Выбрать главу

Mary Mallory miała osiemnaście lat, kiedy go poznała. Nigdy dotąd nie chodziła z chłopakiem, nie flirtowała, nie całowała się i nie pieściła. Była dziewicą.

Restauracja, w której pracowała wieczorami pięć razy w tygodniu, była właściwie stołówką, do której przychodzili lekarze i urzędnicy z pobliskiego szpitala.

Mężczyzna należał do starych bywalców. Starał się usiąść przy stoliku obsługiwanym przez Mary Mallory i po pewnym czasie zaczęli wymieniać uśmiechy i pozdrowienia. Lubiła go, ponieważ patrzył na nią, nie przez nią. Zdawał się dostrzegać w niej człowieka, nie tylko zapracowaną kelnerkę.

– Na początku myślała, że jest w wojsku, włosy miał tak krótko ostrzyżone, potem uznała, że to niemożliwe, skoro nosi małą, starannie utrzymaną bródkę.

Poza tym, był krótkowidzem, tak jak ona. Nosił grube okulary w czarnych oprawkach.

Najczęściej zamawiał kurczaka z tłuczonymi ziemniakami i sosem. Zauważyła, że wyjada wszystko do czysta. Pewnie mama mówiła mu, że nie dostanie deseru, jeżeli nie zje brukselki. Ta myśl wywołała u niej dziwne rozczulenie.

Zagadnął ją któregoś wieczora. Podeszła przyjąć zamówienie, on odłożył książkę, którą czytał i zapytał jak jej na imię. Zauważyła, że ma równe, białe zęby i przyjazny wyraz twarzy. Była” tak zaskoczona, że odpowiedziała bez namysłu:

„Mary Mallory Malone”.

– Ale teraz wszyscy mówią do mnie Mary – dodała, zawstydzona pompatycznością imienia.

– Podoba mi się Mary Mallory – powiedział mężczyzna. – Jest takie inne.

A potem zapytał, czy pracuje w stołówce na pełen etat.

– Och, nie, jestem studentką – odparła z nieśmiałym uśmiechem.

– Pracujesz do późna? – Wydawał się zdziwiony. – Kędy znajdujesz czas na naukę?

– W nocy – wyznała. – Tak wolę. Nikt wtedy mi nie przeszkadza. – Zaczerwieniła się na myśl, że tak czy inaczej nikt jej nie przeszkadza. Mówiła jakby była normalną dziewczyną.

– Wiem, jak to jest – powiedział z powagą. – Mam za sobą parę ciężkich lat w szkole medycznej, a teraz, kiedy pracuję na internie w szpitalu, wcale nie jest lżej – wskazał na podręcznik medyczny, który czytał, kiedy podeszła. – Nie wolno mi przestać pracować nad sobą, dopóki nie osiągnę celu.

Zastanawiała się, jaki to może być cel, ale nie ośmieliła się zapytać. Przyjęła zamówienie na kurczaka z ziemniakami, a on wrócił do swojej lektury.

Tego dnia pomachał jej na pożegnanie, a na stoliku znalazła pokaźny napiwek.

Mary uśmiechała się, sprzątając ze stołu. Uświadomiła sobie ze zdumieniem, że rozmawiała. W dodatku z mężczyzną.

Następnego dnia umyła swoje długie, cienkie włosy i związała je z tyłu wstążką.

Ubrała się w nowy, niebieski T-shirt i kolorową, cygańską spódnicę, którą kupiła za parę dolarów w sklepie z używaną odzieżą. Podnosiła wzrok za każdym razem, gdy dzwoneczek u drzwi obwieszczał nowego klienta, ale mężczyzna nie przyszedł.

Ani tego wieczora, ani następnego. Nie pokazał się przez cały tydzień i Mary pogodziła się w końcu z myślą, że znalazł inną jadłodajnię, gdzie podają lepszego kurczaka z tłuczonymi ziemniakami.

Przyszedł dopiero w sobotę. Stołówka była zatłoczona, ale obiecała mu mały stolik w rogu, gdy tylko się zwolni. Czekając, pił w barze czerwone wino.

– Jak się masz, Mary Mallory? – zapytał, kiedy go w końcu posadziła. Stała z bloczkiem do zamówień w ręku.

– Dobrze, dziękuję – uśmiechnęła się. – Nie zaglądał pan do nas przez jakiś czas.

– Kłopoty rodzinne – wzruszył ramionami. – Musiałem pojechać do domu na parę dni.

Nie powiedział, gdzie znajduje się ten dom, a ona nie zapytała.

– Nie znoszę jedzenia w szpitalnej stołówce – powiedział. – Brakuje mi obiadów mamy. Kurczak z tłuczonymi ziemniakami najbardziej mi je przypomina.

