Выбрать главу

Czerwona kula odbiła się od białej, przetoczyła wolno przez stół i wpadła do bocznej łuzy. Mal podniosła wzrok i zamrugała powiekami.

– To takie łatwe, Profesorku!

Westchnął ciężko.

– W czasach mojej matki pozwoliłabyś wygrać dżentelmenowi. Zadbałabyś o to, by się dobrze poczuł, podbudowała jego męskie ego.

– Jestem raczej zwolenniczką sypania soli na otwarte rany. Ustaw kule, Profesorku.

Spojrzał na nią podejrzliwie.

– Dlaczego mam takie dziwne uczucie, że już w to kiedyś grałaś?

– Może dlatego, że pracowałam w takim klubie. Dawno temu. Przed wiekami. No i tamten klub wyglądał trochę inaczej?- wzdrygnęła się ze wstrętem na wspomnienie obskurnej sali z jarzeniówkami i mężczyzn, dmuchających sobie dymem papierosowym do kufli z piwem.

Uniosła jedną brew i spojrzała na niego z wyzwaniem w oczach.

– Stawiam pięćdziesiąt dolców, że cię pobiję.

– Przyjmuję. Ale mam przeczucie, że tego pożałuję.

Okazało się, że przeczucie go nie myliło. Pół godziny później wręczył jej pięćdziesiąt dolarów.

– Gdyby to było w kinie, wsunęłabym szmal za dekolt, ale, jak zapewne zauważyłeś, wycięcie jest na to zbyt głębokie.

– Zauważyłem i mógłbym dodać, że sam widok, jak pochylasz się nad stołem w tej sukni, wart był pięćdziesięciu dolców.

– Erotoman – powiedziała, wsuwając mu dłoń pod pachę. – Co dalej, Profesorku?

– Co powiesz na drinka przed snem?

Limuzyna zawiozła ich na Lousiberg Square. Mal ze zdumieniem patrzyła na wspaniały, stary dom.

– Tu mieszkasz?

– Na parterze. Piętra odnajmuję.

Otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Rower górski stał oparty o ścianę w holu, kask leżał na pięknym, osiemnastowiecznym stoliku, a na środku jedwabnego, perskiego dywanu spoczywała obgryziona wołowa kość.

– Prawdziwy dom – powiedziała Mal z aprobatą, kiedy zaprowadził ją do salonu. – Mówię poważnie, Harry, tu jest pięknie. Nawet z tym Nautilusem pokój zachował wdzięk innej ery.

– Dziękuję, Malone. Rozgość się. Czego się napijesz?

– Poproszę o kawę.

Zerknęła ciekawie do sypialni. Nie było w niej wiele: twarde łoże z czasów Jakuba I, dwa nocne stoliki, stary fotel i dywan, który wyglądał jak przeżuty.

– Squeeze próbował go zjeść, kiedy był szczeniakiem – zawołał Harry z kuchni. – Chorował potem przez tydzień. Już nigdy nie zjadł nic, czego nie powinien.

Łazienka była nie z tego świata.

– Jak ty tu funkcjonujesz? – zdziwiła się brakiem blatów.

– Radzę sobie – włączył ekspres do kawy. – Dla mnie wystarczy.

– Mmmm – zajrzała do kuchni. – Coś takiego! – zawołała na widok granitu i metalu. – Nie wspomniałeś, że umiesz gotować.

– Nie umiem, to tylko atrapa. Ale zawsze chciałem się nauczyć. Pewnego dnia wybiorę się do szkoły kucharskiej w Toskanii i zobaczę, jaki ze mnie kucharz.

– Mogę ci to powiedzieć już teraz. Marny.

Oparła się o granitową ladę i przyglądała mu się badawczo.

– Spędziłam uroczy wieczór, Harry. Dziękuję.

– Cała przyjemność po mojej stronie, psze pani – złożył jej kurtuazyjny ukłon.

– Mal – poprawiła. – Ile ty masz właściwie lat? – spytała.

– Trzydzieści pięć i ani dnia więcej. Śmiejąc się uderzyła go w pierś.

– Jesteś niemożliwy, Harry Jordan. Mówiłam poważnie.

– Wiem – przyciągnął ją do siebie, ujął w dłonie jej twarz. Przez długą chwilę patrzyli sobie w oczy.

– A co z naszym kontraktem? – szepnęła.

– Istnieje klauzula uzupełniająca – pocałował ją.

Był to czuły pocałunek, słodki i trochę drżący. Jego usta były ciepłe, jej miękkie, rozchylone w gotowości.

Zapomniała o oddychaniu, to nie miało znaczenia, ważne były tylko jego usta.

