Poczuła jak policzki jej płoną i ściągnęła sweter. Powachlowała twarz dłonią, udając że rozgrzewa ją ogień, a nie spojrzenie szarych oczu.
Płyta Nat King Cole’a z cichym zgrzytem dobiegła końca. Harry stanął przy półce, w zamyśleniu przesuwając palcem po grzbietach płyt. W końcu wybrał krążek, nastawił adapter i wrócił do Mal, przygaszając po drodze światła.
Polano przewróciło się, posyłając w górę komina fontannę iskier, deszcz bębnił w szyby, Sinatra śpiewał miękko „fly with me fly, Let’s fly away…”
Mal czuła się trochę tak, jakby frunęła, zawieszona w przestrzeni i czasie.
Istniał tylko ten dom uczepiony urwiska, z dala od świata. Wszystko to razem było niebezpiecznie uwodzicielskie.
– Przyjeżdżam tu często sam – odezwał się Harry. – Po dniu wspinaczki albo jeździe na rowerze, zapalam ogień, otwieram butelkę, nastawiam płytę…
– Przygaszam światła…
– Jasne, że przygaszam światła. Dzięki temu widzę drzewa i księżyc.
– Na wypadek, gdybyś nie zauważył, dzisiaj nie ma księżyca.
– Mówiłem ogólnie.
Spoglądała na niego znad brzegu kieliszka, myśląc o kobietach, które tu przywoził. Trudno oczekiwać, żeby mężczyzna taki jak Harry był zawsze sam.
Poczuła ukłucie zazdrości i powiedziała sobie, że życie płciowe Harry’ego Jordana nie powinno ją w ogóle interesować. „Doprawdy?”, szyderczo podszepnął jakiś głos. „Więc dlaczego chcesz wyciągnąć rękę i dotykać go? Dlaczego nie możesz oderwać od niego oczu?”
Harry nie mógł oderwać oczu od niej. Twarz miała zarumienioną, jasne włosy wyschły i gładko okalały jej głowę, niebieskie oczy wydawały się wielkie za szkłami okularów. Mógł się założyć, że bez nich nie widzi na dwa kroki przed sobą.
Mal podniosła się z kanapy, zahipnotyzowana. Stanęła o krok od Harry’ego i ich oczy spotkały się ponownie wywołując uczucie naelektryzowania. Mal dreszcz przeleciał po plecach.
– Harry, dlaczego właściwie zawarliśmy tę umowę o braku zobowiązań? – zapytała cicho.
– Polityka niezaangażowania – mruknął trochę bez związku. Położył dłonie na jej ramionach i Mal pomyślała, że stopi się pod jego dotknięciem.
– Zawsze możemy umieścić zastrzeżenie: „z wyjątkiem dnia dzisiejszego”.
Zdjął jej okulary i ostrożnie odłożył na stolik. Patrzyła na niego oczami krótkowidza, serce biło jej gdzieś w przełyku. Uniósł dłoń i przesunął palcem po jej wargach. Mal zadrżała. Zamknęła oczy, kiedy całował jej brwi, powieki i przesuwał językiem po rzęsach.
– Słodko – powiedział niewyraźnie. – Bardzo słodko. Zastanawiałem się, jak smakujesz.
Polizał kącik jej ust, ucałował czubek nosa, wtulił twarz w jej szyję.
Westchnęła głęboko.
Przyciągnął ją, a ona objęła go za szyję, odchylając głowę, pragnąc, żeby ją tulił, żeby ją całował. Kiedy musnął wargami jej usta, zamruczała jak kot.
Zatraciła się w doznaniach, chcąc tylko, by ta chwila trwała i trwała.
Kiedy w końcu podniósł głowę, przylgnęła do niego instynktownie, nie otwierając nawet oczu. Harry spojrzał na nią z czułością, wziął na ręce i zaniósł na kanapę przed kominkiem.
– Mogę chodzić – zaprotestowała rozmarzona.
– A twoje bąble?
Ułożył ją na poduszkach. Wyglądała jak nastolatka w tej idiotycznej flanelowej piżamie i skarpetach, z potarganymi włosami, cała zarumieniona z emocji. Ale kiedy otworzyła oczy i rzuciła mu zagadkowe, na wpół błagające, na wpół odpychające spojrzenie, wiedział, że nie patrzy na zwyczajną dziewczynę.
– Jesteś zdenerwowana, Malone? – zapytał, ujmując jej lewą stopę i zdejmując skarpetę.
– Mallory – poprawiła. Zdjął drugą skarpetę.
– Nie odpowiedziałaś – zaczął masować stopę, łagodnie, rytmicznie.
– Oczywiście, że nie jestem zdenerwowana – patrzyła na niego oczami rozszerzonymi z przestrachu.