– To pewnie cieszył się pan z powrotu do domu – powiedziała. – Ze względu na te obiady – dodała, kiedy spojrzał na nią ze zdziwieniem.

– A, tak, oczywiście. Wiesz już, co chcę zamówić?

Napisała „kurczak z tłuczonymi ziemniakami” i pokazała mu bloczek.

– Zgadza się – powiedział.

Kiedy skończył drugie danie i przyniosła mu szarlotkę domowego wypieku, zapytał, co studiuje.

– Dziennikarstwo – powiedziała. – Żebym mogła zadawać pytania, zamiast na nie odpowiadać.

– Mądra odpowiedź, Mary Mallory – odparł z aprobatą.

Tym razem, zamiast zwykłego „do widzenia”, powiedział na odchodnym: „do zobaczenia, Mary Mallory”.

Odkryła, że na niego czeka, śpieszy, by go obsłużyć. Nawet trochę z nim gawędziła. Nie jest to wcale takie trudne, powiedziała sobie, uszczęśliwiona.

Pewnego wieczora przyszedł późno. Był ostatnim klientem. Płacąc rachunek powiedział, że dziś mu się nigdzie nie śpieszy, odwiezie ją więc do domu.

Pobiegła do damskiej toalety, żeby przejrzeć się w lustrze. Uczesała włosy, wygładziła cygańską spódnicę, przesunęła różową pomadką Maybelline po wargach.

Żałowała, że nie ma perfum, które zabiłyby kuchenne zapachy. Miała nadzieję, że nie jest nimi przesiąknięta. Wzięła głęboki oddech i wyszła na ulicę. Mężczyzna czekał na nią w nowiuteńkim BMW z opuszczanym dachem.

Otworzył drzwiczki i Mary Mallory wsiadła, czując się jak księżniczka.

Przycisnął jakiś guzik i dach rozsunął się z cichym szmerem. Potem włączył radio. Było trochę zimno, ale bawiło ją, że wiatr rozwiewa jej włosy, kiedy jechali w stronę zagrzybionego domu, który wynajmowała do spółki z innymi studentkami. Łagodna muzyka przenosiła ich we własny, intymny mały świat i Mary Mallory oparła głowę o oparcie wygodnego fotela, rozmarzona. Pragnęła, by ta jazda nigdy się nie skończyła.

– To pewnie tutaj – powiedział mężczyzna, zerkając na barakowaty budynek, który ona nazywała domem. Nieprzytulne światło ulicznej latarni wyławiało z mroku śmietnik i zardzewiałe rowery. Jakiś pies zatrzymał się, uniósł nogę i obsikał przednie opony BMW.

– Cholera! – wrzasnął mężczyzna. – Wynocha stąd! – rzucił Mary wściekłe spojrzenie. – Takie zwierzęta powinno się wytępić, roznoszą tylko choroby.

Była zdziwiona wybuchem, może dlatego że znała psa. Należał do sąsiada i był przyjacielskim stworzeniem. Przychodził czasem, posiedzieć na jej werandzie.

Mimo to uznała, że mógłby załatwiać potrzeby fizjologiczne gdzie indziej.

– Przykro mi – powiedziała. – To tutaj normalne. Wzruszył ramionami.

– Zajadę do myjni – powiedział i objął ją ramieniem.

Mary Mallory spojrzała na niego oczami wielkimi ze zdumienia. Wstrzymała oddech, kiedy przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

Był to jej pierwszy pocałunek i zrobiło jej się słabo. Trzęsła się jak osika.

Przez tyle lat tłumiła wszelkie doznania, teraz była jak wulkan bliski wybuchu.

Mężczyzna przechylił się i otworzył drzwi po stronie pasażera.

– Do zobaczenia w przyszłym tygodniu – powiedział. Wyślizgnęła się z samochodu, powiedziała „do widzenia”. Stanęła na chodniku przed swoim domem, machając na pożegnanie. Podniosła dłoń do ust, nie wiedząc czy cieszy się, czy martwi, że nie pocałował jej po raz dragi.

Najważniejsze było jednak to, że w ogóle pocałował ją mężczyzna. Teraz nie różniła się niczym od koleżanek, wiedziała już, jak to jest. Dopiero później, leżąc w łóżku, analizując każdą sekundę zdarzenia, uświadomiła sobie, że nie poprosił ją o spotkanie. Powiedział tylko „do widzenia w przyszłym tygodniu”. Rozczarowana uznała, że nie był to, mimo wszystko, prawdziwy pocałunek.

Kiedy parę dni później przyszedł do stołówki, spojrzała na niego z nadzieją przez grube szkła okularów. Rozpromieniła się w odpowiedzi na jego uśmiech.