Выбрать главу

– Pewnie, że widziałeś – odburknął Harry, co Waxman skwitował śmiechem.

„Harry spojrzał w dół na stopy Waxmana: obute były w pantofle Gucciego. W głowie Harry’ego rozległ się dzwonek alarmowy.

– Ładne buty, doktorze – stwierdził uprzejmie.

– Drogie, ale wygodne – przyznał Waxman. – Kiedy jest się na nogach tyle godzin, co ja, człowiek zaczyna doceniać wygodę.

– Spadłeś mi jak z nieba – Harry chwycił go pod ramię, jakby się bał, że doktor mu ucieknie. – Chodzi o Suzie Walker. Chcę wiedzieć, z kim pracowała, z kim się przyjaźniła, kogo znała.

Waxman uniósł brwi.

– Myślicie, że to ktoś z nas? Ze szpitala? – zapytał przerażony.

– Powiedzmy, że sprawdzamy każdego, z kim miała jakikolwiek kontakt. Rutynowe czynności, nie ma powodu do niepokoju.

Oczy Waxmana spochmurniały.

– Jezu, Harry, jeżeli zaczniesz tu przesłuchania, rozpęta się piekło.

– Dlatego ciebie pytam pierwszego. Pracowała z tobą. Znałeś ją lepiej niż inni lekarze.

«- No, chyba tak. Chociaż doktor Andrews też ją znał; miała staż na położnictwie. I Starewski, z neurologii. Prawdę mówiąc, Harry, prawie wszyscy ją znali. Zadałeś mi cholernie trudne pytanie. Szpital jest takim małym światkiem, nawet taki wielki szpital.

Harry westchnął ciężko, wiedział, że doktor ma rację.

– Cóż, gdyby ktoś taki przyszedł ci do głowy… Doktor Waxman skinął głową.

– Jasne – powiedział i odszedł szybko.

Przy stanowisku pielęgniarek panowała ciężka cisza, nikt nie żartował jak zwykle. Siostry były przygnębione, nie otrząsnęły się jeszcze po strasznej śmierci Suzie, martwiły się o własne bezpieczeństwo. Harry zadał im to samo pytanie, co doktorowi Waxmanowi i otrzymał podobną odpowiedź.

– Mam nadzieję, że rana na głowie nie ma z tym nic wspólnego – powiedziała siostra.

– Nie, to sprawa osobista – odparł Harry, świadomy faktu, że z linią szwów, przecinającą na wpół ogoloną czaszkę, wygląda jak coś, co wylęgło się w laboratorium Frankensteina.

– Ładna mi sprawa osobista! – mruknęła siostra. W holu spotkał Rossetti’ego.

– Czasem wydaje mi się, że tu mieszkam – powiedział Rossetti posępnie. Zerknął na Harry’ego i pokazał w uśmiechu zęby. – Ale ty wyglądasz, jakbyś tu przynależał, Profesorku.

Minął ich w pośpiechu doktor Blake.

– Dzień dobry, panowie! – zawołał, unosząc dłoń w geście powitania. Zatrzymał się gwałtownie, odwrócił, poprawił okulary w rogowej oprawie i wlepił wzrok w Harry’ego.

– A panu co się stało, detektywie? – zapytał łagodnie.

– Drobne zderzenie z papparazzim. Można o tym przeczytać w brukowcach.

Blake podszedł bliżej, przyglądając się ranie.

– Nigdy nie czytam brukowców. W ogóle nie znam ludzi, o których się w nich pisze. To znaczy, nie znałem ich do tej pory. Tutaj pana zszywali?

– Nie, w szpitalu rejonowym.

– Sam nie zrobiłbym tego lepiej, co nie zmienia faktu, że wygląda pan na kogoś, komu przydałby się urlop. Gdybym był pana lekarzem doradziłbym parę dni odpoczynku.

– Nie ma szans. Do czasu rozwiązania tej sprawy przykuli mnie łańcuchem do komendy. Wolno mi wyprowadzić psa i pójść do „Ruby” na lunch.

– Wielka szkoda – powiedział Blake z uśmiechem i poszedł w swoją stronę.

– Profesorku, zauważyłeś, że Blake nosi buty Gucciego?

– Aha. Podobnie jak Waxman i z tuzin innych lekarzy. Twierdzą, że lubią wygodę.

To eliminuje internistów. Ich na to nie stać.

– Chyba, że to sprawa prestiżu – powiedział Rossetti z namysłem. – No wiesz, zabójca tak naprawdę chce ferrari, ale ostatecznie zadowala się drogimi włoskimi butami.

