w stronę wejścia do sklepu.
– Detektywie Jordan! – była to reporterka z telewizji.- Ile ofiar? Co wiecie o zabójcy?
Uniósł dłoń.
– Zlituj się, Lucia! – zawołał, przyspieszając kroku. – Powiem ci, co się stało, jak tylko sam się czegoś dowiem.
Dźwiękowiec podsunął jej mikrofon. Lucia odwróciła się w stronę kamer i rozpoczęła relację ze sklepu.
– Przed paroma minutami miała miejsce strzelanina w supermarkecie „7 Eleven” – powiedziała z zawodową rutyną. – Nie znamy jeszcze liczby ofiar, ale z pierwszych doniesień wynika, że może być ich kilka. Nic jeszcze nie wiadomo o napastniku, choć lada chwila spodziewamy się informacji w tej sprawie.
Na razie wiadomo tylko, że był to napad rabunkowy, oraz że oddano kilka strzałów. O dalszym rozwoju wypadków będziemy informowali na bieżąco. W sklepie Harry patrzył na ofiary. Jedna z całą pewnością była martwa – odstrzelono jej czubek głowy. Sanitariusze pochylali się nad drugą, młodym Murzynem. Na pierwszy rzut oka nie wydawał się szczególnie poszkodowany, miał tylko parę dziurek w klatce piersiowej, lecz kiedy go unieśli, po podłodze rozlała się krew. Był nieprzytomny.