Przesunął dłonią wzdłuż gładkiej łydki, masując obolałe mięśnie. Było to cudowne uczucie i Mal odprężyła się.
– Mmmm, jak dobrze – zamruczała. – Cudownie… Kiedy mnie znów pocałujesz?
– Skoro o to prosisz… – wciągnął ją sobie na kolana, ujął w dłonie twarz.
Płynęły minuty, a oni się całowali. Chciała być bliżej niego, więc ściągnęła mu koszulę, gładząc nagie plecy o smukłej linii mięśni.
Jego dłonie znalazły się pod górą od niebieskiej piżamy, przemykały po jej skórze, zataczały kręgi wokół piersi. Mal jęknęła z rozkoszy, odchyliła się w jego ramionach, poddając pieszczocie.
Drżącymi palcami rozpiął jej piżamę. Spojrzał na Mal, ozłoconą arizońskim słońcem. Krągłe piersi, uwieńczone koralowymi brodawkami, dopraszały się dotyku.
Pochylił głowę, przemknął po nich językiem, smakując jej ciało, sunąc ustami coraz niżej i niżej.
Rozwiązał pasek piżamy i odsłonił ją całą. Obrysował palcami linię jej brzucha i Mal zadrżała. Wygięła plecy w łuk, kiedy nakrył dłonią wzgórek włosów i delikatnie przesunął palcem po najczulszym miejscu. Mal krzyknęła cicho, napierając na jego dłoń. Przywarł wargami do jej ust, kąsając, całując, podczas gdy jego palce wznosiły ją na szczyt. Z okrzykiem, będącym w połowie jękiem, pozwoliła mu zabrać się poza granicę samokontroli.
– Och, Harry! Harry! – jęknęła.
Była piękna w tym momencie poddania. Patrzyła jak zahipnotyzowana, kiedy się rozbierał. Przesunęła językiem po suchych wargach, pragnąc go, pragnąc mu się oddać.
Zrobiła mu miejsce obok siebie na kanapie.
– Harry – powtórzyła głębokim, miękkim głosem. – Harry…
Leżał już przy niej, chłonąc jej rozpalone ciało, smakując jej skórę, podczas gdy ona drżała pod dotykiem jego rąk. Potem miękko osunęli się z kanapy na dywan.
Miał ją pod sobą, rozświetloną płomieniem ognia. Zatonęła w jego oczach, czekała. Była wilgotna, piękna, zmysłowa, głęboko podniecająca i Harry poczuł, jak pożądanie zalewa go żarem. Ogarnął ją ramionami, znowu szukając jej ust.
Wczepiła mu dłonie we włosy, kiedy w nią wszedł, objęła go nogami, wybiegając mu na spotkanie.
Pragnął jej, teraz, natychmiast, drżał z pożądania, ale chciał zabrać ją ze sobą, chciał dać jej rozkosz.
– Poczekaj – szepnął. – Mal poczekaj… – wziął głęboki oddech, jak po długim biegu, próbując zapanować nad sobą, potem ona wymówiła jego imię cichym, łamiącym się głosem i był stracony.
Jej jęki narastały z każdym jego ruchem. Wsparł się na dłoniach, spoglądając na nią. Poszukał oczu Mal i ponownie wzniósł ją wysoko, by razem przetoczyć się przez krawędź i osunąć w otchłań, ciało przy ciele, usta przy ustach. Potem znieruchomieli.
Mal leżała pod nim, ciągle go sobą otaczając, dryfując gdzieś w przestrzeni, nie chcąc go wypuścić. Rozkoszowała się jego ciężarem, gładką, wilgotną skórą, ostrym zapachem mężczyzny.
– Mallory – jęknął, a ona uśmiechnęła się, powoli wracając na ziemię.
– Przygniatam cię – odsunął się od niej i Mal westchnęła z żalem. Seks nie był dla niej jedynie zaspokojeniem zmysłów. Oznaczał więcej niż przyjemność, oznaczał, że w momencie zjednoczenia jest kochana. Chciała, by to trwało jak najdłużej. Kiedy uwolnił ją od swojego ciężaru, była znowu sama.
Usiadła, obejmując kolana ramionami. Harry patrzył na nią przez długą chwilę, a ona próbowała odczytać jego myśli. Pochylił głowę i delikatnie ucałował zabąblowane palce, jeden po drugim.
Łzy wezbrały jej pod powiekami: twardy gliniarz był czułym kochankiem, uważającym i szczodrym.
Podniósł sweter, otulił jej ramiona, przygładził roztrzepane włosy. Ręce mu drżały tak samo, jak jej, kiedy go dotykała, w zdumieniu przesuwała palcami po jego policzku, po ostrym zaroście, który poranił jej delikatną skórę, choć ona nawet tego nie zauważyła.