Zanurzyła palce w ciemnych, kędzierzawych włosach Harry’ego, odchyliła głowę, czując na nagiej skórze jego palce.

Harry oderwał usta i Mal łapczywie zaczerpnęła powietrza.

– Przysięgam, nie miałem zamiaru tego robić – powiedział łamiącym się głosem, nie wypuszczając jej z ramion.

– Ja również – pomyślała, że jeżeli ją teraz puści, zwyczajnie klapnie na podłogę.

– Kawy?

Skinęła głową, zadyszana, jeszcze trochę oszołomiona. Pomógł jej wdrapać się na stołek przy kuchennym barku, nalał kawy do białych kubków.

– A co powiesz na kanapkę? Zaczęła się śmiać, zupełnie rozbrojona.

– Och, detektywie. Skąd wiedziałeś, że właśnie mam na to ochotę?

– Szósty zmysł, droga pani – wyjął z lodówki dwa słoiki – Życzy pani do indyczki musztardę czy majonez?

– Jedno i drugie!

25.

Suzie zrzuciła buty i boso poszła do łazienki. Umyła zęby, wypłukała usta, przemyła twarz. Przyłożyła chłodny ręcznik do bolącej głowy. Sprawiło jej to ulgę, postanowiła więc, że zrobi sobie woreczek z lodem.

Podreptała z powrotem do kuchni i otworzyła lodówkę. Tacka na lód była pusta.

Suzie westchnęła ciężko. Widocznie zużyła kiedyś lód i nie napełniła pojemnika wodą.

Potem przypomniała sobie kilogramową paczkę mrożonego groszku, którą kupiła przed paroma miesiącami, kiedy miała skręconą kostkę. Groszek działał nie gorzej od drogiego woreczka z lodem, ponieważ był elastyczny. Owinie paczkę w poszewkę na poduszkę i przyłoży do głowy.

Z paczką mrożonego groszku w ręku poszła powoli do sypialni. Czuła się coraz bardziej otumaniona. Przypomniała sobie, co mówiła siostra przełożona, że po zażyciu tabletek będzie spała. „Prześpisz pół dnia”, powiedziała. Suzie myślała o tym z ulgą. We śnie nie będzie przynajmniej widziała tych błyskawic przed oczami. Może kiedy się obudzi, ból minie.

Ale jeśli zaśnie, przegapi spotkanie z siostrą. Niepewnie zerknęła na zegarek.

Było bardzo późno, ale wiedziała, że Terry nie wróciła jeszcze z randki z narzeczonym. Postanowiła, że zadzwoni i nagra się na automat.

Odłożyła paczkę z groszkiem i zaczęła rozpinać pielęgniarski fartuch.

Kot przybiegł za nią do sypialni. Skoczył na łóżko i patrzył na nią, nerwowo machając ogonem.

– O co chodzi, Quentin? – kot zachowywał się dziwnie. – Uspokój się, dobrze?

Zrzuciła fartuch, zdjęła stanik i ostrożnie położyła się na łóżku, wykonując okrężne ruchy głową, co powinno zmniejszyć ból. Sięgnęła po słuchawkę i wykręciła numer Terry, czekając cierpliwie aż włączy się automatyczna sekretarka.

Mężczyzna wyszedł z garderoby. Była odwrócona do niego plecami. Zbliżył się na palcach.

– Cześć, Terry, to ja – powiedziała Suzie do automatu. – Nie czuję się najlepiej. Znowu migrena. Dali mi w szpitalu jakieś proszki. Działają nasennie, więc nie wiem, czy jutro przyjdę… Właściwie, to już dzisiaj…

Kot zesztywniał, wpatrując się nieruchomym wzrokiem w coś za jej plecami. Wygiął grzbiet i syknął. Oczy płonęły mu jak dwa węgielki w świetle bocznej lampki.

– Quentin, co w ciebie… – Suzie odwróciła się, żeby zobaczyć, na co patrzy kot. Koty zachowują się czasem tak dziwnie…

– Och, Boże! – powiedziała zduszonym szeptem. – Och, mój Boże, mój Boże… – Przycisnęła słuchawkę do serca. – Co pan tu robi? – powiedziała. – Co…?

Strącił telefon i wyciągnął po nią ręce. Z okrzykiem przerażenia, odskoczyła w tył, do drzwi. Rzucił się na nią całym ciałem, pochwycił za kostkę. Suzie zwaliła się na podłogę.

Krzyczała, krzyczała i krzyczała…

Siedział na podłodze. Chwycił jej gęste, rude włosy w garść i ciągnął ku sobie, dopóki jej głowa nie spoczęła na jego kroczu. Leżała bezbronna na plecach, między jego nogami. Twarz miała śmiertelnie bladą, oczy czarne z przerażenia.