– Może masz rację – przyznał Harry. – Sprawdź wszystkich lekarzy w tym szpitalu. Chcę wiedzieć, kim są, skąd pochodzą, gdzie pracowali przedtem. Czy są żonaci i jak im się układa w małżeństwie.

Na komendzie czekała na niego wiadomość od Mal. Po chwili namysłu uznał, że notatkę przesłali jej dziennikarze z brukowców, byli ekspertami w dziedzinie zdobywania zastrzeżonych informacji. Najprawdopodobniej oni również byli autorami głuchych telefonów. Jedno pasowało do drugiego.

Zadzwonił do Mal. Podniosła słuchawkę natychmiast, jakby czekała przy telefonie.

– Cześć, Scarface – zażartowała, ale w jej głosie wyczuł napięcie.

– Zawsze mogę powiedzieć, że dorobiłem się blizny w pojedynku.

– Jak Errol Flynn? Harry westchnął.

– Najpierw był Bogart, potem Scarface, a teraz Flynn. Bez połowy włosów na głowie przypominam raczej Willisa.

– To jeszcze nie tak źle – zauważyła.

– Squeeze ledwo mnie poznał.

– Ja ciebie ledwo poznałam.

– Matka ostrzegała mnie, że policyjna robota doprowadzi mnie do zguby.

– Twoja matka miała rację. Poza tym, wydaje mi się, że za tobą tęsknię.

– Tęsknisz za mną, Malone?! Brakuje ci mojej silnej, męskiej osobowości?

– Aha.

Czekał, żeby dodała coś więcej, ale milczała.

– A w kwestii tej poczty elektronicznej – powiedział. – To musiały być brukowce.

– Naprawdę uważasz, że po tym, co się stało na Farmie Jordana, zrobiliby głupi kawał?

Harry wcale nie był tego pewien, ale chciał ją uspokoić, chciał wymazać nutkę zdenerwowania z jej głosu.

– Wiedzą, jak zdobyć zastrzeżony numer, adres, potrafią grzebać w przeszłości…

Nagle podjęła decyzję. Zrozumiała, że to nie może dłużej trwać. Musiała mu powiedzieć.

– Harry – przerwała mu. – Muszę się z tobą zobaczyć. Naprawdę cię potrzebuję.

Wiedział, że Mal nie żartuje. Nie pytał o nic, po prostu powiedział: „Dobrze.

Przylecę, jak tylko będę mógł.”

– Mój rycerz w srebrnej zbroi – powiedziała miękko.

– Mam nadzieję, że stanę na wysokości zadania. Będę około siódmej, dobrze?

– Będę czekała – powiedziała cicho.

Siedziała na swoim pięknym tarasie, czekając na niego. Spoglądała na wieże i wieżyczki Manhattanu, który podbiła jako Mal Malone. Ale nie rozliczyła się jeszcze z Mary Mallory i z przeszłością. Ponieważ w głębi serca wierzyła, że zna prawdę, musi opowiedzieć o niej Harry’emu.

Wszedł do jej mieszkania z wybiciem siódmej. Przez chwilę stali, patrząc na siebie przez szerokość pokoju.

Harry smętnym wzrokiem obrzucił swoją skórzaną kurtkę, dżinsy.

– Przybył, o pani, twój rycerz w nieco sfatygowanej zbroi.

– Och, Harry! – zawołała, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Uwielbiała go, kiedy się wygłupiał, ale teraz śmiech uwiązł jej w gardle.

Widząc jej zdenerwowanie, objął ją mocno ramieniem.

– O co chodzi, Mal? Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko. Z trudem opanowała narastającą panikę.

– To ważne, Harry. Widzisz, wydaje mi się, że wiem, kim on jest. Harry głęboko zaczerpnął powietrza. To był szok, choć czegoś takiego się spodziewał. Zobaczył błysk paniki w oczach Mal i objął ją mocniej.

– Spokojnie – powiedział cicho. – Odetchnij głęboko, Malone i zacznij od początku.

Mal zastanowiła się, dlaczego życie poddaje ją takim ciężkim próbom. W tej chwili oddałaby wszystko, by oszczędzić sobie tych zwierzeń.

– Nie chciałam ci powiedzieć. To stara historia, nie sądziłam, że ma związek z morderstwami. Teraz wiem, że tak. Czuję to.

Wziął ją za rękę, zaprowadził na kanapę, nalał bourbona do dwóch szklanek.

Patrzył, jak z trudem przełyka alkohol.

– Okay, Mal, słucham – powiedział, siadając przy niej i biorąc ją za rękę.

42.